5. Parszywy humor

175 11 16
                                    

    Następny tydzień minął zaskakująco szybko, choć poszczególne lekcje dłużyły się w nieskończoność. Uczniowie popadli w szkolną rutynę, a pogoda coraz bardziej się psuła. Huncowci (z wyjątkiem Petera) i Yennefer systematycznie odpracowywali swój szlaban, planując już następny kawał, bo do końca został im raptem tydzień, a Remus i Lily sumiennie wykonywali obowiązki prefektów. 

    Zgodnie z ogłoszeniem nowego kapitana drużyny Quidditcha, którym został James, w następną sobotę po śniadaniu miały odbyć się nabory - brakowało bowiem obrońcy, którym był zeszłoroczny kapitan, i pałkarzy, bo skończyli już szkołę. Wywołało to niemałe poruszenie wśród uczniów domu lwa i w umówionym dniu na boisku zgromadziła się dość spora grupa potencjalnych kandydatów, a także obecny skład drużyny.

- Gdy wczoraj pytałam o plany na weekend, nic nie wspominałeś, że Potter ma zamiar nas dzisiaj wykończyć - fuknęła Yennefer, podlatując bliżej Syriusza, który na jej słowa parsknął śmiechem.

Na początku wszyscy łącznie z nimi musieli zrobić na rozgrzewkę kilka kółek wokół boiska, a teraz ustawieni w dwie kolejki: chętnych na pozycję obrońcy i pałkarzy, byli pojedynczo sprawdzani w kwestii swoich umiejętności. James obecnie zajmował się potencjalnymi pałkarzmi, a Alicja zrezygnowana rzucała kafla jakiemuś rudowłosemu chłopakowi z szóstego roku, który starał się o pozycję obrońcy.

- Ale ty dzisiaj marudna jesteś, jak małe dziecko normlanie - zaśmiał się Łapa, na co szatynka pokazała mu język. - Nikt nie wiedział, że zgłosi się tyle ludzi - dodał po chwili.

- Ale latamy jak pieprznięci już od dwóch godzin - jęknęła fiołkowooka i uchyliła się przed nadlatującym tłuczkiem. - Patrz, gdzie celujesz, idioto! - krzyknęła, do wysokiego blondyna z czwartego roku.

Black parsknął na jej wybuch.

- Jesteś dzisiaj nie do wytrzymania, Dark! - Pokręcił zrezygnowany głową, a na jego ustach błąkał się ironiczny uśmieszek. - Przecież on dopiero się... uczy. Ma mieć podstawy, ale dopiero praktyka czyni mistrza... Ty w ogóle wiesz, o co chodzi w naborach?

- Oczywiście, że wiem - obruszyła się kasztanowłosa. - Na miejscu Jamesa od razu bym mu kazała spadać i sprawdzała następnego. W takim tempie to my nie skończymy do jutra. Przecież oni są do bani - dodała, kierując spojrzenie na rudowłosego chłopaka, który w stroju obrońcy prezentował swoje umiejętności. Jednak szło mu nie najlepiej, bo wpuszczał przynajmniej co drugi rzut, a załamana Crage próbowała nie wybuchnąć.

Brunet wzruszył obojętnie ramionami na ten widok.

- Ehh, musimy zająć się następnymi - westchnęła zrezygnowana, patrząc na grupkę uczniów, czekających na swoją kolej. 

- Zmienię Alicję, bo zaraz udusi tego kolesia - zarechotał i poleciał w stronę niebieskookiej, zostawiając szatynkę samą na pastwę tej zniecierpliwionej hałastry.

   Nagle w oczy rzuciła się jej jakby znajoma blond czupryna. Zmarszczyła brwi zdziwiona i podleciała do dziewczyny.

- Marlena? - spytała, lądując na trawie.

Jasne loki Gryfonki podskoczyły, gdy obróciła się w stronę Dark.

- O, hej, Yen! - Uśmiechnęła się szeroko tak, że w jej policzkach pojawiły się niewielkie, urocze dołeczki.

Znała McKinnon tak właściwie przez Lily, która od razu łapała dobry kontakt z każdym, na kogo się choćby natknęła. Tak właśnie było w przypadku brata Marleny, który będąc Krukonem z piątego roku i zarówno prefektem, zaprzyjaźnił się z Evans i przedstwił jej swoją o rok młodszą siostrę. Dzięki temu Yennefer także ich kojarzyła.

Życie bywa przewrotne • HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz