𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝟏

793 28 5
                                    

Zmierzchało. Chodziłam sama po ulicach Londynu, który świecił złotym światłem zasługą domów i lamp rozpostartych na ulicy. Gdzieniegdzie przechodzili ludzie wracający z pracy po swojej zmianie. Właśnie wracałam do sierocińca. Myśl o tym, że będę musiała przesiedzieć tam kolejne godziny przyprawiała mnie o dreszcze. Nienawidziłam tego miejsca z całego serca. Nie byłam tam zbyt lubiana przez paranormalne rzeczy jakie działy się przy mojej osobie. Abstrahując od tego, że umiem rozmawiać z wężami, co wielu moim rówieśników wywołuje ciarki...ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Robię straszne rzeczy gdy się zdenerwuję. Przykład? Proszę bardzo. Było to rok temu. Miałam wtedy dziesięć lat. Siedziałam w cieniu oparta o pień drzewa i czytałam książkę. Nagle ktoś krzyknął. Podniosłam wzrok, przede mną stało troje chłopaków. Znałam ich, nienawidziliśmy się...nadal się nienawidzimy. Jeden z nich trzymał coś przezroczystego i ostrego. Był to kawałek szkła. To stało się w sekundę. Dwóch chłopaków chwyciło mnie za nadgarstki i przywarło mnie do drzewa. Trzeci wziął kawałek szkła i przejechał nim po moim poliku. Poczułam bolesne pieczenie. Krew spływająca po szyi brudziła moją śnieżnobiałą bluzkę. Gdy skończyła się ta ,,zabawa" poczułam taką nienawiść i niechęć do nich, że... miałam ochotę ich pozabijać! Jednak tego nie zrobiłam, nieświadomie zrobiłam coś znacznie lepszego. Kawałek szkła poszybował do moich prześladowców. TRACH! Szkło rozbiło się na trzy kawałki i zaczęło ich ciąć. Dostałam za to miesięczny szlaban, ale patrzenie na chłopaków ze szwami na twarzy poprawiało mi humor. A kawałek szkła zostawiłam sobie, tak na wszelki wypadek.

- AAA!- krzyknęłam, ponieważ zderzyłam się z jakimś chłopakiem który jechał na deskorolce.

- Nic ci się nie stało?!- Spytał chłopak podając mi rękę.

- Wszystko w porządku.- Odparłam. Patrzyliśmy sobie w oczy kilkanaście sekund, do tego nadal trzymaliśmy się za ręce.

- Lizzie.- powiedziałam przerywając kontakt wzrokowy.

- Co? A, tak. Jestem Leo. Głupio wyszło.- zarumienił się.- Chciałabyś pójść jutro ze mną na herbatę? W ramach przeprosin...- dodał szybko.

- T-tak, pewnie. O której?

- Może być o dwunastej, w herbaciarni World of tea?

- Okej, do zobaczenia...

Przez całą drogę do sierocińca powtarzałam sobie ,, Dwunasta, Word o tea....dwunasta word of tea"

~*~

Następnego dnia obudziłam się z uśmiechem na twarzy. Związałam włosy w kucyk, nałożyłam błękitną sukienkę i pomalowałam rzęsy. Co chwila spoglądałam na zegarek z wyczekiwaniem na upragnione południe. Gdy w końcu wybiła godzina dwunasta wybiegłam z sierocińca i pognałam do herbaciarni.

- Cześć!- pomachałam do chłopaka

- Hej!- odparł Leo. Otworzył mi drzwi do herbaciarni. Weszliśmy do środka.

Było to małe, ale przytulne pomieszczenie. Największą uwagę przykuwały doniczki z kwiatami zamontowane pod sufitem, oraz dębowe okrągłe stoliki rozłożone po całej herbaciarni. Pachniało tam też intensywną herbatą. Usiedliśmy przy jednym ze stole i po złożeniu zamówienia, zaczęliśmy rozmowę:

- Jeszcze raz przepraszam.- powiedział Leo drapiąc się po karku- Mogłem zrobić ci krzywdę...

- Nic mi nie jest.‐ uśmiechnęłam się w stronę chłopaka- I każdemu może się zdarzyć. W sumie, to też moja wina. Byłam zamyślona i nie zwracałam uwagi na innych.

Leo uśmiechnął się tylko z wdzięcznością i wziął łyk herbaty

- Nadal nie wiem jak masz na nazwisko.

- O, jestem Wilson.‐ powiedziałam

- Smith.– skinął głową

- Do jakiej szkoły idziesz?- spytalam na ci chłopak się zmieszał

- Jadę do szkoły prywatnej.

- Ja będę chodziła do gimnazjum blisko sierocińca.

Leo'go lekko zaskoczyła moja wypowiedź, jednak widząc jak mój humor pogorszył się przy wspomnieniu sierocińca, postanowił nie drążyć tematu.

Rozmawialiśmy jeszcze długo aż zapadł wieczór.

- Musimy się kiedyś jeszcze spotkać.— powiedziałam na odchodne

- Koniecznie.- uśmiechnął się- Do zobaczenia

~*~

Gdy weszłam do sierocińca, od razu podeszła do mnie opiekunka.

- Lizzie, musimy porozmawiać. Chodź do mojego gabinetu.- zaczęłam się martwić, czy zrobiłam coś złego?

- Siadaj.- posłusznie wykonałam polecenie.- Kilka godzin temu dzwoniła do mnie pewna para, chcąca adoptować córkę. Podjęłam decyzję, że to ty zostaniesz adoptowana, tylko nie myśl, że to jakaś nagroda. Znieść nie mogę tych wszystkich skarg, które słyszę o tobie.

- Dziękuję pani dyrektor! 

 To był najszczęśliwszy dzień mojego życia, tej nocy nie zmrużyłam oka, myśląc o tym, ze wreszcie opuszczę to znienawidzone przeze mnie miejsce.

LizzieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz