O godzinie dwunastej mieli przyjechać po mnie opiekunowie, którzy mieli mnie adoptować. Cała trzęsłam się z nerwów. A co jeśli zrezygnują z adopcji, po tym jak dowiedzą się jak dziwnie rzeczy dzieją się w mojej obecności. Siedziałam więc w pokoju cała w stresie.
- Lizzie jest, cóż specyficzna.‐ powiedziała dyrektorka zza drzwi- Nie ma wielu znajomych i jest raczej zamknięta w sobie
- Proszę Pani. Podjęliśmy decyzję o adopcji i nie zamierzamy się wycofać. Może zmieniając otoczenie stanie się bardziej towarzyską.
Drzwi się otworzyły, i do pokoju weszły dwie osoby. Pierwszą osobą był mężczyzna. Był wysoki. Miał brązowe włosy i brązowe oczy , które dopełniała oliwkowa cera. Ubrany był w adidasy, jeansy i biały t-shirt. Koło niego stała kobieta, niższa od niego o głowę. Miała blond włosy i zielone oczy. Ubrana była w zieloną sukienkę na ramiączkach.
- Cześć!- przywitała się kobieta.- Jestem Rose, a to mój mąż Daniel. Jak się czujesz?
- Chyba wszystko w porządku.- odparłam lekko zakłopotana.
- Spakowana? Tak? No to w drogę.- powiedział Daniel. Ostatni raz spojrzałam na sierociniec,
wsiadłam do samochodu i odjechałam.
- Gdzie mieszkacie?- spytałam po jakiś trzydziestu minutach drogi.
- W Little Whinging, a dokładniej na Privet Drive 5.
- Lizzie, czy w twojej obecności dzieje się coś...niezwykłego?
- Po co pani ta informacja?- spytałam.
- Nie mów do mnie pani, wolałabym określenia mamo.
- Z tego co powiedziała nam dyrektorka nie miałaś wielu znajomych. Wykluczamy po prostu możliwości. Sądzimy, że możesz być czarownicą.‐ odrzekł Daniel
- Aż tak wredna nie jestem.- odparłam krzyżując ręce na piersi.
Ku mojemu zaskoczeniu opiekunowie się zaśmiali.
- Nie chodzi nam o to. Jesteś czarownicą, to znaczy posiadasz magiczne umiejętności.
- Głupszej rzeczy nie słyszałam. Czarownicę istnieją tylko w bajkach dla dzieci.
- Tak sądzisz? Czy gdy byłaś zła, lub smutna nie działo się nic dziwnego?- spytał Daniel.
Nie odezwałam się przypominając sobie wszystkie paranormalne rzeczy, jakie działy się wobec mojej osoby.
- Widzisz?- powiedziała Rose.- A pani...no dobrze mamo, czy ty jesteś czarownicą?
- Ja nie, ale Daniel jest czarodziejrm półkrwi.
- Czym?- spytałam
- Półkrwi, to znaczy, że jeden z jego rodziców jest czysto krwisty, czyli w jego rodzinie nie ma żadnego mugola, a drugi może być albo mugolem, albo półkrwi.
- Akurat mój tata jest czysto krwisty, a mama jest mugolką.
- Kim?- spytalam
- Mugolką. Mugol to osoba, która nie ma w sobie, ani kropli krwi czarodziejów.
- Dalej wam nie wierzę.- wzruszyłam ramionami, a mój wzrok powędrował w stronę krajobrazów za szybą.
- Jak miałaś na nazwisko?- spytał Daniel.
- Wilson.
- Cóż, teraz nazywasz się Nelson.
Stanęliśmy przed Privet Drive
Była to ulica z domkami jednorodzinnymi, ładnie przystrzyżonymi trawnikami i drogimi samochodami, którymi mieszkańcy Privet Drive lubili się chwalić. Na ulicy zawsze panował porządek. Zatrzymałam się przed domem na, którym wisiała mosiężna piątka. Zrobiłam krok do tyłu.
- Nie bój się.- powiedziała Rose.- śmiało.
Weszłam do środka.Pierwsze co rzucało się w oczy, były schody, które prowadziły na pierwsze piętro. Na przeciwko wejścia były drzwi prowadzące najprawdopodobniej do salonu, a po prawej stronie schodów była jadalnia.
- Śpisz na górze, chodź zaprowadzę cię do pokoju.- powiedział Daniel biorąc mój bagaż.- To tutaj.- powiedział otwierając drugie drzwi od schodów.
Pokój był mały, ale przytulny. Naprzeciwko drzwi było okno, na parapecie którego kwitły pelargonie. Z lewej strony okna było biurko, nad którym wisiała tablica korkowa i kalendarz. Koło biurka była szafa na książki i szafa na ubrania. Z prawej strony okna było metalowe łóżko, na którym był wygodny biały materac i dwie różowe poduszki w kratkę. Na dębowej podłodze był miękki biały dywan, a na suficie wisiał kryształowy żyrandol. Ściany były w kolorze pudrowego różu.
- Tu jest pięknie!- powiedziałam wchodząc do pokoju.
- Cieszę się, ze ci się podoba.- powiedział Daniel.
- Kto tam mieszka?- spytałam pokazując na dom z numerem cztery.
- Dursleyowie, są strasznie sztywni- stwierdził Daniel.- Mieszka tam też siostrzeniec pani Dursley, Harry Potter.
- Kto?
- Co znasz go?
- Kojarzę to nazwisko, nie wiem tylko skąd...
- Zaprosili nas jutro na kawę, będziesz miała okazję go poznać.
- Czy Dursleyowie mają syna?
- Tak nazywa się Dudley, strasznie rozpieszczony bachor.- uśmiechnęłam się.- Mam nadzieję, że ty taka nie będziesz.
- Wątpię.- odparłam.
CZYTASZ
Lizzie
Fanfiction"𝑻𝒉𝒆𝒓𝒆 𝒂𝒓𝒆 𝒎𝒐𝒓𝒆 𝒕𝒉𝒊𝒏𝒈𝒔 𝒊𝒏 𝑯𝒆𝒂𝒗𝒆𝒏 𝒂𝒏𝒅 𝑬𝒂𝒓𝒕𝒉,𝑻𝒉𝒂𝒏 𝒂𝒓𝒆 𝒅𝒓𝒆𝒂𝒎𝒕 𝒐𝒇 𝒊𝒏 𝒚𝒐𝒖𝒓 𝒑𝒉𝒊𝒍𝒐𝒔𝒐𝒑𝒉𝒚." ~ 𝐖𝐢𝐥𝐥𝐢𝐚𝐦 𝐒𝐡𝐚𝐤𝐞𝐬𝐩𝐞𝐚𝐫𝐞