8.mały maraton i wkurzony Snape

1.1K 67 19
                                    

Percy

To łóżko było takie miękkie, takie cieplutkie. Poduszka taka puchata. Było miło i przyjemnie i nadal jest.
A nie, jednak nie, właśnie Harry zrzucił mnie z łóżka. Podłoga nie dorównuje wygodzie łóżka. Gdybyście mieli wybrać pomiędzy podłogą, a łóżkiem, wybierzcie łóżko.

-Ała! Po co mnie budzisz Harry!- jęknąłem i wstałem z podłogi.

-Jest 7:20 za 10 minut zaczyna się śniadanie! -krzyknął czarodziej i wyszedł z pokoju. To mnie trochę obudziło. Szybko zgarnąłem z kufra szaty szkolną i pobiegłem do łazienki. Po pięciu minutach wybiegłem jak szalony z toalety i pobiegłem do wielkiej sali. Na całe szczęście dobrze zapamiętałem drogę, dlatego idealnie dotarłem na śniadanie. W ekspresowym tempie pobiegłem do stołu Gryffindoru i zająłem miejsce obok Harrego i Seamus'a.

-Cześć wam, jak się spało pierwszego dnia? -spytałem nakładając sobie jajecznicę na talerz. Ech, szkoda, że nie niebieska...

-Nawet w porządku, a co właściwie myślicie o tym turnieju? -spytał Ron, pochłaniając jajka sadzone.

-Mnie jakoś się nie śpieszy na wzięcie w tym udziału- odpowiedziałem- chociaż nie zdziwię się jak bliźniaki coś wymyślą -spojrzałem znacząco na Freda i Georga. Wymienili się podejrzanymi spojrzeniami i wrócili do jedzenia.

-Proszę bardzo chłopcy i Hermiono, tutaj mam dla was plan lekcji- powiedziała McGonagall podając nam kartki z rozpisem i poszła dalej

-No nie! Najpierw mamy dwie godziny eliksirów ze ślizgonami- Jęknął Ron

-Nie przesadzaj, nie może być tak źle- powiedziała Hermiona znad plan lekcji- przynajmniej później mamy Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniamii z Puchonami.

-Co niby złego jest w tych eliksirach- zapytałem- przecież nie może być aż tak źle.

Przynajmniej dla mnie. Woda to mój żywioł, a wszystko co płynne składa się w jakimś procencie z wody.

-Ja osobiście do eliksirów nic nie mam- Wtrącił się Dean-, ale tego przedmiotu uczy opiekun Slytherinu, Snape. Swój dom niesamowicie faworyzuje, a nam za byle co odejmuje punkty.

-No dobra, ja lecę do dormitorium po książki. Ktoś idzie ze mną?- powiedział Harry wstając od stołu.

Każdy był już najedzony, dlatego całą brygadą poszliśmy do dormitorium. Mieliśmy jeszcze 20 minut do lekcji, ale trzeba było się pośpieszyć, gdyż sala znajdowała się w lochach na drugim końcu zamku. Dyskretnie włożyłem jeszcze do butów po jednym sztylecie i wziąłem książki oraz różdżkę. Nadal nie wiem po co im jest ten patyk i poszedłem za resztą na lekcje, a właściwie pobiegłem. Gdy do biegliśmy pod salę zostały jeszcze dwie minuty do rozpoczęcia lekcji. Harry ledwo co łapał oddech po tym małym maratonie, a Ron i Hermiona siedzieli na podłodze opierając się o ścianę głośno dysząc.

-Jak... to... jest... możliwe... ,że nie złapałeś... zadyszki!? Przecież to... jest 15 minut... szybkiego marszu!-wydyszała dziewczyna do mnie.

-Na obozie mamy codzienne ćwiczenia kondycji. No wiesz typu biegi, wspinanie się po ściance z lawą, loty na pegazie, walki, bitwa o sztandar i takie tam.

Hermiona widocznie chciała się jeszcze mnie o coś zapytać, ale właśnie Snape otworzył drzwi do sali. Usiadłem na wolnym miejscu w samym końcu sali. Tuż przede mną siedział Harry z Ronem, a Hermiona zajęła miejsce w pierwszej ławce z jakąś dziewczyną z jej pokoju.

-Witam na pierwszej lekcji eliksirów w tym roku szkolnym- zaczął nauczyciel- widzę, że mamy nowego ucznia dlatego chciałbym sprawdzić twoją widzę- w tym momencie Spojrzał na mnie. Jego świdrujące spojrzenie przeszywało mnie na wylot- jak ci na imię?

-Percy, Percy Jackson.

-No to panie Jackson, bardzo proszę mi powiedzieć jaka jest różnica między (bardzo trudna nazwa) i (druga jeszcze trudniejsza nazwa).

Spojrzałem na niego jak na idiotę. Co. To. Ma. Być! Ja się pytam! Z każdą sekundą niezręcznej ciszy, wredny uśmiech Snejpa był coraz szerszy.

-Nie wiem panie profesorze- odpowiedziałem zrezygnowany.

Usłyszałem za plecami szyderczy śmiech ślizgonów. Starałem się trzymać nerwy na wodzy, ale to tak jakby do ognia dolewać benzynę. Wszystkie kociołki ślizgonów wybuchły. Kolorowa maź oblepiła podopiecznych domu węża. A gryfoni jak to gryfoni, już większość z nich tarzała się na podłodze ze śmiechu. Starałem się udawać zaskoczonego tą ssytuację, le tak jak Reszta moich znajomych hihrałem się jak opętany. Całkowicie przypadkiem pokierowałem błotnisty płyn na głowę nauczyciela.

-Nie wiem jak to jest możliwe, ale pana fryzura wygląda lepiej niż przed tą błotną kąpielą- stwierdziłem nadal umierając ze śmiechu- Powie mi pan jakiej odżywki pan używa, bo sądząc po ogromnej ilości tłuszczu to pewnie z jakiegoś oleju roślinnego jest zrobiona... nie czekaj! Wiem. Ze śluzu ślimaka! Poda mi pan nazwę tego produktu, bo chyba mi też jest potrzebny.

-Jackson, do dyrektora! Natychmiast!!!- wrzasnął cały czerwony że złości.

Miałem wrażenie, że zaraz mury się załamią.

-Tak jest panie profesorze!- podniosłem rękę do czoła i stojąc na baczność zasalutowałem. Szybko wziąłem moją torbę i w drzwiach dodałem -Niech się pan tak nie denerwuje, bo panu jeszcze żyłka pęknie- mrugnąłem i szybko uciekłem z sali. Mimo grubych murów nadal było słychać chichoty gryfonów i krzyki Snejpa.

No nie powiem, może nawet polubię te lekcje...

No hejo moje ludziki! Dzisiaj trochę krócej, ale bardzo bardzo, ale to bardzo chcę podziękować za prawie 200 wyświetleń! Jeżeli to „prawie" przejdzie na „na pewno" to na majówkę zrobię trzydniowy maraton. I jeszcze na przyszłość. Jeżeli gdzieś zobaczycie błędy to zwalcie to na autokorektę... Do miłego!

844 słowa

inny świat PJ i HP Herosi W HogwarcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz