Rozdział 5

252 26 5
                                    

Wróciłem w końcu do pracy, zostając zasypany milionem pytań o zdrowie. Zgodnie z prawdą odpowiadałem, że jest dobrze i czuję się świetnie. Nigdy tak nie odpocząłem jak przez te kilka dni, podczas których zajmowałem się pupilem. Wtedy też Nagato uświadomił mi, że nie wybrałem dla niego imienia, ciągle nazywając po prostu kotem. Korzystając z okazji, że było jeszcze wcześnie a czerwono włosy przygotowywał wszystko, poszedłem do niego, chcąc podzielić się nadanym imieniem. Zaszedłem go od tyłu, przytulając się do jego pleców. Gdy nie ma na sobie ubrań, wydaje się cieplejszy.

-Szefie, wybrałem imię. - Pochwaliłem się. Mężczyzna odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął, pytając o nie- Kuro. - Wypowiedziałem je z dumą na co rozmówca się zdziwił i stwierdził, że kotek nigdzie nie ma choćby jednego, czarnego włoska. Wytłumaczyłem mu, że w większości koty z tym imieniem są całe czarne, a mój rudo-biały będzie budził niezłą kontrowersję. Przygotowałem swojemu podopiecznemu posłanie na parapecie w strefie, którą dzisiaj będę obsługiwać. Zwierzątko rośnie jak na drożdżach i powoli przestaje mieścić się w kieszeni więc chcę go zacząć tego oduczać. Nie bałem się już zostawić go na większej wysokości, widząc jak świetnie skacze między kanapą a podłogą. Kotek położył się w wyznaczonym przeze mnie miejscu, zapewne czując znany zapach i obserwował mnie, jak krzątam się, obsługując przybywających gości.

Wracając do mojej " rodziny" przez cały czas miałem w głowie myśl, że rudowłosy się tu pojawi i przez większość mojej zmiany przygotowywałem się na to, mając nadzieję, że nie uderzy to we mnie tak mocno, jak wcześniej. Musiałem się nauczyć żyć ze świadomością, że tu jest, tym bardziej, że będę tu mieszkał przez przynajmniej pięć kolejnych lat. Przecież nie powiem mu, że ma się wyprowadzić. Jesteśmy dorośli i możemy po prostu udawać, że się nie znamy. Tak postanowiłem i wiedziałem, że Nagato w każdej chwili jest gotowy mi pomóc, za co byłem mu niezmiernie wdzięczny.

Moja zmiana dobiegała końca i wszystko było idealnie. Zero rudych włosów w polu widzenia i bycie pod stałą obserwacją szefa, napawało mnie spokojem. Uśmiechnąłem się do niego, wyłapując kontakt wzrokowy, co zaraz odwzajemnił. Całkowicie bezpieczny pod jego czujnym okiem wróciłem do mycia nieużywanych stolików. Poczułem, jak ktoś do mnie podchodzi i obejmuje ramieniem. Dzięki intensywnenu zapachowi jego codziennych perfum, nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć, kto mnie napastuje. Cicho polecił mi iść z nim do jego gabinetu, nie podając żadnej przyczyny. Zaciekawiony dałem się tam zaprowadzić, goniony przez Kuro. Wszedłem do środka i obaj poczekaliśmy na kota, zanim drzwi się zamknęły. Usiadłem na jego fotelu, obkręcając się parę razy. Usadziłem sobie mojego podopiecznego na udach, zatrzymując się.

- Co się stało, szefie? - Zapytałem, pożerany przez ciekawość. Spokojnie głaskałem kota, patrząc, jak sprawdza zegarek na nadgarstku.

- Już nie jestem twoim szefem.- Uśmiechnął się, podchodząc i opierając się o biurko. - Poza tym wiesz, że z tym kotem wyglądasz jak jakiś zły charakter? - Zaśmiałem się na to stwierdzenie, znajdując w nim trochę racji. Starałem się brzmieć złowrogo, co bardzo rozbawiło mojego towarzysza. W poprawionych nastrojach, zapytałem go o powód zaproszenia. Momentalnie spoważniał, sprawiając, że atmosfera stała się gęstsza.

- To bardzo źle, wiem, ale nie mogę przestać myśleć o tamtej nocy. Co prawda nie rzucę się na ciebie i nie zacznę obmacywać ale jedyne co robię, to myślę o tym i nie potrafię przestać. - Odetchnąłem z wyraźną ulgą, nazywając go głupkiem.

- Na zawał przez ciebie zejdę. Myślałem, że mnie zwolnisz czy coś. Nie martw się, ja też o tym myślę ale to minie. Trzeba być cierpliwym. - Uparcie wpatrywałem się w głowę kota, czując rosnący wstyd. Nagato przytaknął i zapadła niezręczna cisza. Myślałem nad tematami do rozmów ale nie mogłem nic wymyślić. Niechętnie poddałem się, wykazując zainteresowanie pupilem. Mężczyzna, jakby od niechcenia, zaczął przeglądać papiery, leżące na jego biurku. Obserwowałem go kątem oka. Smukłe, długie palce z łatwością przerzucały kartki. Te palce czynią cuda, doprowa- Nie. Muszę się opanować. To już przeszłość. Tak ustaliliśmy i nie zamierzam tego zmieniać. Stwierdziłem, że nie będę mu przeszkadzać, zauważając, że ma sporo pracy i cicho się podniosłem. Kot ułożył się w moich ramionach, czerpiąc przyjemność z ciepła. Delikatnie cmoknąłem czerwono włosego w czoło, stwierdzając, że jesteśmy kwita i wyszedłem, żegnając się.

Te błękitne oczy... IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz