Rozdział 6

242 23 11
                                    

W ciągu trzech miesięcy widziałem Sasoriego tylko raz. Nie wiem jak to robił, mieszkając stosunkowo blisko. Był krótko i nawet do mnie nie podszedł, przekazując mi przez Nagato swój numer telefonu.  Przez cały ten czas myślałem, jak powinienem się zachować i co zrobić. Nadal miałem do niego żal za to, co zrobił ale z drugiej strony byłem mu wdzięczny, że zachował do dla siebie. Część mnie nie wierzyła jego słowom zaś druga, trzymana przez te wszystkie lata w ryzach, wyrywała się, lgnąc do niego. Nie chciałem słuchać żadnej z nich, chcąc samemu wyciągnąć wnioski ale ich spory skłaniały mnie coraz bardziej do skontaktowania się z Itachim. Chciałem przeprosić i zapytać o jego wersję.  Przebierałem się właśnie z uniformu, mając nadzieję, że zdążę złapać Nagato. Musiałem z nim porozmawiać i zapytać o jego opinię. Mimo takiego upływu czasu czerwono włosy wciąż wie tylko tyle, że Sasori mnie przeprosił. Zapiąłem mały plecak i zarzuciłem go na plecy, kierując się do jego gabinetu. Nie było ze mną Kuro. Stwierdziłem, że już jest wystarczająco duży, żeby zostawić go samego i nawet zbytnio nie protestował, kiedy go opuszczałem. Niestety mężczyzna nie okazał się zbyt pomocny, pochłonięty pracą i zasypany papierami. Westchnąłem cicho słysząc kolejne mruknięcie z jego ust i stwierdziłem, że nie będę mu przeszkadzał. Zerwał się z fotela, zaczynając mnie przepraszać. Przytuliłem go, zapewniając, że jest w porządku i wyszedłem, żegnając się.

Przez te trzy miesiące w mojej głowie nagromadziło się tyle myśli, że nie wiedziałem co z nimi zrobić. Stwierdziłem, leżąc pewnego wieczora z kotem na kanapie, że wrócę do czynności, która uspokajała mnie w latach licealnych. Mianowicie mówię o lepieniu z gliny, które niesamowicie odprężało i pozwalało zatrzymać myśli. Przez te dwa i pół roku codziennego lepienia stałem się w tym naprawdę dobry ale musiałem przestać, skupiając się na studiach. Dopiero teraz, kiedy nadarzyła się idealna okazja, wróciłem do swojej przyjemności. Ręce co prawda na początku odmawiały posłuszeństwa ale teraz znów jestem na tym samym poziomie, co kiedyś, a może nawet i wyżej.

Odstawiłem torby z zakupami, a plecak odniosłem do sypialni. Przywitałem się z Kuro i nakarmiłem go. Przeciągnąłem się, zabierając się za obiad. Starałem się odżywiać zdrowo, żeby mama się nie martwiła, kiedy mnie odwiedzi, dlatego przygotowałem warzywa na parze z ryżem. Myjąc dłonie, usłyszałem pukanie do drzwi. Poszedłem otworzyć, a osóbka stojąca na korytarzu mocno mnie zdziwiła.

- De..? Hm? Co to jest? Tatusiu ja nie znam jeszcze tych znaków! O co chodzi?

Usłyszałem westchnienie zza ściany i ledwo powstrzymałem śmiech. Poprosiłem o wyjaśnienie i zaraz otrzymałem pomiętą kartkę.

Deidara-senpai czy mógłbyś się mną zaopiekować. Mój tata nie ma teraz czasu przez pracę i nie ma się do kogo zwrócić o pomoc. Czy pomożesz temu staremu bucowi?
Ps: Jakiś dziwny ten mój ojciec, prawda?


Zaśmiałem się cicho i oddałem kartkę mężczyźnie. Chyba za to go najbardziej kochałem. Pozbyłem się łez, które momentalnie zebrały się w kącikach moich oczu i uśmiechnąłem się. Przykucnąłem przy dziewczynce i powiedziałem, co było tam napisane oraz przedstawiłem się, za co w nagrodę usłyszałem jej uroczy chichot. Spojrzałem w lewo i napotkałem jego wzrok, który zaraz odwrócił wraz ze swoim ciałem. Naciągnął marynarkę trochę wyżej, próbując się schować. Wyprostowałem się i patrzyłem na jego poczynania, nie mogąc przestać się uśmiechać.

- Jest ok, Sasori. Nie musisz się chować. Zajmę się nią. Jeśli ma jakieś ubrania, może zostać do jutra rana. Jak nie zdążysz, odbierzesz ją w kawiarni. - Wyciągnąłem telefon i wysłałem pod dawno zapisany numer rudego kropkę. Bardzo szybko sprawdził swoje urządzenie prawdopodobnie nie mając czasu. - Masz mój numer. Jakby coś się zmieniło to mi napisz, najwyżej wezmę wolne. - Odwrócił się w moją stronę z wyraźną wdzięcznością. Wyciągnął w moją stronę dłoń i uścisnęliśmy je sobie. Podziękował mi nie kryjąc tego, jak ta pomoc wiele dla niego znaczy i mówiąc księżniczce, że ma mu nie przynieść wstydu, pożegnał się z nami i pognał do wyjścia. Wpuściłem małą do środka i odebrałem od niej plecak, stawiając go na szafce na buty, skąd mogła go ściągnąć w razie potrzeby. Nie jadła obiadu więc zrobiłem też porcję dla niej i razem zjedliśmy posiłek. Muszę przyznać, że Sasori bardzo dobrze ją wychował. Była grzeczniutka. Zjadła wszystko, co jej dałem i nawet zapytała się, czy może pogłaskać Kuro. Kociak lgnął do niej, czerpiąc przyjemność z poświęconej mu uwagi.

Te błękitne oczy... IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz