Minęło parę dni, w czasie których wytłumaczyłem wszystkie moje obawy na ponowny związek z Sasorim.
- Rozumiem, że jest to dla ciebie ciężkie. Ja na twoim miejscu nigdy bym nie wybaczył ale naprawdę bardzo się cieszę. Nie musimy się spieszyć. Jestem wdzięczny za samo to, że ze mną rozmawiasz. Moje uczucia są całkowicie szczere. Chcę być teraz dla ciebie lepszym partnerem. - Mówił, gładząc moje włosy i uśmiechając się w ten swój sposób. A ja po prostu pozwalałem mu na to, ciesząc się wewnętrznie i nie chciałem sam przed sobą przyznać, że jego słowa mnie uszczęśliwiają i zrzucają siedmioletni głaz z mojego serca. W końcu czułem, jak cały żal wylewa się z moich płuc, oddając oddech. Dni, które z nim spędzałem mijały mi lekko i szybko. Nie nudziłem się, nie marnowałem czasu w łóżku czy przy kolejnej butelce piwa zastanawiając się, co by było gdyby.
-Hej, Księżniczko, odprowadzę cię jeszcze do przedszkola jeśli się pospieszysz! - Zasunąłem plecak ze śniadaniem i ubraniami na zmianę. Zgarnąłem śniadaniówkę małego brzdąca i pomogłem jej założyć bluzę. Robiło się coraz cieplej ale nie wydaje mi się, żeby temperatura była wystarczająca dla dziecka w samej koszulce. - Sasori wstań w końcu! Wychodzimy! Spóźnisz się do pracy jeśli nadal będziesz się wylegiwał! Pa, do później! - Krzyknąłem w głąb mieszkania, zamykając za nami drzwi. Zbiegliśmy po schodach, prawie wpadając na starszą panią z piętra niżej. Przeprosiłem, kłaniając się nisko. Wyszliśmy z bloku, a mała zaraz znalazła się na moich ramionach, przytrzymując się zgarniętych do góry włosów. Chichotała, kiedy liście drzew muskały jej policzki, mocząc je poranną rosą. Weszliśmy do budynku, gdzie przywitałem się z pracującą tam dziewczyną, uśmiechając się. Porozmawialiśmy chwilę, w czasie której rudowłosa stanęła na podłodze i po wytarciu jej, pobiegła się bawić. Pożegnałem się z przedszkolanką i machając Księżniczce, wyszedłem ze środka. Ruszyłem w stronę kawiarni. Miałem jeszcze trochę czasu więc wstąpiłem do cukierni po słodką bułkę. Konsumując słodycz, wszedłem do swojego miejsca pracy. Przywitałem się ze współpracownikami i po przebraniu się, rozpocząłem swoją zmianę.
Było już bardzo późno, kiedy wybiegłem z budynku, lecąc na złamanie karku po kopię Sasoriego. Powinienem odebrać ją już dwie godziny temu ale przez duży ruch w kawiarni musiałem zostać dłużej i nie miałem kiedy o tym kogokolwiek poinformować. Wpadłem zdyszany na drzwi wejściowe do budynku i, ku mojemu zdziwieniu, odbiłem się od nich, lądując na ziemi. Zdmuchnąłem grzywkę z oczu, która uwolniła się z upięcia. Skoro nie ma jej tutaj, to gdzie jest moje dziecko? Wyciągnąłem telefon z kieszeni, z przerażeniem czytając powiadomienia o trzynastu nieodebranych połączeniach i dwudziestu pięciu wiadomościach tekstowych. Przeczytałem je, dowiadując się, gdzie podziała się Księżniczka i, już spokojny, podniosłem się, ruszając w stronę domu.
- Wróciłem..- Zatrzasnąłem za sobą drzwi, zsuwając się na podłogę. Chwila adrenaliny wyczerpała resztki mojej energii po całym dniu biegania od stolika do stolika. Zostałem przywitany przez kota, który od razu zaczął się łasić do mojej dłoni. Pogłaskałem go i pozwoliłem wspiąć się na moje ramię. Wstałem i padnięty udałem się do kuchni, gdzie zrobiłem sobie budyń, nie mając siły na nic więcej. Padłem na kanapę z chwilową papugą, która położyła się i widocznie nie miała zamiaru zejść, i zabrałem się za jedzenie.
Obudziło mnie gwizdanie czajnika. Otworzyłem leniwie oczy, nie wiedząc nawet, kiedy zasnąłem. Przeciągnąłem się, słysząc strzykanie w kręgosłupie. Starość nie radość. Spiąłem włosy i wstałem, ziewając. Zajrzałem do kuchni, znajdując tam Sasoriego pochłoniętego zalewaniem zupy instant. Podszedłem do niego, przytulając się do jego pleców.
- Dzień dobry. Jak się spało? - Odmruknąłem coś, patrząc, jak woda wypełnia pojemnik. - Też chcesz? - Skinąłem głową. Wyciągnął drugą, robiąc dokładnie to samo. Puściłem go, wracając na kanapę i wyciągnąłem koc, zawijając się w kokon. Po tej drzemce zrobiło mi się zimno. Chwilę później trzymałem w swoich dłoniach parujące jedzenie. Zacząłem powoli jeść, uważając, żeby się nie poparzyć. Oparłem głowę o ramię siedzącego obok rudowłosego, który objął mnie, skazując się na zostanie moim prywatnym grzejnikiem. Włączyłem muzykę, niekoniecznie chcąc siedzieć w ciszy i przy dźwiękach gitary kontynuowałem konsumpcję.
- Gdzie mała? - Zapytałem, gdy już opróżniony kubek stał na stole a ja wygodnie ułożyłem się na kolanach mężczyzny, pozwalając mu przeczesywać moje włosy.
- U dziadka. Chciałem mieć trochę czasu dla nas. Chyba ci to nie przeszkadza?
- Nie, skądże. Masz jakieś plany, że się jej pozbyłeś? - Poczułem oplatające mój tors ramiona i zaraz zostałem odrobinę podniesiony. Rudowłosy dmuchnął ciepłym powietrzem na moje ucho, wywołując przyjemny dreszcz i mój cichy pomruk.
- Wiesz.. - wyszeptał - Skoro mamy całą noc przed sobą to co powiesz na kolację przy świecach a później podziękujesz mi w sypialni? - Wzdrygnąłem się, czując jego język na swojej szyi, kreślący przypadkowe wzorki.
- Ty niewyżyty dupku. Nie potrafisz myśleć o niczym innym? To, że się z tobą przespałem parę razy wcale nie oznacza, że będę to robić, kiedy będziesz chciał. Jestem zmęczony. - Usłyszałem cichy śmiech a kolejne wyszeptane słowa sprawiły, że sie we mnie zagotowało.
- Tylko raz. Albo chociaż mi obciągnij. Ciężko było przekonać mojego ojca, żeby się nią zajął. - Odepchnąłem go od siebie, wstając. Poprawiłem swoje ubrania, zrzucając koc z ramion.
- Wiesz co? Pieprz się. Nie jestem dziwką ani twoją matką, żeby być na każde twoje skinienie. Zrobiłeś dzieciaka to się nim teraz zajmuj. Chyba, że po to jestem ci potrzebny. Do ruchania bez konsekwencji. W takim razie dziękuję, proszę wypierdalać. - Podniosłem koc, owijając się nim na nowo i pokazując Sasoriemu środkowy palec, zakluczyłem się w swojej sypialni. Nie miałem siły ani ochoty z nim dyskutować ani się na niego drzeć. Chwilę dobijał się do moich drzwi a kiedy zrozumiał, że to nic mu nie da, wyszedł z mojego mieszkania, trzaskając drzwiami. Wyszedłem za nim, wychylając głowę na korytarz.
- Chuju drzwi mi mogłeś zniszczyć!
I je zamknąłem.
CZYTASZ
Te błękitne oczy... II
Hayran KurguDwudziesto cztero letni Deidara wprowadza się do nowego mieszkania. Stara się ułożyć swoje życie pracując i zdobywając nowych przyjaciół. Pojawienie się pewnej osoby niszczy jego spokój. Czy będzie w stanie przebaczyć i pogodzić się z demonami przes...