ℙ𝕣𝕠𝕝𝕠𝕘

63 2 1
                                    

Wchodzące słońce powoli zaczęło oświetlać wnętrze biura będącego kiedyś pokojem dla pielęgniarek pracujących w Ośrodku dla Weteranów. Jednak od momentu przejęcia go przez kult Bram Edenu owy przybytek stał się domem dla Jacoba Seeda.

"Tylko ty..." 

W pomieszczeniu panował chaos. Na podłodze z jasnego drewna widać było brunatne plamy. Znajdowały się też na części dokumentów, leżących na blatach i ziemi. W spowitym cieniem rogu pokoju siedział szlochający mężczyzna. Wokół jego sylwetki na drewnianych panelach znajdowała się nieduża, odstająca kolorem ciemna obwódka.

"Możesz sprawić ze ten świat wydaje się dobry..."

W ręce trzymał myśliwski nóż, którego ostrze było pokryte ciemnymi smugami. Na jego nadgarstku i przedramieniu widniały dwa poziome rozcięcia, które najpewniej zadał sobie sam. Głowę miał spuszczoną, najpewniej z braku sił po ilości krwi jaką musiał stracić, jednak dalej żył.

"Tylko ty..."

Światło padające z okien zaczęło oświetlać mężczyznę oraz leżąca naprzeciw niego pozytywkę, która grała melodię. Ranny podniósł niedbale wzrok wpierw kierując go na pozytywkę a potem na okno. Promienie porannego słońca oświetliły twarz starszego, brodatego mężczyzny z opadającymi na jego twarz rudymi włosami. Był nim Jacob Seed, najstarszy z braci przewodzącemu kultowi, który parsknął śmiechem zmrużając obolałe od płaczu oczy. Jak by mimo wszystko cieszył się z faktu, że jeszcze żyje.

— Ten skurwiały wszechświat chce bym jeszcze żył? Co za kurwa ironia... — Spytał, nie licząc na odpowiedz, gdyż w pomieszczeniu był sam. Chwile jeszcze posiedział i wstał chwiejnie chwytając się najbliższego krzesła by pomóc sobie utrzymać równowagę, widać po nim było że jest słaby. Rozejrzał się już po wypełni oświetlonym biurze chcąc ocenić wyrządzone przez siebie szkody. Nie było ich wiele, gdzie największymi okazały się plamy krwi na podłodze i meblach, które będzie musiał posprzątać.

 „Możesz rozpalić w ciemności bla... „


Pozytywka przestała grać, pozostawiając w pokoju głuchą ciszę. Jacob się po nią schylił, wciąż trzymając się krzesła. Był strasznie osłabiony, co było spowodowane utratą tak dużej ilości krwi.

— Takie małe ustrojstwo a tak we łbie może namieszać... — skomentował biorąc do ręki pudełeczko z ciemnego drewna. Wstał ponownie i zaczął się kierować niepewnym krokiem w stronę drzwi. Otworzył je i poszedł do łazienki, po drodze uderzając biodrem w jedną z stojących w korytarzu szafek — kurwa mać! — syknął przez zęby i się zachwiał. W jego uszach zaszumiało a zimne poty, których doświadczył już w biurze się wzmogły. Zaczął znów iść w stronę łazienki, jednak zatrzymał się u usiadł na podłodze a jego wzrok stał się zamglony.

Przed oczami miał swój stary dom z czasów, kiedy mieszkał jeszcze ze swoją byłą już partnerką. Był taki jaki go zapamiętał przed wyjazdem do Afganistanu, skromny jedno piętrowy dom z ogródkiem, na którym były porozrzucane na kocu dziecięce zabawki, należące do jego córki. Była dla niego oczkiem w głowie, potrafiącym zmienić dzień na lepsze. Na samo jej wspomnienie do jego oczu napłynęły łzy, nie widział jej przecież od blisko osiemnastu lat. Podszedł do leżącego koca i podniósł pluszową, białą alpakę, którą kupił jej niedługo po tym jak się urodziła. Brakowało jej oka, które odpadło kiedyś na placu zabaw. Pamiętał to do dzisiaj, przecież nie mógł tak łatwo zapomnieć o własnym dziecku.

— Tata! — usłyszał radosny dziecięcy głos, który od razu rozpoznał. Należał on do jego córki, odwrócił się w stronę drzwi, z których wybiegała rudowłosa dziewczynka, tak bardzo podobna do niego samego. Gdy znalazła się przy nim przytuliła się do jego nóg — Tęskniłam! Cieszę się, że wróciłeś!

Tylko ty [Far cry 5 ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz