15.

1.8K 53 2
                                    

- Co ja zrobiłam? - z przerażeniem wymalowanym na twarzy spojrzałam na Stilesa.

- Ty się teleportowałaś. - powiedział Scott nadal nie mogąc uwierzyć.

- Mignęła wokół ciebie niebieska poświata i zniknęłaś, a chwilę później wraz z tą samą niebieską poświatą pojawiłaś się tu. - Stiles cały czas wracał wzrokiem do miejsca gdzie leżałam.

- Jak to możliwe? Co się ze mną dzieje? - wymamrotałam bojąc się powoli już samej siebie. To jest niedorzeczne, niemożliwe. - To sen. To tylko sen. - zacisnęłam drżące ręce w pięści i zamknęłam oczy.

- Lily, to nie sen. - brunet podszedł bliżej i złapał mnie za rękę.

- Ja sie boje. Nie chce znowu słyszeć tych szeptów. Nie chce. - próbowałam się uspokoić jednak to nic nie dawało.

- Hej nie myśl o tym. Wymyślimy coś. Nie bój się. - przycisnął mnie do siebie i pogładził po plecach.

Ale ja to widziałam. On też był zaniepokojony. Może mnie uspokajać, mówić, że jakoś sobie poradzimy, ale ja wiem, że to słowa rzucone na wiatr. Coś się ze mną dzieje, nie wiadomo co, i każdy jest tym przerażony. Nawet nieustraszony Derek.

***

Miasto płonęło.
Wąskie uliczki, wiodące ku alabastrowym mostom, ziały dymem i żarem, płomienie pożerały ciasno skupione domostwa, lizały mury. Od zachodu, od strony bramy, narastał wrzask. Ktoś szarpną mną niespodziewanie. Był to Scott. Trzymaj się, krzyczał.
Trzymaj się!
Pociągnął mnie w innym kierunku, wolnym od płomieni. Chłopak broczył krwią. Mimo wszystko próbował mnie wyprowadzić.
Krzyk. Nie, nie krzyk. Wrzask.
Trzymaj się!
Strach. Każdy wstrząs, każde szarpnięcie, każdy skok w bok przed ścianą płomieni rwie do bólu dłonie zaciśnięte na jego ramieniu. Nogi boleśnie próbują nadążać, oczy łzawią od dymu. Obejmujące ramię dusi, dławi, boleśnie zgniata żebra. Dookoła narasta krzyk, taki, jakiego jeszcze nigdy nie słyszałam. Co trzeba zrobić człowiekowi, jak musi cierpieć, by tak krzyczał?
Strach. Paraliżujący, obezwładniający, duszący strach. Domy dookoła tańczą, buchające ogniem okna są nagle tam, gdzie przed chwilą była błotnista uliczka, zasłana trupami, zawalona porzuconym dobytkiem uciekinierów. Scott za moimi plecami zanosi się nagle dziwnym, chrapliwym kaszlem. Na wczepione w chłopaka ręce bucha krew. Wrzask. Świst strzał. Pada na kolana, przebity na wylot.

Będziesz moja. Zabijemy ich wszystkich. Razem.

Zewsząd rozbrzmiewa niski, pewny siebie głos. Nie ma czasu na nic. Ostatnie spojrzenie w stronę chłopaka. Strach. Tylko strach. Upadek, wstrząs, bolesne uderzenie o ziemię. Wszędzie miga czerwony żar płomieni, które wzbijają się do samego nieba. Krzyk, zdławiony i głuchy. Szarpnięcie. Jakaś siła podrywa mnie w górę. Trzymaj się! Nie widać twarzy. Znowu trzęsący pęd. Ucieczka. Nie ma gdzie uciec. Nie ma... Nie ma... Jest krew. Chłopak pada. Nie można odskoczyć. Nie można wyszarpnąć się, wyrwać z uścisku. Nie można uciec przed krwią, lejącą się na głowę, na kark. Wstrząs, mlaśnięcie błota, gwałtowne zderzenie z ziemią. W uliczce ogień, rycząca czerwona ściana ognia. Na jej tle człowiek, wielki, złowrogi. Nie, nie człowiek. Wilkołak. Wraz z hordą jeźdzców w tyle. Nie mogę się poruszyć. Przeszkadzają mi oplatające w pasie bezwładne ręce  zabitego nieznanego chłopaka, który próbował mnie uratować. I unieruchamia mnie strach. Potworny, skręcający trzewia strach, który sprawia, że przestaję słyszeć ryk pożaru, wrzaski mordowanych ludzi.

- Widzisz to? - pokazał ręką na buchający dookoła ogień, na zabitych ludzi leżących na ulicy. - To wszystko przez ciebie.

I will fight for you | Stiles StilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz