Rozdział 4

616 32 1
                                    

- Dobrze.- Odpowiadam wreszcie, a alfa uśmiecha się do mnie.- Więc co alfa o mnie wie?

- Nie dużo. Tak naprawdę wiem tylko tyle, że posiadasz niezwykłą moc.- Wyjaśnił pokrótce.

- W takim razie mam sporo do objaśniania. Tylko mam nadzieję, że mogę panu zaufać.

- Oczywiście.- Mówi od razu.

- No niech będzie.- Nabieram powietrza do płuc. - Słyszał alfa o przepowiedni Księżyca?

- Oczywiście. Opowieść ta mówi, że w noc Krwawego Księżyca urodzi się dziecko o niezwykłych mocach, ale to tylko brednie.

- Otóż jest pan w błędzie. Ja jestem dzieckiem urodzonym w noc Krwawego Księżyca i posiadam niezwykłe moce.- Wyjaśniam.

- Nie wierzę.- Kręci głową w niedowierzaniu.- Udowodnij.- Wzdycham.

Sięgam rękami do zapięcia od naszyjnika i ściągam go. Mój zapach bez niego jest bardziej wyczuwalny i czuć w nim woń magii. Każdy wilkołak wyczuł by mój zapach z odległości nawet kilku kilometrów, dlatego cały czas noszę naszyjnik, który maskuje mój prawdziwy zapach i zastępuje go zwykłym ludzkim.

- Jednak to prawda.- Patrzę na alfę i normalnie chcę mi się śmiać z jego miny. Nigdy chyba jej nie zapomnę. Zapinam z powrotem naszyjnik i tak źle zrobiłam ściągając go.

- Moje moce są zbyt potężne, żeby je okiełznać muszę doskonale panować nad swoimi emocjami. Zazwyczaj mi się to udaję, lecz istnieją momenty, w których już nie wytrzymuję, a moc uwalnia się.- Tłumaczę. Naprawdę prawie do perfekcji opanowałam panowanie nad moimi mocami. Jedyna, nad którą się nie da panować jest dar przewidywania przyszłości. To dzieje się samoistnie.

- Rozumiem, ale jakie moce posiadasz?- Pyta zaciekawiony alfa.

- Mam wizje przyszłości, które prawie zawsze się sprawdzają. Panuję nad żywiołami. Woda, powietrze, ziemia, ogień. Wie pan?- Alfa w potwierdzeniu kiwa tylko głową, a ja kontynuuje.-Potrafię przyjąć postacie różnych zwierząt, ale i tak najbardziej lubię wilka.- Uśmiecham się lekko.- Oraz potrafię wytworzyć czarną mgłę powodującą ogromny ból, lecz tej mocy używam najrzadziej.- Wyjaśniam.- Księga mówi o jeszcze jednej mocy, jej jeszcze nie posiadam, tak że nie wiem jaka to moc, gdyż moja księga nie ma tej kartki odnośnie tej mocy. Ktoś po prostu ją wyrwał.

- Dobrze rozumiem. Jestem zaszczycony mogąc gościć cię na naszych terenach.- W tym momencie wstaliśmy z kanapy. Miałam już się żegnać i wychodzić, ale alfa mnie zatrzymał.- Bella jeszcze jedno.

- Tak?- Jestem ciekawa co chce mi powiedzieć.

- Chciałbym żebyś przyszła razem ze swoim kuzynem i wujostwem jutro do nas na kolację.- Mówi.- Chciałbym przedstawić cię mojej najbliżej rodzinie.- No i klops, muszę przyjąć zaproszenie, bo jak tego nie zrobię to będzie równoznaczne ze znieważeniem przywódcy.

- Dobrze przyjdziemy.- Odpowiadam z troszkę, ale to tylko troszkę wymuszonym uśmiechem.

Po grzecznym pożegnaniu i ustaleniu wszelkich szczegółów względem kolacji, wyszłam z gabinetu alfy. Po drugiej stronie drzwi stał mój kuzyn, który wyczekiwał gorączkowo mojego powrotu z "piekła". Dobra ta rozmowa nie była aż taka straszna.

-Nareszcie.- Westchnął Mark.

- Nie wkurwiaj mnie bardziej. Jesteś idiotą i tyle. Ile razy mam ci powtarzać, że język trzyma się za zębami.- Atakuje go potokiem słów.

- Dobra Bell nie gniewaj się na mnie. Naprawdę przepraszam, ale to alfa i sama rozumiesz.- Próbuje się tłumaczyć.

- Masz 10 minut. Ty, ja, polana w lesie, walka.- Tyle słów powinno mu wystarczyć.

~

Dokładnie po wyznaczonym czasie stałam w sportowych ciuchach, na polanie za domem mojego wujostwa, naprzeciwko Marka. Muszę się wyładować, a akurat padło na mojego jakże kochanego kuzyna.

- Proszę Bella nie chcę z tobą walczyć.

- Przykro mi kuzynie. Sam mnie wkurwiłeś i teraz muszę się wyładować. Jestem na skraju wybuchu złości i chyba nie chcesz, żebym wybuchła?

- No nie.- Wzdycha.

- No, więc nie narzekaj.

- Ale ja bym wolał pobiegać.- Boże co za idiota. Boi się?

- Ale ja nie, a jak widzisz to na razie ja dyktuję zasady.- Uśmiecham się słodko, a Mark tylko wzdycha głośniej.- To i tak cię nie ominie.

Po jakiś pięciu minutach rozmowy i użalań Marka, jak mu to się nie chce walczyć. W końcu zaczęliśmy nasz mały trening. Oczywiście ja musiałam wydać pierwszy cios prosto w szczękę mojego kuzyna, żeby go jakoś zmotywować. Był trochę oszołomiony po moim ciosie. No tak jak ostanio walczyliśmy byłam słabsza, ale nie trwało to długo bo po chwili dostałam cios w żebra. Nie byłam mu dłużna i dostał mojego najmocniejszego prawego sierpowego w szczękę, chyba będzie siniak.

Walczyliśmy tak dobre pół godziny. Gdy byliśmy już totalnie wymęczeni, wróciliśmy do domu.

- Będę miał siniaka po tym uderzeniu.- Wskazał na lewy policzek, a ja zaczęłam się śmiać.

- Mówiłam, żebyś nie wątpił w moje umiejętności.- Zaśmiałam się.

- Już nie będę.- Wystawił mi język co odwzajemniłam ze śmiechem.

~

Siedzę przy stole w domu mojego kuzyna, jedząc kolację. Oczywiście ciocia nie mogła sobie darować i puścić mnie do domu, ale nie żałuje, że mnie zatrzymała i kazała zostać, bo naprawdę miło spędziliśmy czas. Brakowało mi pysznych potrwa cioci, żartów wujka i przedrzeźniania się z Markiem, oraz oczywiście tej cudownej atmosfery panującej w tym domu. Po prostu brakowało mi rodziny.

- W ogóle miałam wam coś powiedzieć.- Zaczęłam mówić, gdy przypomniałam sobie o jutrzejszej kolacji.

- No mów skarbie.- Pogania mnie ciocia.

- Idziemy jutro na kolacje...- Wdech, wydech.- Wszyscy...- Dramatyczna pauza.- Do alfy.

W tym o to momencie cała zawartość jamy ustnej mojego wujka wylądowała na moim kuzynie. Dobrze mu tak, a niech cierpi.

- Jak to? - Mówi zszokowana ciotka.

- Normalnie.- Wzruszyłam ramionami.

Komentarze i gwiazdki mile widziane ;)

ObdarowanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz