{Rozdział Trzydziesty Czwarty}

934 117 38
                                    

-CO? -Kościuszko zerwał się z krzesła na którym siedział z jak oparzony, przy okazji upuszczając trzymaną na kolanach książkę.

-Siadaj stary -Niemcewicz się roześmiał. -I się uspokój.

-Ale jak wy... Po co wy... Przecież... -Tadeusz plątał się we własnych myślach.

-Po pierwsze i tak nam to kiedyś oddasz, więc spokojnie -Emilia uśmiechnęła się. -Po drugie jesteś naszym przyjacielem, więc to naprawdę nic wielkiego.

-A po trzecie -wtrącił się Ursyn -Składał się na to cały nasz kierunek, każdemu zależy na tobie.

-Więc wysyłacie go za granice, bardzo koleżeńskie -roześmiała się Plater.

-A-ale... -zaczął Bonawertura nieśmiało, bezradnie.

-Za bardzo nie masz wyboru chłopie, masz zarezerwowany lot, a studia skończysz w Ameryce. Dzwoniliśmy do tego... Eee... Jak on miał? -Julian spojrzał na Emilie.

-Waszyngton.

-A no tak, dzwoniliśmy przez wideochat do Waszyngtona i już ci załatwił. Nie masz Tadku wyboru, powtórzę się tu, więc pakuj się i lecisz do Elizy -wyszczerzył się brunet.

Chwilę trwała martwa cisza, w czasie której w oczach Kościuszki pojawiły się łzy. Zanim jednak siedzący na biurku Julian i opierająca się o nie Emilia zdążyli zorientować się co się dzieje, Tadeusz już przytulał się do nich z całej siły.

-Jezu Chryste, nie wiem jak mam wam dziękować! -zakrzyknął z ogromem szczęścia, na co jego przyjaciele uśmiechnęli się szeroko. -I jak wam się odwdzięczę...

-Jak będziesz miał córkę, to ma nazywać się Emilia, inaczej wsiądę w samolot, znajdę cię i własnoręcznie wrzucę cię do Atlantyku- stwierdziła Plater ze śmiertelną powagą, na co cała trójka wybuchnęła serdecznym śmiechem. -Nie, a tak serio, zaproś nas chociaż na ślub...

-Zaproszę -obiecał gorliwie Kościuszko, po czym ucałował przyjaciółkę w policzek. -Jesteście cudowni...

-Spokojnie panie inżynier -wyszczerzył się Ursyn. -A teraz leć się pakować.

***
-Hej Elizo! -Zygmunt przyśpieszył kroku, gdy na ulicy mignęła mu wśród przechodniów brązowa czupryna dziewczyny. Nie rozmawiał z nią od incydentu w mieszkaniu Mickiewicza, Chopina i Norwida. Wtedy kiedy dziewczyna wyszła, a Juliusz ruszył za nią, po czym wrócił się on jeszcze po jej torebkę.

Nie wiedział czemu, ale czekoladowooka wyraźnie go unikała. Nie odpisywała na wiadomości, ani nie przychodziła już do niego. Słowacki tego dnia, gdy ostatni raz Krasiński i Branicka rozmawiali, powiedział mu, że mógłby "zacząć doceniać to co ma i dostrzegać co znaczy dla osób, na które nie zwraca uwagi".

Teraz dziewczyna wyraźnie przyśpieszyła, jednak blondyna nie zraziło to, a wręcz zdeterminowany zrobił to samo. Po dość długiej chwili dogonił ją, złapał za ramie i tym samym zatrzymał.

-Hej Elizo -powtórzył już spokojniej, na co dziewczyna spojrzała na niego smutno. -Co ci się dzieje ostatnio? Czemu mi nie odpisujesz?

-Bo nie chce -odparła smutno, widocznie hamując cisnące się jej do oczu łzy.-Puść mnie.

Jednak zamiast tego co rozkazała, poeta przytulił ją mocno do siebie.

-Powiedz... Przecież cię nie wyśmieję... -poprosił z troską, na co dziewczyna bardzo ciężko westchnęła i oparła głowę o jego ramie.

-Podobasz mi się. Nie, co ja gadam. Nie tylko mi się podobasz, jestem w tobie totalnie zakochana -wyszeptała z widocznym trudem Eliza, ignorując spływające po policzkach łzy. -Ja wiem, rozumiem że ty kochasz... Delfinę, ale gdy o niej słucham, boli mnie serce. Wiem, że po tym co powiedziałam nie chcesz mnie znać, bo jestem żałosna, więc po prostu mnie puść i zerwijmy kontakt.

-Elizo, ja... -Krasiński pierwszy raz w życiu nie wiedział co powiedzieć. Nagle dobiło do niego to, co zawsze trzymał na sporą odległość od siebie. Ta dziwna pustka, którą czuł gdy Branicka zaczęła go unikać, to jak zapominał o całym świecie gdy był z nią, to jak nudził się w obecności Potockiej i gdy o niej słyszał, wspomnienia studniówki, która z nikim innym niż z Elizą nie była by tak idealna, to wszystko zsumowało się i uderzyło w Zygmunta z taką siłą, że gdyby było fizyczne, ma pewno leżałby już powalony na ziemi z połamanymi żebrami. -Ja ciebie również kocham -wyrzucił z siebie nagle.

Dziewczyna już otwierała usta by coś powiedzieć lecz zanim to zrobiła, Zygmunt delikatnie ją pocałował, przelewając w to moc całych swoich tłumionych uczuć.

I wreszcie oboje poczuli się szczęśliwi jak jeszcze nigdy wcześniej w całym swym życiu.

Zwiędłe Kwiaty [Modern Alternate Universe] | Zakończone/PoprawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz