36

780 82 31
                                    


POV Andy

Następny dzień spędziliśmy na pomaganiu Pani Beaumont w domu. Czułem się do tego zobowiązany, bo jednak jestem osobą  ponad program i chciałem jej pomóc w przygotowaniach do jutrzejszego wieczoru.
Z tego co mówił Rye święta są u nich dosyć skromne, a preznety rozpakowuje się dopiero 25 grudnia, a choinkę ubiera w dzień wigili, tak więc dzisiaj zostało nam ogarnięcie domu, oraz kilka potraw czym zajął  się Bee.
Nie miałem pojęcia, że taki dobry z niego kucharz, póki nie poczułem pięknego zapachu z kuchni, gdy ja zajmowałem się ścieraniem kurzy z mebli.
Robbie pojechał do sklepu, by dokupić ostatanie potrzebne rzeczy, zaś mama pomagała młodszym ogarnąć w ich pokojach, za to mi do czyszczenia została górna półka szafy, gdzie musiałem stanąć na krześle i palcach by w ogóle do niej dosięgnąć.
Przejechałem po niej mokrą ścierką kilka razy, kiedy nagle straciłem  równowagę przechylając się.
Odruchowo wydałem z siebie mało męski pisk, zasłaniając się rękoma, czekając na bliskie spotkanie z podłogą lecz nic takiego nie nastąpiło.

-Wiedziałem, że jak ci na to pozwolę to tak się skończy- pokiwał głową na boki, mocniej mnie przytrzymując w swoich ramionach, lekko podrzucając do góry by lepiej mnie  złapać, na co objąłem go rękoma wokół szyji.

-Przepraszsm..- szepnąłem w zagłębienie jego szyji, nie chcąc by Ryan był na mnie zły.. prosił mnie bym nie robił tam gdzie nie dosięgne, lecz ja się  głupi uparłem. Na całe  szczęście bym obok, lecz gdybym faktycznie spotkał  się  z podłogą to najlepszym wypadku skończyło by się to tylko siniakami..

-I co ja mam teraz z Tobą zrobić hmm?- spytał, czekając na moją  odpowiedź

-Najlepiej pocałować - uśmiechąłem się zadowolony, a brunet spełnił moją prośbe, łącząc razem nasze wargi

-Chłopcy pomożecie mi?- nagle doszedł nas głos rodzicielki bruneta, więc szybko lecz delikatnie odstawił mnie na ziemię w tym samym momencie kiedy jego mama weszła do pokoju.

- Jasne a w czym?

-Mikołaj przekazał mi preznety dla chłopaków i potrzebuje by ktoś je zapakował -zaczęła a Rye nie dając dojść jej do końca potwierdził naszą pomoc w oklejaniu prezentów papierem ozdobnym oraz schowaniu ich w dobre miejsce

-Robb wrócił?- zapytała jeszcze gdy postawiliśmy pierwszy krok na schodach

-Jeszcze nie

-Dobrze, jak coś jestem w salonie, pościeram kurze

-ummm ja to już zrobiłem proszę Pani i na przedpokoju i..umm tak właściwie całe dolne piętro- odparłem drapiąc się w tył głowy, spoglądając w stronę brunetki

-Ohh dziękuję Ci skarbie, nie musiałeś przecież - podeszła do mnie wyciagajac ręce do uścisku, więc również go odziwajemiłem, wtulajac się w kobietę .
Dopiero  wtedy zrozumiałem jak tęsknię za swoją mamą i to jak bardzo ten zjeb zniszczył naszą szczęśliwa rodzinę składająca się tylko z niej i ze mnie.. z nikogo więcej..

- Nie ma za co, zwliłem się Pani na święta do domu, więc jakoś się tu przydam przynajmniej

- Po pierwsze bardzo się cieszę, że przyjechałeś i nie sprawiasz żadnego kłopotu, nawet o tym nie myśl, a po drugie możesz do mnie mówić mamo jak na teściową  przystało- zaśmiała się a ja popatrzem w stronę Ryana, który uniósł ręce w geście obronnym, dając mi tym samym do zrozumienia, że nic nie powiedział.
Kobieta wyczuwjaac moją  niepewność mocniej mnie przytuliła, gładząc moje plecy i właśnie  wtedy się rozkleiłem.
Widać było, że dla Beaumontów najważniejsza była rodzina, bez względu na wszystko ..

-Coś powiedziałam się tak?- spytała odsuwając się ode mnie, widząc łzy spływające po moich policzkach i jeszcze bardziej zaszklone oczy

- Nie.. j-ja po prostu.. Dziękuję Pani..- powiedziałem, jeszcze raz się do niej przytulając

- Nie ma za co kochanie, ale jeszcze raz powiesz do mnie PANI to oberwiesz- zaśmiała się, przeczesując moją grzywke dodając- no zmykaj- na co od razu ruszyłem w stronę Ryana, który czekał na mnie przy schodach, wpadając w jego ramiona

-Chodź - szepnął tylko składając pocałunek na skroni, po czym ruszyliśmy do jego pokoju, gdzie  czekały na nas rzeczy do zapakowania.

- Przepraszam jeśli powiedziała coś głupiego.. już po tym jak wypalila tą teściową to nie słyszałem co mówi.. powiem  jej żeby.. - Nie Rye.. Nie powiedziała nic głupiego, a wręcz przeciwnie- uśmiechąłem się obejmując chłopaka moim drobnym ciałem, przylegając do niego całą  klatką  piersiową , siadając mu na kolanach

-Dziękuję - wymamrotałem odsuwając się od niego przez na co  posłał mi pytające spojrzenie

- Nie ważne kochanie.. chodź bierzemy się do roboty- wstałem z  jego kolan,  biorąc w dłoń kolorowy papier zaczynając go rozwijac, a Ryan podał prezenty dla jego młodszych braci oraz Robba, które kupiła dla nich ich mama pomijając te dla niego z bo przecież sam sobie go nie zapakuje.

TRUST ME •RANDY•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz