Do czasu gdy nadszedł wrzesień, Louisowi zaoferowano kolejne zajęcia zaczynające się od jesieni, mały awans w jego firmie reklamowej i ponownie zacząć aktywnie ćwiczyć, chodząc na siłownie cztery razy w tygodniu. Był zajęty, nadzwyczajnie, i nie zdawał sobie sprawy jak szybko mijała jesień, dopóki nie wrócił jednego wieczora do domu i nie zobaczył wszystkich części okiennej klimatyzacji stojących obok drzwi prowadzących do piwnicy.
- Czekaj, co to jest? – spytał Harry'ego, kiedy rzucił swoje klucze na stolik stojący przy frontowych drzwiach.
Harry był w kuchni, mieszając coś w garnku. – Robię kolację.
- Nie, nie to. Części do klimatyzacji. Dlaczego są zdjęte?
Podrapał się po szczęce. – Bo jest prawie październik?
- Och – zmarszczył twarz. Nie zdawał sobie sprawy jak szybko mijała ta pora roku. – Wow, masz rację. Ale to dużo pracy, by zdjąć to wszystko samemu. Mogłem to zrobić. To mój dom.
Harry wzruszył ramionami, wciąż mieszając. – Tak, cóż, masz dużo rzeczy na głowie. Pomyślałem, że tak będzie po prostu łatwiej. Poza tym, spędzam tutaj tyle samo czasu co ty – spróbował cokolwiek było w garnku i zdawał się być zadowolony smakiem. – Zaniosę je do piwnicy po tym, jak zjemy. Robię kurczaka z parmezanem, tak przy okazji. Kurczak jest prawie gotowy, właśnie kończę sos.
Louis pokręcił głową. – Jesteś czymś innym, Styles. Naprawdę jesteś. Co, Link jest też świeżo przystrzyżony?
- Nie, ale szkoda, że o tym nie pomyślałem. Ale był na spacerze.
- Niewiarygodne – podszedł do Harry'ego, łapiąc go za łokieć. – Buzi.
Harry odłożył łyżkę na blat, sosem brudząc granitową powierzchnię i ujął twarz Louisa w swoje dłonie. – Hej – powiedział.
Louis uśmiechnął się. – Cześć. Dziękuję.
- W każdej chwili – pochylił się, by go pocałować, opuszkami palców pocierając policzek Louisa.
Było to powolne w sposób, w jaki Louis to lubił. Westchnął, oplatając Harry'ego ramionami wokół pleców, ściskając pomiędzy jego łopatkami. Po chwili odsunął się i uniósł wzok. – Lubię cię.
- Szczęściarz ze mnie, bo ja ciebie też lubię.
- I kocham cię.
Harry uśmiechnął się, wracając do mieszania. – Nawet jeszcze większy szczęściarz, bo sam jestem szalony na twoim punkcie.
I tak to było.
***
Louis poszedł zbierać jabłka ze swoją mamą i najmłodszym rodzeństwem pod koniec września, spotykając się w sadzie w połowie drogi pomiędzy ich domami. Na zewnątrz było chłodno, temperatura spadła wystarczająco, by wyciągnąć swetry z szafy i Louis ostrożnie zapiął swoją pięcioletnią siostrę i brata w jesienne kurtki, zanim pozwolił im ganiać się wokół drzew. Szli przez wzgórza, zrywając jabłka z gałęzi w sposób, w jaki im powiedziano i wypełnili siatkę całkiem szybko. Louis był pod wrażeniem, że zajęło to jedynie dziesięć minut, zanim zaczęli pracować nad następną rundą.
Jay objęła Louisa ramieniem. – Ostatnio nie spędzałam z tobą dużo czasu.
- Wiem. Ostatnio nie miałem dużo czasu na większość rzeczy. Przepraszam.
- Wszystko dobrze z nauczaniem? I Harym?
Louis ugryzł jabłko, odrobina soku spłynęła po jego podbródku. – Nauczanie jest wspaniałe. Kilka tygodni temu zacząłem z nową grupą dzieciaków. Są w drugiej klasie, więc pracujemy dużo nad kreatywnym pisaniem, nawet więcej niż w wakacje i kocham to.
CZYTASZ
Tug-of-War /larry tłumaczenie pl/
FanfictionMąż Louisa nagle umiera i zostaje on pozostawiony z niczym. Cóż, nie do końca. Ma Harry'ego. I bernadryna o imieniu Link, którego zostawił mu jego zmarły mąż. Louis opiekuje się Linkiem i Harry opiekuje się Louisem. Wszystko jest okej, dopóki nagle...