Louis nienawidził zmiany czasu na zimowy, tak jak wszyscy inni. Nienawidził tego, że słońce budziło go godzinę wcześniej, że było ciemno gdy wracał do domu i że mijał miesiąc bez Harry'ego.
Wiedział, że to nie miało nic wspólnego ze zmianą czasu, ale był tak zmęczony obwinianiem samego siebie. Chciał obwiniać coś, co było ponad jego kontrolą i poza jego zasięgiem.
Było około 15:30 kiedy zdał sobie sprawę, że jego szafki w kuchni były całkowicie puste. Żadnego jedzenia, picia, nic. Nie jadał zbyt dużo, ale musiał coś zjeść i zepsute gruszki w lodówce prawdopodobnie się do tego nie nadawały.
Wypuścił Linka na zewnątrz, sprawdzając by upewnić się, że bramka za nim była zamknięta i udał się do sklepu spożywczego, była to absolutnie ostatnia rzecz, którą chciał robić w niedziele.
Sklep nie był zbytnio zatłoczony i zdołał pójść do kasy w miarę szybko, kładąc jedzenie na cały tydzień na taśmociągu przed sobą. Obserwował jak kasjerka skanowała pudełko płatków, kiedy nikt inny jak Menadżer Matty podszedł do niego, z ciepłym uśmiechem i jego ciało podskakiwało z każdym krokiem.
Louis musiał powstrzymać się, żeby nie jęknąć. Skurwysyn.
- Louis, co u ciebie? - spytał, wyciągając dłoń do uścisku. - Dzisiaj sam na zakupach?
Wymusił niezręczny śmiech. Matt nie zdawał się tego zauważyć. - Yep, tylko ja.
- Jest coś, w czym mógłbym ci pomóc?
Louis spojrzał na kasjerkę, która posyłała mu spojrzenie które krzyczało przepraszam. - Nope, wszystko mam. Wezmę swoje rzeczy i wracam do domu.
Matt przytaknął. - Bez chłopaka?
- Powiedziałem, że jestem tutaj sam.
Uniósł swoje dłonie. - Nie ma potrzeby być nieprzyjaznym. Ciesz się swoimi zakupami.
Louis wrócił myślami do ostatniego czasu, kiedy był w tej sytuacji i jak bardzo chciał walnąć Harry'ego prosto w szczękę za jego zachowanie. Tym razem, z tego dupka protekcjonalnym - i nie wspominając o nieprofesjonalnym - tonem głosu Louis chciał, by Harry tutaj był, wsadzając swoją dłoń w tylnią kieszeń Louisa.
- Będę. Dziękuję - odpowiedział, głos ociekał sarkazmem.
Wziął swoje siatki i ruszył w stronę drzwi, wkurzony, że Menadżer Matt istaniał, że właśnie wydał siedemdziesiąt dolarów na jedzenie, którego wiedział, że nie zje, że na zewnątrz było już całkowicie ciemno o godzinie 16:31.
***
Kiedy dziesięć minut później podjechał pod swój dom, pierwszą rzeczą, którą dostrzegł w ciemności była otwarta bramka. Louis wysiadł z auta, niosąc tyle siatek ile mógł i próbował rzucić okiem na podwórko za domem, ale było zbyt cholernie ciemno.
Pomogłoby zapalone światło na werandzie, pomyślał gorzko.
- Link? - zawołał Louis. Nie słyszał żadnego szelestu na podwórku. Położył siatki na schodach przed domem i wrócił się. - Link! - spróbował ponownie,
Nic.
- Kurwa! - krzyknął. - Link!
Louis panicznie wbiegł do środka, otwierając kilka szuflad w kuchni, by znaleźć latarkę. Nic nie znalazł, dopóki nie przypomniał sobie, że kilka miesięcy temu Harry schował je w szafce nocnej obok łóżka. Jego argumentem było - cóż, co się stanie, jeśli zabraknie prądu w środku nocy i nie będziesz nic widział? Będziesz szczęśliwy, że nie szukasz ich po omacku w szufladach wypełnionych nożami.
CZYTASZ
Tug-of-War /larry tłumaczenie pl/
FanfictionMąż Louisa nagle umiera i zostaje on pozostawiony z niczym. Cóż, nie do końca. Ma Harry'ego. I bernadryna o imieniu Link, którego zostawił mu jego zmarły mąż. Louis opiekuje się Linkiem i Harry opiekuje się Louisem. Wszystko jest okej, dopóki nagle...