Przez następny tydzień Louis nie mógł myśleć o niczym innym, poza telefonem od Maggie.
Oddzwonił do niej po tym jak Harry wrócił do swojego domu i powiedział jak bardzo przeprasza, że nie nie przyszedł i do niej nie oddzwonił. Powiedział jej o swoim awansie i zgonił na to winę. Zrozumiała, oczywiście, i poprosiła o spotkanie innego wieczora. Louis zmusił się do powiedzenia tak i zaplanowali spotkać się na kolacji w ciągu tego miesiąca.
Ta cała rzecz sprawiła, że czuł się niespokojny i cały w nerwach.
Musiał śmiać się za każdym razem, kiedy myślał o swojej rozmowie z mamą w sadzie; niemalże jak ironiczny prekursor. To jakby wszechświat wiedział, że zjebie, zapomni o urodzinach swojego zmarłego męża. Nie dawało mu to spokoju. Jeśli czuł się winny przed drugim października, to było niczym w porównaniu jak się czuł teraz.
Jednego wieczora rozglądał się po swojej sypialni i zdał sobie sprawę, że to jakby Harry nieoficjalnie się wprowadził, wymazując Chrisa z obrazka. Bluzy Harry'ego wisiały na klamkach od szafy, jego buty leżały pod oknem, opaski do włosów na szafce nocnej. Louis zassał swoje policzki podchodząc do szafy i otworzył ją. Wisiało tam tyle samo ubrań Harry'ego co Louisa i Louis panicznie zepchnął wszystko na bok, szukając na tyłach szafy rzeczy Chrisa, które zatrzymał po jego śmierci.
Wciąż tam były. Okej. To dobrze. Oddychaj.
Poszedł do salonu i Harry siedział na kanapie, lekko pochylony gdy głaskał Linka, oglądając coś w telewizji. Uniósł wzrok, kiedy usłyszał Louisa.
- Dołączysz do swoich chłopców?
Louis próbował się uśmiechnąć, ale wyszło to jak grymas. - Jasne - usiadł obok Harry'ego i gapił się na telewizor, niezdolny by skupić się na czymkolwiek co tam leciało. Ramię Harry'ego wokół jego ramion było cięższe niż zazwyczaj. Próbował go odgonić, ale nie mógł zmusić swoich kończyn do działania.
Siedzieli tak przez chwilę, nie ruszając się i nie rozmawiając. Harry zdawał się nieświadomy faktu, że umysł Louisa pędził od zbyt dużej ilości myśli, których nie mógł wyłączyć. Wepchnął swoje okulary wyżej na nos; kiedy jego dłonie się tak spociły? Zastanawiał się jak możliwe było dla Harry'ego ignorowanie tego, jak nienaturalne jego oddychanie było. Brzmiało niewłaściwie. Może to wszystko było w głowie Louisa.
Czuł się jakby zdjęcia na ścianach się na niego gapiły. Próbował uniknąć patrzenia się wprost na nie, ale mógł je zobaczyć kątem oka, śledziły go nie ważne w jakim kierunku patrzył. Zrobił się nieznośnie napięty, zaciskając pięści. To wtedy Harry w końcu zauważył.
- Wszystko w porządku, kochanie?
Louis odchrząknął, niezdolny by spojrzeć na Harry'ego. - Tak. Jest dobrze.
- Na co patrzysz?
Zdał sobie sprawę, że jego wzrok utknął na ścianie ze zdjęciami. Tyle wyszło z patrzenia się gdzie indziej. - Um, tylko patrzę na zdjęcia - próbował przełknąć ślinę. - Dziewczynki robią się duże.
Harry przytaknął, wciąż wyglądało na to, że był nieświadom. Jak? - Wciąż kocham to zdjęcie, gdzie jesteś ty, ja i Chris na imprezie Halloweenowej jako trzej muszkieterowie. Ludzie myśleli, że byliśmy cholernie dziwni.
- Prawdopodobnie.
- Powinniśmy zaktualizować to zdjęcie.
Na to Louis uniósł wzrok. - Dlaczego mielibyśmy to zrobić?
- Bo byliśmy dziećmi. Możemy zrobić je jeszcze raz na imprezie Halloweenowej w tym roku.
Mocniej zacisnął pięści. Chrisa tu nie będzie, by jeszcze raz zrobić zdjęcie. - Jakiej imprezie halloweenowej?
CZYTASZ
Tug-of-War /larry tłumaczenie pl/
FanfictionMąż Louisa nagle umiera i zostaje on pozostawiony z niczym. Cóż, nie do końca. Ma Harry'ego. I bernadryna o imieniu Link, którego zostawił mu jego zmarły mąż. Louis opiekuje się Linkiem i Harry opiekuje się Louisem. Wszystko jest okej, dopóki nagle...