-Niby jak? I kto ma go pokonać? Thora nie ma, Hulka też.
- Ci co zostali. - powiedział krótko i poszedł do łazienki.
Ja usiadłam i rozmyślałam o mojej przeszłości, o Mocach i co będzie jeśli nie pokonamy Lokiego. Po raz pierwszy się naprawdę bałam, czułam się bezradna...Siedzę tu jakieś 10 minut gdy nagle drzwi się otwierają i widzę Steve'a.
-Zbieraj się lecimy po Lokiego.-rzekł Kapitan, ja nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo wyprzedził mnie Clint.
-Przydałby się wam ktoś do pomocy. -
Steve tylko popatrzył z niepewnością na Clinta, a potem na mnie. Nie wiedział czy można mu ufać.
- Loki już go nie kontroluje. - jedno zdanie ale trafne
-W takim razie. Umiesz pilotować statek? - Barton kiwnął głową - No to widzimy się za 5 min w garażu.Rogers wyszedł,a my z Clintem tylko spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy się szykować.
Stark już poleciał do Nowego Jorku,a my idziemy do jednego z quinjetów(kłindżetów) (ja z lewej strony, Clint z prawej, a Kapitan między nami)
- Przepraszam, ale bez upoważnienia nie można. - powiedział do nas jakiś agencik. Rogers już chciał się odezwać gdy ja tylko machnęłam ręką i wyrzuciłam kolesia z maszyny. Steve spojrzał na mnie z pytaniem wymalowanym na twarzy, ale ja tylko weszłam do pojazdu i usiadłam na miejscu obok pilota. Clint usiadł obok mnie i włączając maszynę powiedział :
-Można było trochę delikatniej.
-Po pierwsze nie mamy czasu, a po drugie nie będzie mi byle jaki agencik mówił czego mi nie wolno. - On się na to uśmiechnął i pod nosem powiedział: Normalnie jak Stark.
Usłyszałam to, ale postanowiłam to zignorować.Wystartowaliśmy. Teraz przed nami około 15 minut drogi i będziemy na miejscu.
Oby Loki nic nie zrobił temu palantowi w żelaznej zbroi...
Przepraszam, że taki krótki rozdział. Następny postaram się zrobić dłuższy 😉