Rozdział 3

92 5 5
                                    

-Jeśli chcesz spać to idź do kurwy nędzy! Tak przynajmniej będę wiedział, że muszę cię podtrzymać, żebyś nie spadła z tego cholernego konia!- Warknął, kiedy po raz kolejny w czasie podróży musiał mocno objąć jej kibić, by nie upadła na drogę.

-Przepraszam- mruknęła speszona, czując jak na jej policzkach rozlewa się gorący, szkarłatny rumieniec wstydu.-Nie wiem co się ze mną dzieje- ziewnęła przeciągle, wypatrując w lesie chociażby końcówki białego ogona Gruszki, czy paciorkowatych, ciemnych oczu wilkora.

-Brak snu i krawienie- skwitował krótko, na szczęście dla niej na tyle cicho, że tylko on i sama zainteresowana to usłyszeli.

Odwróciła się do niego gwałtownie, przez ramię, przybierając jeszcze bardziej malowniczy odcień szkarłatu. Parsknął złośliwym śmiechem, widząc zaskoczony wyraz jej szeroko otwartych, przekrwionych oczu pod którymi ostro malowały się wrzosowe cienie.

-Skąd?- spytała cicho, marszcząc brwi i odwracając się na koniu, twarzą do niego.

-Mieszkałem na dworze- burknął niechętnie, posyłając jej niezbyt uprzejme spojrzenie, ale zdążyła już do nich przywyknąć.-Widziałam jak krwawienie przechodzą inne dwórki.

-Byłeś rycerzem?- spytała zaciekawiona, nim prychnął pogardliwie i splunął na drogę.

-To głupie pizdy, które udają, że umieją walczyć- warknął nieprzyjemnie, nawet na nią nie patrząc.

Zauważyła, że często odwracał wzrok, jakby nie chciał spoglądać w jej oczy.  Kiedy mu dziękowała to wydawał się zmieszany, choć równie dobrze to mogłobyć jedynie jej przypuszczenie. Jego twarz zdawała się niby maska, której nie mogła odkryć. W pewnym sensie to rozumiała, bo przecież sama ukrywała swoje prawdziwe ja. Ona robiła to dla bezpieczeństwa, co do niego nie miała pojęcia. Był dla niej swego rodzaju zagadką.

-Przeklinanie przy damie nie przystoi- stwierdził ze śmiechem Thoros, pojawiając się przy nich.

-Przywykłam- odparła, wzruszając ramionami i opierając się o szyję konia.

Nie minęła nawet minuta, nim kobieta ukołysana jednostajnym ruchem zasnęła, a on, by nie upadła,  przyciągnął ją do siebie. Objął ramieniem jej kibić, nieco pośpieszając rumaka, chcąc dogonić resztę. Spojrzał ku niej, wzdrygając się niekontrolowanie. Była zbyt blisko,  a on nie lubił mieć nikogo w pobliżu. Samotność mu służyła. Beric i Thoros nigdy nie zawracali mu dupy, wiedząc że tego nie chce. Ona musiała i zastanawiał się czy jej nie postraszyć. Miałby przynajmniej spokój od jej irytującego towarzystwa.

-Pilnowała cię całą noc. Biedna dziewczyna, zasłużyła na odrobinę snu.-Thoros spojrzał ku kobiecie, której głowa była oparta o klatkę piersiową Sandora, kiwając się w rytm kroków konia.


-Dobrze, że śpi. Przynajmniej nie pieprzy bez sensu- prychnął Ogar, poprawiając jej ułożenie w siodle.


-Jak chcesz możemy się zamienić. Z chęcią ją przyjmę - młodzieniec z bractwa przejechał tuż koło niego, błyskając prostymi, ale pożółkłymi zębami.


-Chcesz, żeby jej wilkor odgryzł ci kutasa?- spytał zgryźlwie Sandor, a reszta parsknęła śmiechem, nie licząc śmiałka, który uśmiechnął się arogancko.


-Sama jeszcze do mnie przyjdzie, zobaczycie.-Spojrzał ku śpiącej dziewczynie, ale nie zauważył, że kącik jej ust lekko drgnął, jakby w powstrzymywanym uśmiechu.

Skrzywdzeni/Sandor CleganeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz