Rozdział 18

98 4 0
                                    

-Petraktowanie z Cersei jest bezsensowne. Sama stwierdziła, że nie odda nam korony. Zbyt długo na nią pracowała- rzucił chłodno Tyrion, ale Elaiza spojrzała na niego z nieco skrzywioną miną.

-Może nie tak bardzo jak myślisz- rzuciła dziewczyna.-Cersei jest w ciąży i pewnie zależy jej na dziecku, a matka wiele zrobi dla swojego maleństwa- zaczęła, a Tyrion spojrzał na nią z pewnym zaciekawieniem.

-Chcesz użyć dziecka jako karty przetargowej?

-W pewnym sensie... Damy Cersei urodzić, ale dziecko będzie pod naszym nadzorem. Jeśli nie to...

-Wypowiemy wojnę.-Dany spojrzała na nich twardo.

-Pani, nie wszyskie wojny wygrywa się mieczami- zauważyła spokojnie Elaiza, a potem dodała.-Możemy wypowiedzieć im wojnę, ale tak naprawdę wysłać kogoś kto włamałby się do zamku i zabił Cersei, a raczej ją i kilka osób ze świty, tych najwierniejszych. Zdobędziemy zamek, a wtedy bramy zostaną otwarte i wjedziesz ty. Mój ojciec zdobył miłość ludu, gdyż sprowadził ludziom pokój. Królewska Przystań ma dość wojen, jak sądzę reszta Westeros również. Lordowie klękną przed tobą jeśli pokażesz się...

-Jak tchórz?- spytał chłodno Dany.-Nie mam zamiaru...-zaczęła, lecz Elaiza od razu jej przerwała.

-Wiele osób zginie... Wybacz mi królowo, ale taka jest prawda. Po co rozlewać krew swoich ludzi? Nie władasz ziemię, czy krajem, ale mieszkańcami. Lordowie zawsze będą gadać, czegokolwiek byś nie zrobiła, królowo, ale ty będziesz miała na sobie krew i od ciebie tylko zależy do ilu osób będzie należeć. Jeśli nie chcesz skrzywdzić tego dziecka to pozwól Cercei urodzić, a potem zabij ją za popełnione zbrodnie.

Nie powinna tego mówić, wiedziała że ma zdecydowanie za długi jęzor, lecz miała dość kolejnych przelewów krwi.

-Obiecałam Cersei wojnę. Zostanę tchórzem i kłamcą jeśli wyślę skrytobójców- wyjaśniła chłodno Daenerys.

-Obiecałaś wojnę jej, nie ludziom. Jeśli wyślesz smoki to zniszczysz swoją własną stolicę i nigdy nie zostaniesz ich królową, tylko kolejnym potworem, jak Cercei. Prawda boli, ale jest konieczna. Widziałaś jak ludzie umierali, czy chcesz do tego dopuścić kolejny raz? Pragniesz być dobrą królową czy morderczynią z krwią na rękach?

-A ty czego pragniesz? Bycia królową zamiast mnie?

-Pragnę dla ciebie wszystkiego najlepszego Daenerys i władza mnie nie obchodzi, lecz ludzie. Rób co chcesz, ale wiedz, że mordowanie ludzi nie uczyni z ciebie królowej.-Elaiza wstała i opuściła komnatę, zostawiając za sobą zaskoczone spojrzenia reszty rady.

***
-Pani, Daenerys wzywa cię do siebie.-Służka skłoniła się jej nisko, jednocześnie z przestrachem spoglądając na Sandora. 

-Oczywiście- odmruknęła, łapiąc ciężki, wełniany płaszcz i narzucając na swe ramiona

Wyszła z dziewczyną, która zaprowadziła ją do komnaty smoczej królowej. Słyszała, że niektórzy mawiali, iż włosy białe ma niby śniegi Winterfell, czyżby i serce było tak samo lodowate i głuche na krzywdę ludu? W niej płynęła krew dzikiej, dumnej północy, lecz nie jej chłód. 

-Jesteś.-Dany spojrzała ku niej z pewną wyższością.

-Jestem, królowo- odparła, nieco nieświadomie spoglądając na brzuch kobiety. 

-Wiesz, że jestem ci wdzięczna za to co uczyniłaś dla mnie, ale muszę cię usunąć z mej królewskiej rady. Nie mogę mieć w niej kogoś kto niszczy mój królewski autorytet- powiedziała chłodno dziewczyna, a Elaiza ledwie powstrzymała się by czegokolwiek nie powiedzieć. 

Skrzywdzeni/Sandor CleganeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz