-Źle stoisz- stwierdził znudzony Sandor, a kiedy próbowała uskoczyć przed jego cięciem, boleśnie wylądowała na tyłku, krzywiąc się malowniczo.-Mówiłem- rzucił z triumfalnym uśmieszkiem, opierając się na mieczu.
Widział, że dziewczyna robi postępy, choć wciąż pozostawała niepewna swoich umiejętności. Miała pełne gracji, szybkie ruchy, przynajmniej na początku, gdy nie przypominała jednego wielkiego siniaka. Sandor jednakże nie dawał jej żadnych taryf ulgowych, traktując jak innych wojowników. Nie dziwiło, więc że co rusz lądowała na ziemi, albo dostawała płaską częścią miecza.
-Możemy skończyć na dzisiaj? Wszędzie mam siniaki i jestem brudna jakbym kąpała się w błocie- stwierdziła, choć w jej oczach igrały wesołe iskierki.
Przyjęła dłoń Clegane'a, który jednym, mocnym szarpnięciem postawił ją na nogi.
-Dziękuje, za próbę wyrwania mi ręki- burknęła pod nosem, otrzepując spodnie z brudu.
-Proszę, milady.- Zarechotał złośliwie, a pierwsza lepsza gruda ziemi jaką złapała dziewczyna, wylądowała na jego twarzy.
Przerażona znachorka (której celem nie była twarz, ale pech chciał, że nie umiała zbytnio celować) zaczęła uciekać, by uniknąć około dziewdzięćdziesięcio kilowej furii na dwóch nogach, ale była już tak wyczerpana, że przebiegła zaledwie kilka metrów. Sandor złapał ją bez jakiekolwiek problemu, przewieszając sobie przez ramię, jakby kompletnie nic nie ważyła. Kiedy zaczął iść w stronę dość płytkiej, spokojnej rzeki, zrobiła się blada jak płotno.
-Ja żartowałam! Sandor, nie rób tego! To tylko troszkę ziemi! No proszę cię! Przysięgam, że celowałam w zbroję!
Jej godność w tym konkretnym momencie odeszła do lamusa, ale nie przejmowała się nią zbytnio, mając wzgląd na lodowatą kąpiel, którą chciał jej zafundować mężczyzna. Bez pardonu wrzucił ją do rzeki, nie słychając krzyków, pisków, gróźb i próśb jakie z siebie wyrzucała w zawrotnym tempie. Zaczęła parskać oraz pluć lodowato- zimną wodą, która kłuła jej skórę, chłodnymi igiełkami, przeszywając skórę i malując na czerwony kolor.
-Jesteś, jesteś...-Ze wściekłości, aż się zapowietrzyła, nie wiedząc co ma powiedzieć.
Pierwszy raz widziała by Sandor był tak rozbawiony. Jego oczy iskrzyły się radosnym triumfem, gdy patrzył jak próbuje wstać i odgarnąć włosy z czoła, przy okazji wymyślając dla niego jakąś sensowną obelgę. Zirytowna, przemoczona i obolała, ochlapała go wodą, zaciekle kopiąc nogami. Po chwili i Clegane przypominał ofiarę paskudnej ulewy, a dziewczyna była z tego powodu niezwykle zadowolona.
-Zaraz cię utopię- rzucił Sandor, choć nie mógł ukryć uśmiechu.
-To czemu tak się śmiejesz?- spytała, wychodząc na brzeg i kładząc się na trawie.
Nie zdawała sobie sprawy, że jej mokra koszula stała się wręcz przeźroczysta, ukazując Sandorowi wdzięki dziewczyny. Clegane jakby nie patrzeć był mężczyzną i egoistyczna strona jego jestestwa nie pozwoliła mu na uświadomienie kobiety o jej ,,nagości". Co jak co, ale przez długi czas nie miał tak ładnych widoków i nie chciał szybko z nich rezygnować. Nie była może tak piękna jak Cersei Lannister: smukła, wyglądająca jak wykuta z białego marmuru, delikatna, eterytczna królowa, z jasnymi, miękkimi lokami, układający się idealnymi, jedwabistymi kaskadami na plecach, z ładnie sklepionymi kośćmi policzkowymi, wyraźnie, ale nie ostro. Zdawała się być perfekcyjna od czubka, złotej, wdzięcznej głowy, do małego, bielutkiego palca u stópy. Jednakże jej wyćwiczone, ślicznie uśmiechy były jedynie sztucznymi, maskami, a ciepła, łagodność głosu- subtelną modulacją. Nawet nie zauważył z jaką intensywnością wpatruje się w twarz kobiety, choć jego oczy były czułe. Ciemny brąz rozjaśniał, ciepłym błyskiem troski, który sprawił, że dziewczyna przybrały malowniczy, szkarłatny kolor. Cisza zastygła między nimi zdawała się być słodka, a pomiędzy, w rześkim, ostrym powietrzu północy, przeplatały się nici zrozumienia i współczucia. Nie była to miłość, a przynajmniej nie taka, której sploty dałoby się dojrzeć, ale coś igrało pomiędzy nimi. Wszystko to przerwał wysoki, kobiecy pisk i podekscytowane szczekanie wilkora, który cała ubłocony, ubrodzony zakrzepłą krwią, ze skołtunioną sierścią, rzuciła się na swą właścicielkę. Dziewczyna myślała, że Gruszka, jako dzikie zwierzę w końcu o niej zapomni, ale szczenię wciąż pamiętało. Czuła śliski, gorący język, liżący jej policzki i szyję, z takim zapałem jakby była wyjątkowo smacznym kawałkiem świeżej dziczyzny. Objęła swą towarzyszkę ramionami, przyciskają twarz do jej skołtunionego, przybrudzonego futra.
-Wróciłaś- wydusiła, a wilkor, machając nie tyle ogonem, co całym zadem, szczeknął jakby potakując.-Grzeczna dziewczynka- podrapała Gruszkę za uchem, uśmiechając się czule.
-Na pewno jesteś Tyrellem?- spytał ze śmiechem Sandor, a dziewczyna mu zawtórowała.
-Moja matka pochodziła z północy.
-Widać, że krąży w tobie krew Pierwszych Ludzi- zauważył skinając jej głową, a ona uśmiechnęła się ciepło.
-Maester zawsze mawiał, że nie widać u mnie krwi żadnego z rodów czy ludów, a jedynie moją własną.
-Ludzie północy też są tak głupi jak ty, w końcu nikt jeszcze nie ośmielił się we mnie rzucać ziemią- zauważył z uniesioną brwią, a kobieta pokazała mu język.
-Bo uznam to za zaproszenie- stwierdził wesoło i zarechotał, widząc głęboką czerwień, rozlewającą się na jej policzkach.
Wcale nie pomagało to, że miał tak przyjemnie niski, wibrujący głos, dźwięczny, męski, ciężki, przywodzący na myśl ogromny dzwon bijący w septonie, a jeszcze przed chwilą wpatrywał się w nią tak intensywnie, że nieświadomie drżała.
***
Powietrze było ostre, tnące jak miecz, zimne i skute mrozem niby jezioro, a wdzięczne, drobne płateczki śniegu tańczyły na północym wietrze, chaotyczny, pozbawiony gracji taniec nadchodzącej zimy. Zastygłe w bieli drzewa majaczyły na nimi, a małe zaspy białego puchu, utrudniały drogę.
-Jaskinia, moglibyśmy się w niej schować- zauważyła, wskazując na czarną dziurę niedaleko nich.
-Jak nie ma tam kurewsko wielkiego niedźwiedźia z młodymi- rzucił burkliwie, nieufanie patrząc na malujące się przed nimi góry, których zarys stracił na ostrości przez panującą śnieżycę.
-Oboje mamy miecze i jest z nami Gruszka- rzuciła niecierpliwie, czując palący ból zamarzającego ciała.-A tutaj na pewno nie zostaniemy, bo zamarźniemy na kamień, a ogniska ni jak nie rozpalisz!- Fuknęła, decydując za nich oboje.
Z jednej stronystrony mieli do wyboru, mroczną, zimną jaskinię, która swymi grubymi, kamiennymi ścinami chroniłaby ich przed śnieżycą, a z drugiej las gdzie mogli dać się zabić piekielnemu zimnu albo ruszyć dalej i przy okazji zabłądzić. Gruszka dzielnie kroczyła koło swej pani, która chwiała się na silnym wichrze, pomiatana jego mocą. Przedarli się do jaskini mokrzy, oblepieni śniegiem, zmęczeni i zadyszani. Dziewczyna ledwie trzymała się na nogach, opierając o ścianę jaskini, która okazała się wilgotna, ale nie tak lodowata jakby się tego spodziewała.
-Zastanawia mnie co jest tam dalej- mruknęła idąc do przodu, aż Sandor nie złapał jej za ramię.
-Tam może być cokolwiek- zauważył ze zmarszczonymi brwiami.
-Gruszka by już to wywęszyła- rzuciła burkliwie, powoli przesuwając się do przodu.
Sandor, burcząc coś o głupich paniątkach, niedźwiedziach i marnych końcach, poszedł za nią. Zobaczyli kilka dziur w kamiennym suficie, nisko nad nimi, którymi wlewało się jasne, srebrzyste światło księżyca, rozjaśniając im śliską, dość trudną drogę. Przechodzili skałami, przytuleni do brudnych, wilgotnych ścian, szmaragdowych od roślinności, skakali ze ścieżki na ścieżkę i w pewnym momencie Sandor musiał praktycznie przedzierać się na kolanach, ale ona też nie miała lepiej. Nigdzie jednak nie było widać choćby małej plamki śniegu, a temperatura powietrza wzrosła. Pachniało tu przyjemnie słodko, słono, zatęchłą wilgocią, roślinami i solą. W końcu zobaczyli rzekę czystej, skrzącej się wody, nad którą zalegały kłęby białej pary. Okrągle źródło, wyglądało mistycznie i tajemniczo, jak miejsce spotkań magicznych stworzeń, otoczone czarnymi jak onyksy, lśniącymi skłami z kryształową, niewzburzoną niczym taflą, połyskującą jak płynne srebro. Spoglądała ku niej z niedowierzaniem, czując na twarzy pieszczotliwie, ciepłe podmuchy, niby palce kochanka przemykające się po skórze. Kiedy tylko zdjęła grubą, futrzaną rękawice i zanurzyła dłoń w wodzie poczuła błogi gorąc, wręcz parzący jej zlodowaciałe ręce.
-I gdzie twój kurewsko wielki niedźwiedź?- spytała ze śmiechem, odwracając się do niego, by zobaczyć jak rozwiązuje sznurowania swej ciemnej, luźnej koszuli.
W końcu wypożyczyłam GOT! Jestem aktualnie w trakcie czytania (fani nie mordujcie mnie bo najpierw obejrzałam serial) i mam bardzo dużo weny... Wgl taki malutki spojler, następny rozdział może być trochę rozerotyzowany (jeśli takie słowo istnieje) i no..? Wglam nadzieję, że ten się wam podoba i do następnego! Papa!
CZYTASZ
Skrzywdzeni/Sandor Clegane
FanficWielka gra, w której giną nie tylko pionki, a strata króla nie równa się przegranej. Wszystko jest przecież możliwe gdy szachista, zwany losem, zajmie się figurami, przesuwając je na kolejne pola. Dla każdego wytycza ścieżkę, nie zapominając nawet o...