Rozdział 12

110 3 1
                                    

-Przepraszam za spóźnienie, pani.- Chłód w głosie Daenrys był jak piekielnie zimny, północy wiatr, tak ostry i mocny, że królowa uniosła wyżej brew, patrząc na nią z pewnym zaciekawieniem.

Dziewczyna była dość drobna i smukła, delikatna, biała jak śnieg, piękna niby obrazek, ale chłodna, dumna, nieugięta, pewna siebie, emanująca władczością. Ubrana w drogie, szkarłatne jedwabie i płaszcz, spięty ciężką, zdobną broszą z trójgłowym, ziejącym ogniem smokiem, wyglądała jak prawdziwa khaleesi. Złoty, gruby pas, obejmujący jej kibić błyskał wąskimi, pięknie wykaligrafowanymi literkami ,,Ogień i krew", pokazując jej przynależność do rodu Targaryen. Cersei zdawała się być jej przeciwieństwem, ubrana w powściągliwą, żałobną czerń, piękną i aksamitną, ale niezwykle prostą, ze skórą spaloną jasnym słońcem południa.

-Po cóż, więc przybywacie? Jeśli myślicie, że oddam wam Westeros we władnie, to równie dobrze możecie już wracać na wasze lodowe pustkowie- stwierdziła chłodno, uważnie przyglądając się swej rywalce, jakby chcąc ją speszyć.

-Cóż, choć niewątpliwie byłoby to z twojej strony najrozsądniejsze siostro, to jednak nie spodziewam się po tobie tak wielkiej inteligencji- powiedział lekko Tyrion, kpiąc sobie z królowej, która zmrużyła oczy, w końcu spoglądając na brata.-Zdaję sobie jednak sprawę, że nawet ty zrozumiesz powagę sytuacji. Nadciągają inni i...

Cersei parsknęła śmiechem, uśmiechając się kpiąco i kręcąc głową z politowaniem.

-Doprawdy, przybyliście tutaj by opowiadać mi bajki, którymi stare nianie straszyły dzieci?- spytała wyraźnie rozbawiona, a kilka osób z jej świty zaczęło się śmiać.

-Bajki, powiadasz?- spytał Tyrion, uśmiechając się uprzejmie, choć w jego oczach igrało złośliwie rozbawienie.

Sandor uderzył w pokrywę pudła siekierą, cały czas trzymając broń w rękach, bo wiedział, że to cholerstwo zaraz się na niego rzuci. Elaiza patrzyła jak to coś wyłazi, wściekłe, bełkączące, białe jak śnieg, przypominające śmierć. Odsunęła się w swym krześle, z przerażeniem spoglądając ku chodzącemu trupowi. Nie słyszała teraz żadnych słów, widziała jedynie to paskudne, martwe stworzenie, a kiedy tylko uświadomiła sobie, że takich jest więcej, zrobiło jej się słabo.

-Możecie, więc wracać tam skąd przybyliście, bez mojej armii.-Chłodny głos Cersei przywrócił ją do świata żywych.

Kobieta już miała ich opuścić, lecz głos Elaizy skutecznie zatrzymał ją na placu.

-Ach więc to tak. Jak zawsze najlepiej poświęcać niewinnych ludzi, prawda?- spytała wściekła dziewczyna, gwałtownie wstając.-Tak jest przecież najłatwiej. Zabijać tych, którzy są niebezpieczni, a z nimi setki innych, by ludzie się bali i nie raczyli krytykować władzy?

Zobaczyła jak Góra wyciąga miecz, a Sandor od razu ustawił się przed nią, trzymając dłoń na rękojeści. Cersei powstrzymała mężczyznę ruchem ręki, spoglądając ku niej z zaciekawieniem.

-A kimże jest ta wyszczekana dziewka?- spytała ze śmiechem, a w Elaizie zawrzało tak mocno, że nie mogła się powstrzymać przez wypowiedzeniem tych słów.

Zdawała sobie sprawę, iż to co robi jest niebywale głupie, ale wściekłość uciszyła jej racjonalny umysł. Nie powinna działać tak irracjonalnie, ale jakże pragnęła zmazać ten rozbawiony, pogardliwy uśmieszek z twarzy Cersei.

-Elaiza Tyrell, jedyna z mego rodu, której nie udało ci się pozbyć- wycedziła, patrząc na zaskoczoną twarz kobiety, nim poczuła mocną silną dłoń Sandora, ściskającą ją za ramię.

Wiedziała, że teraz z każdej strony może spodziewać się z ataku, wściekłej, żądnej zemsty królowej, lecz niezbyt oto dbała. Najważniejsze było zobaczenie jej twarzy, tego niedowierzania z jakim ku niej spoglądała. Widziała furię czajączą się w jej oczach, jak bestia, ukrytą i wciąż nieco uśpioną.

***

-Kurwa, czyś ty rozum postradała!?- Sandor spojrzał ku niej z wyrazem najczystszej, dzikiej furii, chwytając ją za ramię.-Cersei nie zniesie tego, że publicznie ją znieważyłaś i rozkaże ci uciąć ten twój zakuty, pusty łeb, albo też porwie ci i odda temu potworowi!

-Nawet jeśli, to co cię to obchodzi?!- Warknęła, wyrywając mu się i mordując go spojrzeniem.-Umrę to umrę i tyle! Przynajmniej będziesz miał ode mnie święty spokój, jak chciałeś!

-Jesteś kurewsko głupia!- Rzucił z furią załamując ręce i mając wrażenie, że zaraz przez tą parszywą dziewuchę straci resztki świętej cierpliwości.

-To po co się mną przejmujesz skoro jestem tak kurewsko głupia?!- spytała robiąc się czerwona, ze łzami w oczach.

-Bo wtedy w jaskini mi coś obiecałaś!- Warknął, patrząc na nią z dziką furią.

Uderzył palcem w jej mostek.

-Przypominasz sobie!?- spytał, lecz w jego oczach nie dostrzegła gniewu, ale żal, gorzką gorycz smutku. -A może wielka królowa Wysogrodu zapomniała obietnicy danej zwykłemu psu!?- Chciał już odejść, ale złapała go mocno za rękę.

Przez chwilę niczego nie mówiła, wciąż miotana wściekłością i tą parszywą dumą, która nie pozwala jej przyznać mu racji. Zachowała się jak głupie, rozwydrzone dziecko, mówiąc co ślina jej na język przyniesie. Wiedziała, że Cersei nie wybaczy takiej zniewagi i pośle kogoś kto uciąłby jej ten durny, pusty łeb. Wiedziała, że nie powinna niczego mówić. Wiedziała, że zraniła Sandora, ale nie mogła przeprosić, była na to zbyt dumna. Mężczyzna wyrwał się z jej uścisku, przechodząc do obozowiska i zostawiając ją samą z wyrzutami sumieniami. Te, niby głodne wilki dziko rozszarpywały jej serce, na małe, krwawe kawałki. Zaczęła płakać, żałując że Gruszka ruszyła na polowanie, a ona została całkowiecie sama. Nie była tak twarda jak myślała tylko głupia, uparta i dziecinna.

-Przyda ci się.- Jamie podał jej chustkę, uśmiechając się dość krzywo i niepewnie.

-Podsłuchiwałeś?!- spytała wściekła, wstając tak gwałtownie, że zakręciło jej się w głowie i mężczyzna musiał złapać ją za ramię.

Wyrywała się dość szybko, opierając o jedno z drzew.

-Przepraszam- mruknął, spuszczając wzrok.-Na swoją obronę dodam, że po prostu tędy przechodziłem i...

-I stwierdziłem, że sobie posłucham kłótni, a potem pójdę upokorzyć pewną idotkę?! Nie chce cię już nigdy widzieć Królobójco i nie udawaj pomocnego teraz, po tym jak zabiłeś całą moją rodzinę!- Wycedziła przez zęby. -Brzydzę się tobą i cokolwiek byś nie zrobił zawsze będziesz dla mnie tym samym parszywym szczurem. Nie zmażesz swoich win. Mordowałeś niewinnych ludzi, którzy nie mieli nic wspólnego ze zmianą frontu przez lady Olennę. Zabijałeś ojców, matki, dzieci, którzy nie mogli się nawet bronić. Dobrze się czułeś ze świadomością, że niszczysz rodziny, że krzywdzisz ludzi, którzy dużo bardziej zasługują na życie niż ty?- spytała z pogardą nim zostawiła go, rzucając jego chustką o ziemię.

Się porobiło... Ogółem ja bardzo lubię Jamiego, bo jest jedną z tych głębokich, skomplikowanych postaci, które nie są perfekcyjne, a na początku wręcz znienawidzone przez wielu. Tutaj jednak działają różne czynniki: po pierwsze Elaiza jest wściekła, że ktoś ich podsłuchał (najpierw miał to być Tyrion, który by z nią spokojnie pogadał, ale plany planami), a po drugie: Jamie zabił osoby, które kochała i lubiła, stąd ma prawo go nienawidzić. Nie mam zamiaru robić z Elaizy idealnej postaci, która wszystko wybacza, bo to by było dziwne gdyby nagle mu podziękowała, puściła w nie pamięć to co zrobił i zaczęła mu płakać na ramieniu, żaląc się na swoje problemy, a trzecie: widział ją w momencie słabości, zobaczył, że nie jest tak twarda na jaką się kreuje.

Skrzywdzeni/Sandor CleganeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz