-Miałam w planach zabić Cersei- mruknęła Arya, spoglądając na oddział kroczący przez bramę Winterfell.
-A ja zabić ego mego brata Lorasa- parsknęła śmiechem Elaiza, a młoda wilczyca spojrzała na nią z uśmiechem.
-Był aż taki zły?- spytała, gdy szły do wieży maestra, w której aktualnie urzędował Tarly.
-Garlan stwierdził, że powinien mieć swoje własne godło z pawiem, albo osłem- parsknęła śmiechem, a dziewczyna jej zawtórowała.
-Ciekawe.
-Kiedy Sandor go uratował to był wściekły. Stwierdził, że rozprawiłby się z Górą, ale przeszkodziło mu słońce- prychnęła, przewracając oczami.
Arya parsknęła śmiechem tak, że w jej oczach zalśniły łzy. Elaiza oparła się o ścianę, zastanawiając się czemu u licha już jest taka zmęczona.
-Co jest?- spytała młoda wilczyca, zeskakując dwa stopnie w dół do swojej przyjaciółki.
-Ciąża- wyjęczała cicho, a Arya otworzyła szeroko oczy.
-Co?!- Wrzasnęła, a jej koleżanka uświadomiła sobie, że powiedziała o tym na głos i zarumieniła się ze wstydu.
-Nikomu ani słowa!- Syknęła, wchodząc na wieżę, ale Arya złapała ją za rękę.
-I tak zauważą- rzuciła, a dziewczyna parsknęła śmiechem.
-Ludzie widzą to co chcą widzieć, więc mam nadzieję, że nic się nie wyda do mego ślubu z Sandorem.
-Oświadczył ci się?!
-Arya, jestem tuż obok, a nie na drugim końcu Winterfell, więc byłabym wdzięczna gdybyś przestała mi wrzeszczeć do ucha- rzuciła chłodno Elaiza, a potem uśmiechnęła się lekko.
-Skoro jest już temat rodziny.-Sandor nigdy nie był niepewny, w zasadzie było to do niego niepodobne.
-Ten pierścień należał do mej matki, a potem siostry. Powinna go dostać żona Góry, ale...-Rzuciła się na jego szyję, przewracając go na łóżko i całując jego twarz.
Sandor nałożył pierścionek na jej palec, zatapiając się w słodyczy warg swej ukochanej.
-Tak!- Pisnęła, a on skrzywił się.
-Ale staraj się mnie nie ogłuszać- burknął pod nosem, a dziewczyna parsknęła, delikatnie przesuwając palcami po jego zabliźnionym policzku.
Wiedziała jak patrzyli na niego inni, był odstręczający, brutalny i cieszył się ze strachu jaki wywoływał, ale potrafiła dojrzeć w nim coś jeszcze. Lubiła błysk jego ciemnych, wąskich oczu, ich kolor, wszystkie tony, cienie, iskry. Kochała ciężki, chropowaty głos, rdzawy i głęboki, który otoczał ją ciepłem. Był skrzywdzonym przez los, zgorzkniałym chłopcem, który nigdy nie miał szansy spokojnie dorosnąć. Mówił, że nie jest odważny, lecz dla niej nie istniał nikt bardziej mężny od niego.
-Kocham cię- mruknęła, całując go delikatnie w szczękę.
-Będę zaproszona na ślub?- spytała od razu dziewczyna, a Eliza prychnęła.
-Pewnie połowa królestwa będzie musiała na nie przybyć- parsknęła śmiechem, kręcąc głową i wspinając się po schodach.- Wiesz...
-Nie męczy cię to? Wiesz, bycie królową Wysogrodu- sprecyzowała, a Elaiza westchnęła ciężko.
-W pewnym sensie jest to męczące lecz...
-Królowo.-Samwell skłonił się im krótko, uśmiechając nieśmiało i ściskając w dłoni list.
-Lordzie Tarly.- Chłopak zmieszał się nieco, jako że najwidoczniej zapomniał o swoim tytule.
-Dzisiaj przyszedł do ciebie list kró...
-Elaiza starczy. Znamy się przecież tyle lat- parsknęła śmiechem, przypominając sobie jak rozmawiali na balach, gdy jej siostra była zapraszana przez kolejnych chłopców do tańca.
-Przyszedł list z Cytadeli.-Sam podał jej zwinięty pergamin z nietkniętą pieczęcią, a potem wrócił do gabinetu.
Elaiza zmarszczyła brwi, zastanawiając się kto u licha miałby do niej pisać. Przeszła do swojej sypialni gdzie przełamała wosk i rozwinęła list.
,,Droga Elaizo"
-Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha- stwierdziła Arya, a dziewczyna skinęła nieprzytomnie głową, przełykając ślinę.
-Bo zobaczyłam...
,,Wybacz, że cię uśmierciłem, lecz Lannisterowie dokonali straszliwego mordu. Nawet nie wiesz jednak jak się uszczęśliwiłem, gdy doszły do mnie słuchy o twym pobycie w Winterfell. Pragnąłbym znowu cię zobaczyć i postanowiłem natychmiast wyruszyć by cię spotkać. Piszę ten list z Cytadeli, lecz pewnie jestem w drodze i mam nadzieję niedługo cię spotkać. Będę szczęśliwym mogąc już niedługo znowu stać się podporą rodu Tyrellów i twym doradcą.
Maester Samon"-Halo!- Arya musiała trzepnąć ją w ramię by dziewczyna w końcu wybudziła sie z transu.
Wciąż stała jak figura woskowa, ściskając palcami pergamin i płacząc jak głupia.
-On żyje!- Wydusiła, przyciskając list do piersi, a potem zaczęła się śmiać i skakać.-On żyje! Żyje! Żyje!
CZYTASZ
Skrzywdzeni/Sandor Clegane
ФанфикWielka gra, w której giną nie tylko pionki, a strata króla nie równa się przegranej. Wszystko jest przecież możliwe gdy szachista, zwany losem, zajmie się figurami, przesuwając je na kolejne pola. Dla każdego wytycza ścieżkę, nie zapominając nawet o...