Prolog

1K 68 30
                                    

8 kwietnia 2021, 15:28 

W kawiarence u pani Park pachniało kawą, a na wystawie przed blatem leżały lukrowane ciasta, babeczki i inne słodkości, które u każdego rozpływały się w ustach. Goście kręcili się chaotycznie, a czasami powoli. Rozmawiali głośno i cicho. Wśród nich stał tam też i on. Zamawiał podobno coś słodkiego, coś niezapomnianego. Roześmiać się można, lecz nie wypadało robienie z siebie największego dziwaka. Tak naprawdę siedział spięty, udając rozluźnionego i cieszącego się życiem człowieka.

Cały czas miał spuszczoną głowę do dołu, nawet nie racząc jej podnieść, choć było to już nie na miejscu. On już usadowił swój tyłek na siedzisku na przeciw niego i jako dorośli mężczyźni powinni zacząć rozmawiać. Nie siedzieć od dobrych kilku minut w ciszy, zupełnie nie wiedząc od czego zacząć nieszczęsną rozmowę, która tak naprawdę nie powinna mieć prawa bytu. Ich spotkanie nie miało bytu.

- No opowiadaj, jak tam u ciebie? - zaśmiał się, zaciskając swoje paznokcie na skórze, które pozostawiły bolące wgłębienia.

A przecież już tak dawno tego nie robił.

- Mam żonę, za trzy miesiące będę ojcem. - uśmiechnął się subtelnie, gdy pomyślał o wizji pełnej szczęśliwej rodziny. - Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy.

Ukłucie w sercu nasiliło się jeszcze bardziej. Bo to, że pierwszy raz po paru latach go zobaczył to tak naprawdę nic niż prawda, którą usłyszał z jego ust.

Ośmielił się w końcu na niego spojrzeć, bo musiał przyznać, że trudno było spojrzeć na kogoś od kogo kiedyś nie potrafił oderwać oczu. I cholera. Nie mógł się na niego napatrzeć. Zdecydowanie dojrzał, stał się bardziej męski. Niechlujnie ułożone na wszystkie strony świata różowe włosy, zastąpiła krucza czerń, która odsłaniała czoło. Brak makijażu, a ubrania stały się eleganckie, ba nawet ma pantofle zamiast ukochanych traperów. Szerokie barki, które nawet w tym głupim swetrze, których nienawidził, widać, że są umięśnione. Przecież kiedyś jego szafa była zapełniona aż po brzegi luźnymi i czarnymi szmatami, które wisiały na jego chudej z lekko zarysowanymi mięśniami sylwetce. A jego głos był głębszy niż zapamiętał. Dostaje przy nim aż gęsiej skórki choć wiedział, że nie powinien...

Niby zmienił się nie do poznania, ale Taehyung poznał go od razu. Nawet, jeśli minęło już dziesięć lat.

- A u ciebie? - zapytał nagle, spoglądając się na przyjaciela.

- Po staremu. - uśmiechnął się, marząc o zamknięciu się w czterech ścianach, by czuć się bezpiecznym. Bo przy nim boi się, że przepadnie.

- Jeszcze nie złapałeś spadającej gwiazdy?

Pokiwał głową, bojąc się odezwać. Strach przed jakimkolwiek zająknięciem w jego obecności byłby zbyt wstydliwy i żenujący. Nie mógł do tego dopuścić. Kolejny raz zacisnął paznokcie w skórę i tym razem zrobił to za mocno. Poczuł krew.

- Proszę! To zamówienie, o które państwo prosili. - powiedział kelner ze sztucznym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Okropieństwo. Nawet on musiał udawać, że wszystko jest w porządku.

Spojrzał się na karmelową kawę, której nie pił już kilka ładnych lat. Zbyt mu przypominała o nim. I faktycznie. Było to coś słodkiego i niezapomnianego w tym gorzkim i trudnym spotkaniu po latach. Tylko teraz nie wie, czy chodzi mu o karmelową kawę, czy o Jungkooka.

~•~

Witam was w nowym taekooku! Mam nadzieję, że wam się spodobał początek i zostaniecie ze mną do końca

Dajcie tej pracy troszkę więcej miłość, kochani. Ona w szczególności będzie tego potrzebowała..

Miłego, skarby♡

sunny depression | vkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz