Patrzył się w lawendową ścianę, myśląc nad swoją marną konsystencją. Zdecydowanie życie robiło sobie z niego żarty, bo jakim prawem on cierpiał? Co takiego zrobił, że łzy spływały po jego czerwonych i napuchniętych polikach, a woda z nosa wylatywała, by z powrotem ją wciągnąć lub wytrzeć rękawem od bluzy?
Nieodwzajemniona miłość brzmi śmiesznie, ale dla osób, które tego doświadczyły to zrujnowanie życia, bo nie widzą w nikim innym tej cholernej perfekcji. Tylko u osoby, której oddały swoje serce, domagając się tego samego, lecz uzyskują rozpacz i ból. Nie chcą patrzeć na innych ludzi, bo oni nie są tym kimś, u których doświadczamy błyszczących oczu, szybszego bicia serca, ściskania żołądka, czy spoconych rąk.
Taehyung pragnął Jungkooka, ale Jungkook nie pragnął jego. I za każdym razem, gdy o tym pomyślał przestawał oddychać, bo to było zbyt mocne. Rujnowało go uczucie bycia nie kochanym przez swojego najlepszego przyjaciela, u którego pragnął być całym światem, który trzymałby jedynie w swoich objęciach i już nigdy nie puszczał. Jungkook miał przyjść do niego za dziesięć minut, a on w okropnym stanie wpatrywał się w tą cholerną ścianę, marząc o zniknięciu. O zakopaniu się w ziemie, by każdy o nim zapomniał. W końcu osoby zmarłe szybko się zapomina, chyba, że ktoś je kocha. Ale Taehyunga nie kochał nikt.
Wstał w końcu z krzesła, by pójść do łazienki i obmyć zimną wodą twarz. Zatuszować oznaki bezsilności, która trzymała go mocno za rękę, nawet przez chwilę go nie puszczając, by przypadkiem nie zdołał od niej uciec. Choć ona by go zawsze odnalazła.
Usłyszał dzwonek, by po chwili otworzyć słonecznemu uśmiechowi drzwi, aby zagościł w ponurym mieszkaniu i wszystkie zakątki rozświetlił swoimi promykami. Lecz to było tylko na chwilkę. To było złudne i złe. Ciepłe promyki słońca boleśnie przebijały wszystkie wnętrzności Taehyunga, pozostawiając dziury. Za każdym razem pragnął zwymiotować, przez bliskość Jungkooka. Pragnął nie ściskać paznokci na skórze, pragnął swobodnie odetchnąć przy jego boku, lecz nie mógł. Nie umiał.
- Spałeś? Twoje oczy są czerwone. - przyjrzał się uważnie, doskonale wiedząc jaka była prawda truskawkowych spojówek i polików przyjaciela.
- Trochę mi się przysnęło. - zaśmiał się. - Ale ty musiałeś przyleźć i mnie obudzić, czyli jak zwykle.
- Sam chciałeś bym przyszedł, to teraz nie marudź. - przekręcił oczami, wchodząc do mieszkania przyjaciela. - Kupiłem nam coś do żarcia i picia. Mam nadzieję, że miło spędzimy czas.
- Tak, ja też mam taką nadzieję. - uśmiechnął się, wyganiając ze swojej głowy wszystkie złe myśli, które kłębiły się w jego umyśle.
Ale to również było złudne.
~•~
Picie z Jungkookie nigdy nie kończyło się dobrze, bo Taehyung szybko się upijał i zawsze musiał desperacko szukać u niego ciepła, które - według Taehyunga - było za gorące. Dla jego osoby było zbyt gorące, przez co za każdym razem się parzył. Ale to go nie obchodziło. Nawet jakby płonął żywym ogniem to i tak domagałby się więcej, byle jak najbliżej Jungkooka, którego boleśnie kochał.
Grali w warcaby, przypominając sobie śmieszne sytuację z dzieciństwa lub kłócąc się, który z nich oszukuje w grze, choć oboje doskonale wiedzieli, że to właśnie Taehyunga zawsze przegrywał i podkradał białe pionki Jeona. Lecz w tej chwili niebieskowłosy przyczepił się do delikatnie umięśnionej klatki piersiowej Jungkooka, wdychając trujący zapach dla jego nozdrzy, pobudzając każdą inną komórkę pragnąc jeszcze więcej. Ulegał jak zawsze.
- Jungkookie. - załkał, przysuwając czoło do tego drugiego, przymykając oczy. - Nie spędzam miło czasu. Nie jest miło, ani fajnie.
Jungkook trzymał ręce delikatnie na jego talii, wysłuchując wszystkich żali przyjaciela, których oczywiście był świadom przychodząc tutaj do jego mieszkania. Doskonale wiedział jak to się skończy. Wiedział, że Taehyung się upije i będzie szukał u jego boku nieosiągalnego ciepła i bliskości. Wiedział, że Taehyung będzie płakać z bezsilności, przez nieodwzajemnioną miłość.
- Ja naprawdę nie spędzam miło czasu, słyszysz? Nie spędzam. - powtarzał, przytulając się do szyi różowowłosego, niewyczuwalnie składając na niej muśnięcia.
- No powiedz to, Tae. - szepnął do jego ucha, przez co Taehyung wzdrygnął się delikatnie przez ciepły oddech, który jednocześnie był mroźnym grudniowym dniem.
Spojrzał się w sufit szybko mrugając, by tym razem żadna niepotrzebna łza nie wyleciała na różowy policzek. I było to bezsensu, bo on jak i Jungkook, wiedział, że się podda i ponownie rozpłacze przy nim, by łzy bezwładnie spadały mocząc wszystko, ale pragnął to przedłużyć. Nie chciał zostać sam.
- Dzisiaj nie.
Pierwsza łza powoli spłynęła po poliku, ale Jungkook szybko ją starł. Był dobrym najlepszym przyjacielem, który dbał o samopoczucie Taehyunga.
- W porządku. - wpatrywał się w jego brązowe i puste spojrzenie. Nigdy nie potrafił dojrzeć u niego błyszczących gwiazdeczek, które podobno były spowodowanych właśnie jego obecnością.
- C-czy mógłbyś-
- Tak, w zasadzie już trochę się zasiedziałem u ciebie. - zaśmiał się, czochrając niebieskie włosy Taehyunga, po chwili wstając z podłogi. - To do jutra, Tae. - wyszedł z mieszkania, zabierając ze sobą całe ciepło, którym otulał każdy zakamarek w zimnym salonie jak i w ciele Taehyunga.
Położył się na kanapę, by przytulić się do poduszki. Mrok i mróz okalał jego ciało, mając dreszcze, a histeryczny i żałosny płacz stał się jego nowym kompanem do samotnej nocy. Rozbolała go głowa, a w uszach dzwoniło, przez alkohol, który buzował w jego organizmie, mocniej odczuwając cholerną pustkę. Przeklinał głośno świat, który karał go za ból i cierpienie jakie musiał znosić. I Boże, jaki on był głupi, za każdym razem pozwalał, by deptano jego serce, jakby to była bezwartościowa rzecz. Nic nie warty przedmiot, który trzymał na złotej tacy dla osoby, która stała odwrócona plecami, nigdy nie zamierzając się odwrócić.
CZYTASZ
sunny depression | vkook
Fanfiction[zakończone] Podsumowując dojrzałe decyzje, to był miło spędzony czas z tobą, teraz pora się pożegnać. ''Przed 17 muszę być na plaży z przygotowanymi fajkami, do widzenia'' Bo usychanie w jego bystrych oczach było o wiele lepsze niż dać swojemu życi...