Kolejna noc z rzędu, a on wpatrywał się w sufit, zastanawiając się, czy zdoła przez te piekło przejść bez niego. Bez osoby, która... okej, może powiedzmy to tak, że Jungkook go wyniszczał, dusił go i powoli zabijał, zabierając mu potrzebny tlen do przeżycia. Ale jak to w życiu bywa; są pewne sprzeczności w naszym charakterze. Niektórzy lubią truskawki, a przetworów z truskawek już nie, lub na odwrót. Jungkook dla Taehyunga był też i tlenem.
Ale wiedział, że prędzej czy później ktoś odetnie dla niego tlen. Wiedział, że to właśnie w taki sposób się skończy. Może nie spodziewał się, że aż w taki, bo to było takie nagłe, niespodziewane. Przypuszczał nawet, że Jungkook też tego nie planował. To była chwila nieuwagi i chwila słabości. Chwila.
Odezwała się desperacja, chyba i egoizm. Marzył o tym od zawsze. Utonąć w objęciach miłości życia, rozkoszując się tą intymnością, przez którą płoną pod każdym względem tego słowa. Gdy z jego ust wypłynęło błaganie o pocałunek, nie pomyślał, że to przeistoczy się w coś bardziej... wyniszczającego. W coś, co bardziej uświadomiło go, że to jest forma - ich - pożegnania. Mieszanka słodkości z goryczą, zdecydowanie nieodpowiadający smak dla obu z nich.
Czy żałuje? Nie. Nie żałował chwili, w której poczuł się kochany przez chwilę.
- Nie śpisz? - wymruczał zaspanym głosem Jimin, który dzisiejszej nocy postanowił przenocować u Kima.
- Nie mogę zasnąć. - szepnął, w dalszym ciągu obserwując sufit.
- Brałeś leki? - podniósł się nagle, rozglądając się za pudełkiem ze środkami nasennymi, choć było ciemno w pokoju.
- Jimin, proszę... - mruknął spokojnie, łapiąc delikatnie za dłoń swojego przyjaciela.
Przez branie tego typu leków czuł się jak nienormalny chłopak, brzydko mówiąc czubek. Niepojęte, że przez brak tylko jednej osoby jego stan psychiczny zamienił się w istną papkę. Cholernie za nim tęsknił, czasami układał w głowie swoje własne scenariusze, że są razem szczęśliwi, że się kochają. Skradają nawzajem słodkie pocałunki, przytulają i trzymają się za rękę oglądając magiczne zachody słońca na busańskiej plaży. Zdawał sobie z tego sprawę, że nie powinien tego robić, że nie powinien fundować sobie darmowego cholernego kina, by jego towarzyszami była samotność i słone łzy, spływające do jego ust. Domagające się więcej trucizny, której ponownie marzył skosztować. Wargi Jungkooka były słodkie.
Był już wszystkim zmęczony, a pogrążone i sine oczy jeszcze bardziej to uwydatniały. No nie radził sobie, co tu dużo mówić. Minął dopiero drugi tydzień, a miał wrażenie jakby upłynęły wieki. Chyba jedynym oparciem w tej chwili był dla niego Jimin. Nie miał pojęcia, co by bez niego zrobił, ale coś czuł, że byłoby źle. Kurwa, okropnie.
Rudowłosy westchnął ciężko, kładąc się tuż obok Taehyunga. Wspólnie wpatrywali się w sufit, a ich muzyką były ich oddechy, które grały nierównomiernie. Nagle i jemu odechciało się spać... a tak naprawdę to nie chciał, by Tae sam gapił się w ten nudny sufit.
- Chyba nadal nie może to do mnie dojść, że to już jest koniec. Że nigdy nie było dla nas szczęśliwego zakończenia. - prychnął, uśmiechając się pod nosem. - Że z dnia na dzień staliśmy się sobie obcy. Jakbyśmy przestali dla siebie istnieć.
- Nie myśl o tym w taki sposób. - odwrócił głowę w jego stronę, by móc na niego spojrzeć, lecz ciemność nieco mu w tym przeszkodziła. - Życie nie sprawi ci jedynie tych dobrych chwil. Życie da ci ludzi, dzięki którym staniesz się osobą, którą masz się stać.
- Jimin, ty masz na pewno szesnaście lat? - zażartował. - Skąd nauczyłeś się mówić takie słowa?
- Nie muszę zaznać smaku rzeczy, by wiedzieć, że posiadają najróżniejsze smaki. - odrzekł, ponownie patrząc się w sufit. - Nie zamierzasz wrócić do Busan, mam rację?
- Może kiedyś, gdy cholernie za tęsknie za busańską plażą i słońcem. - wymruczał, delikatnie przymykając oczy. - Chce wyjechać, zapomnieć o wszystkim i o wszystkich, by wypłynąć w spokoju i przestać myśleć. Chce w końcu żyć.
Park Jimin nic się nie odezwał. Przez cały czas patrzyli się w sufit w kompletnej ciszy. Ale to było w porządku. Tak po prostu już miało być. I Taehyung w sumie ucieszył się, że Jimin sam do wszystkiego doszedł i zapytał. Kolejny raz uświadomił sobie jak cholernie nie zasługiwał na Jimina. To był przyjaciel, którego każdy chciałby mieć przy swoim boku. I nigdy nie zrozumie tego, dlaczego Park Jimin, farbowany rudzielec kroczył za nim aż do utraty oddechu.
To była ich ostatnia rozmowa.
~•~
I został epilog:(
CZYTASZ
sunny depression | vkook
Fanfiction[zakończone] Podsumowując dojrzałe decyzje, to był miło spędzony czas z tobą, teraz pora się pożegnać. ''Przed 17 muszę być na plaży z przygotowanymi fajkami, do widzenia'' Bo usychanie w jego bystrych oczach było o wiele lepsze niż dać swojemu życi...