- Nie wiem, co się ze mną stało, ale już nie wytrzymałem i wygarnąłem mu to wszystko, co przez te lata we mnie siedziało. - zapłakał żałośnie z już czerwoną twarzą. - Ale i tak to nie były te wszystkie rzeczy, które drzemią tu i tu. - wskazał na serce i głowę, czując jak łzy skapują po jego brodzie. - Jak zobaczyłem jego zaskoczoną twarz, to dopiero wtedy wszystko do mnie dotarło i wybiegłem z jego mieszkania, bo było mi wstyd.
Taehyung od pół godziny opowiadał Jiminowi całe zdarzenie, które miało miejsce tydzień temu. Do końca jeszcze sam nie mógł w to uwierzyć, co się wydarzyło, a nawet nie chciał dopuścić tych myśli, że taka sytuacja miała miejsce.
Gdy to mówił był trzeźwy, więc był przekonany, że Jungkook teraz mu nie odpuści. Bo nigdy nie wracał do pijackich żalów niebieskowłosego, który płakał w jego ramię, dlaczego jego życie nie może być usiane różami. Ale tak naprawdę to trzeźwe wylanie swoich emocji było inne od tych nie trzeźwych. Było brutalniejsze i mocniejsze i Taehyung żałował, że w ogóle do niego tego dnia poszedł do mieszkania. Ale desperacko szukał ciepła w jego zimnych ramionach, które nie były odpowiednie dla niego. Jak zawsze.
- Dzwonił do ciebie lub pisał?
- Nie wiem. Mam wyłączony przez cały czas telefon.
- A pomyślałeś o tym, że może się o ciebie martwić? Przyjaźnicie się tyle lat i jestem pewien, że teraz wyrywa sobie włosy z głowy, bo nie wie, co się z tobą dzieje. - westchnął. - Dziwne, że jeszcze nie przyszedł, ale domyślam się, że czeka na twój pierwszy ruch.
- Jimin, nie jestem gotowy spojrzeć mu się prosto w twarz, rozumiesz? Zrobiłem z siebie desperackiego frajera, który nie radzi sobie sam ze sobą. - złapał się za głowę, masując swoje obolałe skronie. - Nawet nie chce myśleć, co on o tym wszystkim pomyślał, ale podejrzewam, że na pewno nic dobrego.
Od tygodnia nie mógł spokojnie spać, bo od razu po zamknięciu oczu pojawiała mu się scena, gdy duszone emocje wychodzą nagle z jego ust tak łatwo, bez żadnych przeszkód. Miewał koszmary, że Jungkook śmieje się z jego bezradności i załamania, by na końcu przetrzymywać go w ciemnym pomieszczeniu pełnym wody, by dusił się na jego oczach. Wtedy budził się z krzykiem, oblany potem i łzami na policzkach, by kolejny raz żałośnie płakać w poduszkę nad swą marną konsystencją.
Był już wszystkim zmęczony, a dodatkowy strach przed spotkaniem z Jungkookiem, które będzie musiało kiedyś nadejść jeszcze bardziej zapędzało go w załamanie i skrajną paranoje. Czuł jakby powoli tracił tlen, jakby niewidzialna pętla owinęła się wokół jego szyi i za nic w świecie nie chciała się rozwiązać, by mógł spokojnie odetchnąć świeżym powietrzem, by utrzymać się przy życiu.
- Ogarnij się. - powiedział Park, który wstał z jego łóżka, by założyć po chwili torbę na ramię. - Włącz ten cholerny telefon, przewietrz pokój i idź się umyj. Śmierdzi tu i ty również, a twoje włosy to istny tłuszcz.
- Chyba wolałbym byś powiedział, że będzie dobrze niż komentowanie mojego wyglądu.
- Nie zachowuj się jak dzieciak, bo już przesadzasz, wiesz? - syknął, zdenerwowany. Już sam miał tego wszystkiego dość. - Wszystko to, co powiem jest dla ciebie złe i naprawdę już czuje się bezradny. Zawsze przy tobie byłem, a ty tego nie doceniałeś, przynajmniej ja miałem i mam nadal takie odczucie. Chce twojego dobra i chyba lepiej jak mówię byś wyszedł na ludzi, byś się w końcu ogarnął i skończył ten cały teatrzyk z Junkookiem niż wpajanie ci kłamstwa, że będzie dobrze, z którego doskonale zdajesz sobie sprawę. Obudź się, Taehyung.
Jimin wyszedł z mieszkania Taehyunga, który przez cały czas patrzył się na drzwi.
Chyba żadne słowa go tak nie trafiły jak te Parka, który również nie wytrzymał i wybuchł wylewając z siebie emocje. Taehyung nie był na niego zły, wręcz przeciwnie, był mu wdzięczny za szczerość. Bo tak, pragnął kłamstw, typu, że będzie dobrze, że wszystko się ułoży po jego myśli. Wtedy miewał złudną nadzieję, która wyniszczała go mocniej. Bo nadzieja umiera ostatnia, ale teraz już wie, że jest ona również matką głupich.
Taehyung był głupi, bo on o wszystkim wiedział. On wiedział, że nie będzie dobrze, że nic się nie ułoży po jego myśli, że powinien się ogarnąć, wyjść na ludzi jak to Jimin powiedział, że wmawianie sobie kłamstw jest najgorszą rzeczą z możliwych, lecz inaczej nie funkcjonowałby w ogóle. Już teraz chodził po cienkim lodzie, który w każdej chwili mógł pęknąć, by wpaść do lodowanej wody. Tracić powoli tlen i dusić się, przez dodatkowo ściskającą pętlą na szyi. Zapaść w sen, który okazałby się tym nieskończonym.
Wstał z łóżka, by poszukać swego telefonu w brudnych szmatach, które walały się po podłodze. Włączył go i czekał na ten telefon, który miałby okazać się początkiem jego końca.
Po całym pomieszczeniu rozbrzmiała muzyka i wibrowanie telefonu ukazując to jedno imię, które przyprawia go o szybsze bicie serca.
- H-halo? - przemówił szepcząc do telefonu.
- Nareszcie, boże. Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem.
Usłyszał kojący, zmartwiony głos swej gorzkiej miłości, którą kochał i tak bardzo nienawidził. Tęsknił za nim.
- P-po co dzwonisz?
- Czekałem, kiedy w końcu odbierzesz. Tak długo nie słyszałem twojego głosu, chciałem go usłyszeć. - powiedział, a Taehyung myślał, że zwariuje przez spokojny głos, który utulał jego uszy, jednocześnie mając wrażenie, że zaraz wypłynie z nich krew. Nie mógł już dłużej wytrzymać. Jungkook był taki dobry. - Martwiłem się, Tae. Wybiegłeś tak nagle z mojego mieszkania. Byłeś cały roztrzęsiony.
- Odpowiedz w końcu na moje wcześniejsze zadane pytanie, proszę.
Cisza była okropna, lecz cierpliwie czekał na to jedno zdanie, które tak naprawdę już dawno powinno paść, z któryś warg. Strach dotychczas zawsze górował.
- Musimy porozmawiać, Taehyung.
Przerwane połączenie.
~•~
Myślę, czy nie napisać jeszcze jednego rozdziału do zakończenia tego opowiadania. Jakbym jednak nie napisała to zostały dwa +epilog
CZYTASZ
sunny depression | vkook
Fanfikce[zakończone] Podsumowując dojrzałe decyzje, to był miło spędzony czas z tobą, teraz pora się pożegnać. ''Przed 17 muszę być na plaży z przygotowanymi fajkami, do widzenia'' Bo usychanie w jego bystrych oczach było o wiele lepsze niż dać swojemu życi...