Ze świecącymi oczyma spoglądał się na piękną karmelową skórę Jungkooka, która idealnie komponowała się z jego falowanymi wiśniowymi włosami i brązowymi oczami, które świeciły przez zapał, opowiadaniem, co działo się na wyspie Jeju. I naprawdę Taehyung próbował się skupić, gdy malinowe usta otwierały i zamykały się, co sekundę, by powiedzieć nowe słowo, które niby powinno interesować Taehyunga, lecz wolał uniknąć boleśnie cierpiącego serca.
Jungkook przyszedł do niego późnym wieczorem, tak niespodziewanie, że aż sam Taehyung był zaskoczony nagłą wizytą przyjaciela. Bowiem miło się zaskoczył, ignorując szpilkę wbitą prosto w serce, gdy zauważył malutkie czerwone plamki na jego szyi. Świadomie starał się okłamać sam siebie, wmawiając sobie, że to pewnie te nieszczęsne robactwo nie dało mu spać po nocach zostawiając niemile widziane ślady. Więc swoje oczy wolał skupić na najpiękniejszym słonecznym uśmiechu, który przyprawiał go o dreszcze i gęsią skórkę. Było to przyjemne, ale i zbyt duszące.
- Kąpaliśmy się o czwartej nad ranem, by potem obserwować wschód słońca. - westchnął rozmarzony, przypominając sobie tą piękną chwilę. - Było magicznie i pięknie.
- Widzę, że nie żałujesz, że tam pojechałeś.
- Oszalałeś? Było fantastycznie, chyba jedne z najlepszych wakacji, na których byłem. - zaśmiał się, opierając się wygodniej o kant łóżka.
Spojrzał się na uśmiechniętą i zamyśloną twarz Jungkooka, który zapewne w głowie jeszcze raz powracał do wspomnień z najlepszych wakacji wszech czasów. Lubił go uśmiechniętego i szczęśliwego, wtedy sam uśmiechał się jak głupi. Miał zaszczyt z bliska obserwować niesamowity króliczy uśmiech, który przyprawiał go o przyjemne fale gorąca i bicie serca. Zbyt szybkiego, bowiem czasami strach przed tym, że Jungkook go usłyszy była dość częstym przypadkiem. I Taehyung w tym czasie jednocześnie był znoszony przez niespokojne fale, które były niebezpieczne. Jakby aż śmiertelne, grożące utonięciu.
Utonąć przez Jungkooka brzmi strasznie w głowie Taehyunga, więc wolał w ten sposób jak najmniej o tym myśleć, lecz niezbyt mu to wychodziło. W głowie szalało, przywołując potwory, które straszyły jeszcze bardziej, mącąc w głowie.
- Za rok też chce jechać. Nie ma innej opcji. - zaśmiał się. - Może i ty-
- Będę wtedy w Tokio. - przerwał mu szybko, przygryzając nerwowo wargę.
- No tak. - szepnął, patrząc się na ścianę. - Będziesz wtedy w Tokio. - powtórzył.
Parominutową ciszę zagłuszał nerwowy oddech Taehyunga, który, co chwilę przygryzał wargę, kalecząc ją aż do krwi. Połykał głośno ślinę, czując, że musi rozluźnić atmosferę. W pokoju stało się parno i miał ochotę otworzyć okno, lecz doskonale wiedział, że ono by nie pomogło. Brakowało mu powietrza i miał nawet wrażenie, że jeszcze chwila, a straciłby je kompletnie, dusząc się przy migoczących niczym gwiazdy oczach, swojego najlepszego przyjaciela.
- M-myślę, że... - wydusił, zderzając się z nim spojrzeniem. Było jeszcze gorzej. - ...że jak pojedziesz razem z Seulgi to będzie zachwycona.
- Chyba masz rację. - mruknął, delikatnie się uśmiechając. - Chyba biorę ją na poważnie.
Potwór zakrył czarną płachtą jego oczy, a do ust wsadził szmatę, prawdopodobnie nalaną trującym kwasem. Jego wnętrzności się wypalają, kurwa nie. One płoną żywym ogniem, wyniszczając po kolei każdy możliwy organ, byleby znaleźć się jak najbliżej złamanego serca, które krwawiło. Tryskało szkarłatną cieczą, by płomienie spaliły go doszczętnie. Wariował, on wariował w środku, lecz na zewnątrz zachował niesamowity, przeraźliwy aż spokój. Uśmiechnął się nawet. Nie dał wypłynąć na zewnątrz żadnemu negatywnemu zjawiskowi, tylko uważnie patrzył się na nieco zawstydzoną twarz Jungkooka, który unikał jego spojrzenia w tej chwili jak ognia. Pewnie nie chciał się sparzyć, lecz nie wiedział, że i tak nic by w nich nie ujrzał. Były puste, przez czarnego potwora, który przez cały czas zakrywał jego oczy.
- Ona uwielbia wschody słońca. - zaczął opowiadać, a Taehyung myślał, że dłużej nie podoła. - Wtedy jest szczęśliwa i wiesz co? Myślę sobie nawet wtedy, że mógłbym codziennie wstawać o czwartej, by razem z nią go obserwować, bo jej uśmiech jest piękny.
Wyłączył się. Patrzył się tępo w uśmiech Jungkooka, który... cholera, dlaczego nawet wtedy musiał być najpiękniejszy? Dlaczego musiał być piękny, wtedy, gdy mówił słowa, które miażdżyły Taehyunga tak perfidnie? Dlaczego kochał go identycznie nawet wtedy, gdy deptał go jak szkodliwego chwasta nad tle pięknych kolorowych kwiatów? Po prostu ranił.
Oczywiście, że był zazdrosny. To było nieuniknione, że zazdrość dodatkowo go rozrywała, ale i złość, bo dlaczego Jungkook nie mógł mówić o nim tak błyskotliwych słów jak o Seulgi? Czy on nie miał pięknego uśmiechu? A może to przez to, że on nie cierpiał wschodów słońca? Bo kochał tylko zachodzące słońce na busańskiej plaży.
I marzył, by pewnego dnia ktoś razem z nim obserwował zachód słońca, gdziekolwiek, byleby razem. Aby mógł oprzeć swą głowę na ciepłym ramieniu, które byłoby spowodowane jego obecnością, jego bliskością. Może pozwolić sobie na odważniejszy czyn i złapać gorącej ręki, by uścisnąć ją i nie puścić. Pragnął mieć towarzysza, by samotne podziwianie pięknej zachodzącej gwiazdy nie było wreszcie tym samotnym.
~•~
Miłego dnia, gwiazdki!💜
CZYTASZ
sunny depression | vkook
Fanfiction[zakończone] Podsumowując dojrzałe decyzje, to był miło spędzony czas z tobą, teraz pora się pożegnać. ''Przed 17 muszę być na plaży z przygotowanymi fajkami, do widzenia'' Bo usychanie w jego bystrych oczach było o wiele lepsze niż dać swojemu życi...