Rozdział 26

9.1K 270 40
                                    

Zobaczyłem... Nine. Byłem w szoku. Ufałem jej. Wbrew pozorom miałem do niej jakieś sentymenty. Miała być kiedyś Luną mojego stada. Gdy byliśmy mali bawiliśmy się razem ganiając króliki w lesie. A teraz to ona trzyma sztylet. Sztylet splamiony moją krwią. Mogła poczuć się zraniona tym iż to nie ona zostanie Luną, jednak musiała liczyć się z tym, że mogę znaleźć mate. Co więc pchnęło ją do tego czynu...?

Ostatkami sił wypowiedziałem:
" Zabrać ją do lochów". Nie chciałem wydawać wyroku bez poznania powodu jej czynu. Ufałem jej dlatego przez sentymenty dostanie ona prawdopodobnie mniejszy wyrok lecz wydam go gdy się wybudzę. Jeśli się wybudzę.

Nie myślą już o niczym zamknąłem ciężkie powieki i po prostu odpłynąłem...

POV. Rose

Obudziłam mnie Sophie skacząca po moich nogach. To urocze jak beztrosko skacze z wielkim uśmiechem trzymając w rączce misia. Uśmiechnęłam się do niej i wstałam aby się odświeżyć.

Po prysznicu i ubraniu się zeszłam na dół gdzie Sophie zajadał się kanapkami z nuttelą. Dosiadłam się i zabrałam jedną z jej talerza. Dziewczynka spojrzała na mnie wrogo ale później uśmiechnęła się i zaczęła jeść dalej.

Przypomniało mi się, że gdzieś około 3 zostałam obudzona przez jakąś betę i poinformowana iż kobiety i dzieci ze stada " Wschodzącego Słońca " szukają u nas schronienia. Zaspana pomogłam im wszystkim znaleźć miejsce do spania i sama wróciłam do łóżka.

Teraz sobie o tym przypomniałam więc chciałam wstać i zaprosić ich na śniadanie gdy nagle z zewnątrz usłyszałam okrzyki radości. Zostawiłam jedzenie i szybko wybiegłam z domu. Wszyscy z naszego jak i z innego stada szczęśliwi przytulali się do swoich mężczyzn i ojców. To oznacza że wygraliśmy. Ale gdzie jest Isaac ?

Nagle wszyscy zaczęli się rozsuwać się i przepuszczać dwie bety, które niosły nosze z jakimś rannym wilkiem. Odsunęłam się i spojrzałam na nie. To kogo tam zobaczyłam załamało mnie totalnie. Miał wrócić cały i zdrowy. Mieliśmy się teraz przytulić i żyć długo i szczęśliwie. A teraz ? Teraz on leży cały we krwi na noszach i jest zapewne niesiony do szpitala.
- Co się stało? - krzyczałam biegnąc za nimi i patrząc z bólem na czarnowłosego.
- Został ugodzony sztyletem ze srebra- odpowiedział a następnie wbiegł do jakiegoś budynku. Zapewne to szpital. Wbiegłam za nimi ale zatrzymali mnie przed salą i nie pozwolili wejść.
- Luno musimy zatamować  krwawienie. Niech Luna poczeka tutaj. Jak skończymy to będzie mogła Luna do niego wejdź. - wyjaśniła pielęgniarka a później zniknęła za drzwiami.

Usiadłam na krześle przy sali i zamknęłam oczy z których zaczęły lecieć łzy. Mam nadzieję że nic mu nie będzie. Tak bardzo go kocham. Nawet nie zdążyłam mu tego powiedzieć.

Czekałam już pod tą salą pół godziny i nadal nic nie wiem. Martwię się o tego głupiego zaborczego Alfę. Chcę aby obudził się i mnie przytulił.

Po kolejnych 10 minutach z sali wychodzi lekarz. Jego biały fartuch był ubrudzony we krwi. Gdy to zobaczyłam przeraź łam się . Wilkołak to chyba dostrzegł bo zaczął mi wszystko wyjaśniać:
- Z Alfą już wszystko dobrze. Stracił sporo krwi. Na razie się nie wybudził ale powinien to zrobić w przeciągu kilku godzin. Niestety został ugodzony srebrem więc na klatce piersiowej i plecach zostanie blizna.- powiedział po czym odszedł. Z sali wyszła również pielęgniarka która odpowiadała chyba za pościel i wygodę pacjentów.
- Może Luna do niego wejść- powiadomiła mnie i tak jak lekarz odeszła.

Weszłam powoli do sali w której leżał mój mate. Leżał na łóżku przykryty do pasa. Jego naga klatka piersiowa była owinięta bandażem. Jego piękne zielone oczy w tej chwili były zamknięte a mięciutkie czarne włosy ułożyły się w jeszcze większy nieład niż codziennie. Jest bardzo przystojny. Naprawdę bardzo przystojny.

Nie zwracając uwagi na to, że nie powinnam usiadłam na łóżku oko niego. Wzięłam jego ogromną rękę w swoją malutką i splotłam razem nasze palce. Położyłam głowę na jego torsie i myślałam o wszystkim i o niczym. Myślałam o pełni, o sparowaniu, o dzieciach, o szkole. O Boże, szkoła, całkiem o niej zapomniałam. Ciekawe co sobie myślą nauczyciele. Co myślą Lucy i Peter? Ciekawe czy rodzice zauważyli, że zniknęłam. Ciekawe czy się martwią, czy raczej Josh im coś nagadał. Zranił mnie, ale jednak to mój brat i go kocham. Chciałbym wrócić do szkoły. Wiem, dziwne ale tęsknię za tymi jełopami z mojej klasy. Jestem ciekawa czy Isaac mnie puści do szkoły. W sumie nic nie zaszkodzi spytać, ale dopiero gdy się obudzi.

Oby obudził się jak najszybciej. Z tą myślą nie wiem nawet kiedy zasnęłam.

Obudziło mnie delikatne głaskanie głowy. Jestem ciekawa kto mnie głaszcze. Isaac się jeszcze nie obudził. Znaczy chyba nie obudził. Ale czy to możliwe że spałam kilka godzin?
Otwieram oczy i widzę, że to jednak chłopak się obudził. Teraz jestem szczęśliwa. Nawet bardzo szczęśliwa. Szybko wtulam się w jego ciepły tors i mówię:

- Isaac jak dobrze, że się obudziłeś- wyszeptałam w jego klatkę. Po chwili odsunęłam się i spojrzałam mu głęboko w oczy.

- Isaac ja jestem po...

________________________________

Do następnego misie...👋❤

(NIE) Jestem Twoja✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz