Była 17:00. Godzinę temu wróciłam ze szkoły, a moja „kochana" – sarkazm – przyjaciółka już kazała mi szykować się na imprezę. Imprezę, która zaczynała się dopiero o 19:00. Dwie godziny. Przecież to mnóstwo czasu! Ja mogłabym być gotowa w pół godziny, ale nie, Lucy twierdziła, że trzeba zacząć już teraz.
Westchnęłam ciężko, bo wcale nie miałam ochoty tam iść. Ale cóż... czego się nie robi dla przyjaciółki.
Zrezygnowana weszłam pod prysznic, pozwalając, by gorąca woda spłukała resztki zmęczenia po długim dniu. Po kąpieli wsmarowałam w ciało krem o zapachu migdałów. Zamknęłam oczy, rozkoszując się jego słodkim aromatem.Rozmarzyłam się czując ten zapach i aż z przyjemnością przymknęłam oczy jednak po chwili rozbudziłam się przypominając sobie o dzisiejszym wydarzeniu.
Założyłam czarną sukienkę – prostą, lekko rozkloszowaną na dole. Nie zamierzałam się stroić. Nie miałam po co. Wiedziałam, że idę tam tylko po to, by Lucy mogła spędzić czas z Leo. A ona, jakby chciała podkreślić naszą różnicę, wybrała niemal identyczną sukienkę – tylko czerwoną. Wyglądałyśmy jak normalnie bliźniaczki ale tylko w kwestii sukienek.
Postanowiłyśmy zostawić włosy rozpuszczone, choć ja – jak to ja – musiałam je delikatnie zakręcić na lokówce. Makijaż był Lekki, subtelny. Mamy dopiero piętnaście lat. Jeszcze przyjdzie czas na mocne cienie i odważne szminki.
Większość rodziców by się oburzyła, piętnaście lat i impreza z osiemnastolatkami.Tak, ale my z Lucy lubimy dobrą zabawę i nie raz można nas było znaleść na właśnie takich imprezach. Jednak dodatkowo brat z starszymi znajomymi pomagał w znalezieniu miejsc do imprez.Poza tym matka natura była dla nas hojna – wyglądamy na co najmniej siedemnaście, może osiemnaście lat. Nie narzekałyśmy a nas nikt nie pytał o wiek. Wiele chłopaków się mną interesuje przez to jak wyglądam jednak wiernie czekam na tego jedynego. Na prawdziwą miłość. Owszem, czasem zdarza mi się zauroczyć i wbić sobie do głowy że prawdziwa miłość nie istnieje ale to nie to samo. Marzyłam o księciu na białym koniu o idealnym licealnym romansie z chłopakiem który nie widzi po za mną świata. Marzeń mi nikt nie odbierze...
O 18:30 mój brat, Josh, zgodził się nas zawieźć – i tak wybierał się na tę samą imprezę. Wiedział, jakie jesteśmy, więc nie robił problemów. Czasem potrafił pojechać jakąś nadopiekuńczą pogadankę lub odganiać chłopaków mną zainteresowanych jednak i tak po mimo częstych wspólnych imprez on zajmował się sobą i znajomymi przez większość czasu. Rodziców oczywiście poinformowałam. Ich reakcja była taka jak zawsze:
„Mhmm, baw się dobrze, tylko bez alkoholu."
A potem, nawet na mnie nie patrząc: „Idź już, mamy pracę."
Przykre i może faktycznie chciałabym aby się mną bardziej interesowali ale przynajmniej mogłam wyjść w środku tygodnia i nikt nie robił mi z tego powodu problemów.Gdy tylko weszliśmy na posesję Leo, mój brat natychmiast rozpłynął się w tłumie tak jak mówiłam poszukując swoich znajomych .Wiedziałam, że Lucy zaraz zniknie, ale miałam cichą nadzieję, że chociaż przez chwilę dotrzyma mi towarzystwa. Naiwna ja.
Minęła może minuta, a ona już była przy Leo, śmiejąc się i spoglądając na niego maślanymi oczami. Zostałam sama.
Nie zamierzałam jednak stać jak kołek. Alkohol odpadał – byłam na to za młoda więc postanowiłam rozruszać się trochę przy nutach dość dobrych piosenek.Kilka piosenek później postanowiłam się napić. Oczywiście soku. Poszłam do kuchni i nalałam sobie jabłkowego do plastikowego kubeczka. Upiłam łyk, a wtedy tuż przy uchu usłyszałam niski, pewny siebie głos:
— Cześć!
Odwróciłam się gwałtownie. Przede mną stał chłopak o blond włosach i szarych oczach. Skądś go kojarzyłam.
— Umm... cześć. Czy my się znamy?
— Ta sama szkoła. — Uśmiechnął się lekko. — Kacper jestem.
— Rosalie, ale mów mi Rose.
— Okej, Rose. Może chciałabyś ze mną zatańczyć?
Zaskoczył mnie swoją bezpośredniością. Biła od niego pewność siebie, ale nie w nachalny sposób. Przyjemna odmiana od wielu innych nachalnych facetów. Nie miałam nic lepszego do roboty czekając na moment w którym moja przyjaciółka stwierdzi że możemy wracać do domu .
— Zgoda — odpowiedziałam i pociągnęłam go na parkiet.
Tańczyło mi się z nim całkiem przyjemnie... do czasu. Jego dłonie z mojej talii powoli zsunęły się na moje pośladki.
Odskoczyłam lekko, siląc się na uprzejmy uśmiech.— Idę do toalety — rzuciłam, nie czekając na odpowiedź.
W rzeczywistości zaczęłam szukać Lucy. I Josha. Mój kochany brat chyba zapomniał, że miał być kierowcą, bo upił się. I to porządnie.
Rozejrzałam się po całym salonie z nadzieją znalezienia dziewczyny. Nie byłam w stanie jej dostrzec więc rozszerzyłam swoje poszukiwania o resztę domu aż w końcu ją znalazłam . Oczywiście była z Leo, ale... coś mi tu nie grało.
— Hej, Leo... dużo wypiła? — zapytałam, przyglądając się przyjaciółce. Jej spojrzenie było rozmazane, a ruchy chaotyczne.
— Niewiele, ale chyba pierwszy raz w ogóle piła. Ma słabą głowę.
Westchnęłam ciężko.
— Możesz się nią zaopiekować? Josh nie jest w stanie, a ja nie mam jak jej zabrać.
Leo skinął głową.— Jasne, zabiorę ją do pokoju gościnnego.-Zmierzyłam go wzrokiem.
— Tylko nic jej nie zrób.
Uniósł ręce w obronnym geście, uśmiechając się łobuzersko.
— Spokojnie, nie jestem idiotą. Wolałbym, żeby wszystko pamiętała.
Mimo jego słów, czułam niepokój. Ale co mogłam zrobić? Westchnęłam.
— Dobra. Ja się zbieram. Na razie.Przed wyjściem zerknęłam na zegarek. 22:34. Jeśli się pospieszę, w domu będę na 23:00.
Ciemne ulice rozświetlały jedynie latarnie. Było chłodno, ale dało się wytrzymać. Panowała przyjemna cisza, przerywana jedynie odległym szczekaniem psów i cykaniem owadów. Nie miałam wystarczająco środków na koncie aby zamówić powrót do domu bo w innej sytuacji pewnie właśnie trzymałabym pijaną przyjaciółkę pod ramię. Szłam spokojnie rozkoszując się widokiem gwiazd i pół księżyca gdy nagle poczułam jak po moim ciele przebiega dreszcz.Niepokój. Poczuci Jakby ktoś mnie właśnie obserwował.
Zwolniłam krok, rozglądając się. Serce zaczęło bić mi szybciej, gdy dostrzegłam chłopaka.Czarnowłosy , wysoki, o wyraźnie zarysowanych mięśniach. Nie widziałam jego oczu, ale czułam, że mnie obserwuje.
Szacowałam, że miał osiemnaście, może dziewiętnaście lat. Był przystojny. Niepokojąco przystojny.
I szedł prosto w moim kierunku.
Poczułam, jak po plecach przebiega mi kropla potu ze stresu.A jeśli zrobi mi krzywdę? Takie pytania podsuwała mi moja głowa .
Zacisnęłam dłonie w pięści i postawiłam krok w tył,gotowa do ucieczki.____________________________________
Do następnego...❤️
CZYTASZ
(𝒩𝒾𝑒) 𝒥𝑒𝓈𝓉𝑒𝓂 𝒯𝓌𝑜𝒿𝒶 ✔
Werewolf[Poprawiam tą książkę , nie zmieniam toku wydarzeń ani nie zmieniam historii bo jednak jest to moja pierwsza książka którą pisałam jak miałam 14-15 lat , po mimo faktu że mój styl pisania sporo się zmienił to nie chce tak mocno naruszać tej historii...