9. Igrać z śmiercią

2 1 0
                                    

Wróg ma amerykańskie m3 , prędkość naboi to około 280 m/s. Jeśli osiągnę 300 "zapisów" na sekundę będę widział z różnicą niecałego metra, odległość to około 6 metrów. Mam sześć moich sekund, do uniknięcia kulki. Powinno się udać. Zarzuciłem m3 na plecy, zwolniłem czas i wyskoczyłem z budynku. Przeciwnicy zaczeli do mnie strzelać, ale ja mijałem się z śmiercionośnymi kulmi bez problemu. W połowie mojej drogi strzelcy nieświadomie zwiększyli swoje szanse, zamiast, tak jak przewidywałem przeładować wzieli mp5 SD. Miałem mniej szans, ale już tylko kilka metrów. Słyszałem i widziałem te kule przelatujące naokoło mnie, w końcu jedna mnie dosięgła, z mojego prawego ramieni nagle trysęła krew brudząc rękaw. Zanim dosięgła mnie kolejna kula zdążyłem schować się za cel, do którego biegłem. Szybko wyciągnąłem karabinek i czekałem na ruch wroga. Prędko zorientowali się, że nie trafią mnie z tamtąd i już mieli podejść do mnie nieświadomi mojego mp5SD, gdy z krzykiem z szkoły wylecieli uczniowie.

- Za szybko - przekląłem pod nosem,by po sekundzie wyskoczyć na wroga i zacząć strzelać.

Moi biegli w moją stronę, co dodatkowo utrudniało sytuację, mieliśmy za mało amunicji by trzymać ogień zaporowy, a okrążenie wroga pozwoliłoby mi przejść do pojedyńczych i celnych strzałów. Obserwowałem jak przeciwnicy zabili kilku moich znajomych podczas tego szaleństwa. W końcu dobiegli do moich pozycji. Ponownie położyłem się na ziemię i przycelowałem.

- Co wy wyprawiacie, bym ich powystrzelał ! - mój głos z trudem przebił się przez odgłos wrogiej broni.

- Jesteś taki głupi ! Trzymając mp5SD niepomyślałeś czy wróg ich nie ma - rzuciła z wyrzutem, spojrzałem na ramię, kula wyszła na wylot, ale nie czułem bólu.

- Wiedziałem, wiedziałen też dużo więcej, tuż obok mają większą grupę - przewidziałem to i was, ale z wami nic nie mogłem zrobić

- O czym ty wogóle mówisz, znowu bredzisz ?

- Przewidziałem to wszystko w ciągu kilku lat lub ułamku sekundy, zanim powiedziałem Ci o tym, użyłem zbyt wiele mocy i przestałem nad tym panować, przez te kilka sekund przeżyłem prawie cztery lata. Wykorzystałem ten czas, by zrozumieć tą moc i nauczyłem się na pamięć wszystkiego, na co kiedykolwiek spojrzałem, a to wszystko z nudów

- Jaki masz więc plan ?

- Idąc wprost przytrzymam wroga, gdy wy uciekniecie do lasu, byle szybko zanim przybiegnie im wsparcie - wstałem i pobiegłem w stronę przeciwników, kule śmigały mi między głową i ramionami, ale zawsze odskoczyłem ten kawałek w lewo lub prawo, karabin przełożyłem do lewej ręki, by cały czas mieć możliwość wystrzału
*Raz, dwa, trzy - naliczyłem kule w brzuchu około trzydziestoletniego najemnika, ponownie przyspieszyłem - strzelanie w ruchu jest nieefektywne, a bezruch zabójczy
Cztery naboje przeleciały obok mojej twarzy - NATO - przeczytałem napis. To hk, najpewniej 416, przypomina tę Hiszpańską wersję. Kątem oka zauważyłem jak grupa wchodzi do lasu
*Nareszcie, bezpieczni... Teraz jeszcze tylko ja
Zostało mi dziesięć strzałów i pół kolejnego magazynka, ale ten drugi nie był powiększony - mieścił 15, a nie 30 kul
Kolejne pięć pocisków przeleciały obok mojej głowy - z racji, że liczyłem tylko te bliskie ładunki - nie wiedziałem ile im zostało. Już tylko kilka metrów ode mnie, teraz zacznie się zabawa - najemnicy zaczeli panikować i puszczać coraz dłuższe serie, czym się tylko pogrążali. Karabinki zazgrzytały obwieszczając brak ładunków. Dałem czas wystarczający na przeładowanie, by niemal od razu strzelić dwa razy i trafić obiema pociskami między oczy. Zarzuciłem karabinki na ramię i powoli kierowałem się w stronę kolegów, gdy nagle zza pozostałości po żywopłocie wyszło wsparcie dla
uśmierconego przeze mnie oddziału. Złapałem za jeden z pełnych karabinków i ostrzelałem okolice tego krzaku, uśmierccając dwóch ludzi, raniąc jednego i zmuszając resztę do ukrycia się w dosyć rozległym krzaku, który przynajmniej zasłaniał mi ich. Ranny najwyraźniej poczuł ból, bo zaczął drzeć się wniebogłosy. Wyczułem powolny ruch w jego kierunku - żołnierz czołgał się na pomoc towarzyszowi. Po chwili kilku innych zaczęło zbliżać się do martwych ciał. Rzuciłem granatem idealnie, aby nie było go widać przez krzaki, ani przez sekundę, ale przeturlał się pod żywopłotem w kierunku tej pomocnej czwórki najemników. Zanim doszło do wybuchu zdążyli krzyknąć.
*Za późno gnoje
Krew makarycznie udekorowała krzaki na czerwono i pobliski śnieg na różowo. Nadal większość przeciwników była cała, a w magazynku pozostały mi tylko trzy ładunki. Szybko wyłoniła się jedna główka, wycelowałem szybciej niż było to potrzebne, alre kiedy miałem oddać strzał, gdy rozmazał mi się wzrok. Karabin mi ciążył za bardzo by go nadal trzymać - opuściłem bezwładnie rękę w ziemię, ale przed tym użyłem reszty swoich sił, aby oddać strał w bok przeciwnika. Poczułem pot na całym swoim ciele, którego nie byłem dostrzec przes słabnącą już adrenalinę, dyszałem szybko i płytko, gdy w końcu poczułem pprzejmujący ból ramienia - w końcu postrzelenie dało o sobie znać. Przykucnąłem i spojrzałem na prawą rękę - cały rękaw nabrał czerwonawego koloru krwii.
*Czyli ma jeszczę trochę sił w nogach ?
Skoncentrawałem się na nich, wstałem i pobiegłem kilkanaście metrów w stronę naturalnej zasłony z ziemi i zasłoniłem twarz kominem.
*Jeszcze raz, jeszcze raz - powtarzałem sobie co kilkanaście metrów biegu
Czułem przejmującą słabość, jakbym miał właśnie zasłabnąć, ale wciąż szedłem przed siebię tracąc przy okazji kolejne litry krwi. Wchodząc do lasu odczułem wilczy głód powodujący kolejny ból, po chwili do tego doszło równie bolesne spragnienie. W plecaku znalazłem litrową butelkę wody - opróżniłem ją na hejnał, ale niewiele to dało, bo uścisk w brzuch zelżał tylko na chwilkę. Widziałem jak woda, którą przed chwilą wypiłem zamienia się w pot na całym moim ciele i spływa na i tak już przemoczoną bluzę.
Po chwili przeniknął mnie chłód, od którego zadrżałem.
*Jeśli nie umrę od wykrwawienia to dostanę zapalenia płuc, jak nic...
Gdy zauważyłem muchomory musiałem szybko odwrócić wzrok, bo inaczej bym je zjadł. Kilkanaście metrów dalej wreszcie nie wytrzymałem - odsłoniłem twarz i zwymiotowałem krwią przed siebie i kiedy spróbowałem zrobić krok przed siebie - upadłem na kolana ze słabości z trudnością asekurując się rękoma. Po policzku popłyneła mi łza, potem druga, aż w końcu łkałem i uderzyłem pięścią o ziemię w wściekłości - zabiłem ośmiu i trzech zraniłem, ale umrę od głupiej rany ramienia. Nagle poczułem rękę na swoim lewym przedramieniu - błyskawicznie złapałem ją za nadgarstek i lekko przekręciłem co na pewno bolało.
- Aua... Spokojnie jesteśmy z tobą
*Jesteśmy ? - złapałem za kostkę drugiego
Błyskawicznie puściłem oba chwyty , zaasekurowałem się ponownie przed upadkiem i puściłem pawia przed siebie, po czym zobaczyłem czerń przed oczyma.

[1021 słów]


Inny?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz