{[4]}

169 12 33
                                    

Ciel POV.
Sam nie wiedziałem co o tym myśleć... Ah, wiedziałem.
Nigdy jej tego nie wybaczę. Mogliśmy razem przejść ciężkie chwile. A ona co wybrała? Moje pogrążenie i konieczność bycia z Lizzy. Wiedziała, że wole ją od Elizabeth.
Nie wierzę Catherine. Na pewno jej nie chodziło o to, abym odpoczął.
-Po co kłamiesz?- Spytałem się jej szczerze zrywając jej okulary z twarzy. Nienawidzę tej kobiety.
-Naprawdę, nie kłamię.- Łże jak pies. Myśli, że tego nie widzę? Głupia jest. Nieziemsko głupia.
-I tak sobie nie pomożesz. Mów prawdę.- Spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem, utwierdza mnie w tym, że kłamie jak najęta.
-Ja... Ja chciałam... Uwolnić ciebie ode mnie. Nie chodzi mi tylko o to, abyś odpoczął. Chodzi mi o to, że ja... Ugh, jestem głupia.
-Owszem, jesteś, ale dalej nie wyjaśniłaś mi swojego zamiaru.- Cierpliwość mi się zaraz do niej skończy. Pociągnąłem ją mocniej za włosy, na co ona krzyknęła.- Mów.
-Nie zmuszaj mnie.
-Nie powiesz mi nic dobrowolnie.
-W ten sposób również. Ciel, nie chcę cię skrzywdzić. Błagam cię, puść mnie.
-Gówno mi zrobić możesz.- Powiedziałem stanowczo, ale nie brałem pod uwagę jej siły po przemianie.
-Nie zmuszaj mnie do tego.- Momentalnie znów zobaczyłem to co pare lat temu. Odrzuciło mnie znowu do tyłu, ale Sebastian mnie złapał. Catherine natomiast wstała i mogłem ją dokładnie zobaczyć, jednak jej strój w końcu się dokładniej ukazał, co mnie nie zadowoliło.
Była wszędzie pocięta, a na piersi miała ogromną ranę jakby od kosy. Jej włosy delikatnie się unosiły.
-Ciel...- Mówiła ze łzami w oczach i uśmiechem na twarzy.- Zrobiłam to, aby się ciebie pozbyć.- Mówiła to miłym głosem. Nie chodziło jej o coś złego, mimo, iż na to by wskazywały jej słowa.- Chciałam abyś był ode mnie wolny.
-Nigdy bym tego nie chciał.
-Zastanów się... Czy beze mnie nie jest ci lepiej?- Poczułem, jak Sebastian odchodzi ode mnie, a potem zobaczyłem jak biegnie on na dziewczynę.
Upadła i już nie mogła nic zrobić.
-Nienawidzę cię, Catherine. Zraniłaś mnie.- Mówiłem podchodząc do niej.
-Rozumiem. Ja siebie też.
-Kochałem cię...
-Czy teraz się dowiem, jak kto jest być kochaną?- Spytała, a ja wiedziałem, że ona zna odpowiedź.
-Ja ciebie już nigdy nie pokocham.- Zobaczyłem jej oczy. Coś w niej pękło.
Nie interesowało mnie to.
-Sebastianie.- Demon się w moją stronę odwrócił.- Wyrzuć ją.
-Jest panicz pewny?
-Tak. Tak jak ona odrzuciła mnie.- Lokaj bez namysłu ją wywalił za drzwi, gdzie już nie było Grella.

Catherine POV.
Nawaliłam. Zjebałam. Wszystko zniszczyłam, jednak czy jest jakaś rzecz, która mi przeszkadza w związku z Cielem?
Tylko Lizzy.
A morderstwo, szczególnie w mojej postaci to tak prosta czynność.
Moja droga... Żebyś ty wiedziała co cię czeka...
Owszem, czeka cię pewna śmierć.
Ciel jest mój. Tylko mój.

Udałam się do rezydencji tych krów, a dokładniej to odrazu do pokoju różowej świnki. Spała, a koło niej zobaczyłam zdjęcie Ciela. To już się przyda tylko mi.
Wzięłam fotografię oraz mój jakże zacny śrubokręt i wbiłam jej go w tentnicę.
Chciała krzyczeć, ale niby jak? Wyjęłam po chwili śrubokręt, aby nie stanowił swego rodzaju blokady do krwotoku. Potem chcąc ją zranić podobnie jak kilka lat temu lalkarz, wbiłam jej śrubokręt powoli w oko.
Dusiła się własną krwią, a ja jej ciało wzięłam, wyniosłam na cmentarz i na swoim własnym rzekomym grobie ją podpaliłam.
Na uszczerbku oberwała jedynie moja płyta. Na szczęście miejsce, gdzie leżała ciocia An nie odniosło żadnych szkód.
Byłam szczęśliwa z mordu, jakiego dokonałam.
Ciocia Angelina zabijała, ponieważ dziewczyny miały to, co one hańbiły, a ona tego pragnęła.
Ja zabiłam z tego samego powodu, tylko, że mnie najwyżej zabije moja własna głupota.
Ale za to... Ciel oficjalnie nie ma nikogo innego. Nie ma on już zmartwień.
Już jest tylko mój.
A zajęło mi to nie więcej, niż półtorej godziny.
Ale Ciel może nadal mnie odrzucać. Co jeśli będzie mnie jeszcze bardziej miał dość?
Poleciałam do rezydencji Phantomhive. Ciel wciąż nie spał, z resztą... Czemu mnie to nie dziwi?
Weszłam sama, nikt mi nie musi drzwi otwierać. Chłopak się odwrócił w moją stronę i widziałam, że nadal do mnie pałał nienawiścią, jednak zadał mi pytanie.
-Naprawdę chciałaś dobrze?
-Ciel... Zawszę chcę dla nas i dla ciebie dobrze. Nie pozwolę, aby coś ci się stało.
-Jesteś pogrążona, zniszczona, chora... Kocham cię nadal, ale również nienawidzę, z resztą na pewno wiesz, jestem teraz żonaty z Elizabeth.- Aj, Ciel, coś ci się pomyliło, kochanie.
-Tak, rozumiem. Ja...- Zaczęłam cała drżeć, a on mnie przytulił. W końcu.
-Nienawidzę cię, ale cię kocham. Jesteśmy na podobnym miejscu.
-Tak. Jesteśmy. Kocham cię, Ciel. I nie pozwolę, aby ktoś mi ciebie odebrał.- Pocałował mnie. Bolał mnie ten pocałunek naprawdę bardzo, ale kochałam to.
Kochałam ból.
-Ciel?
-Tak?- Znów na mnie spojrzał z nienawiścią.
-Potrzebuję cię. Jesteś wszystkim.
-Jesteś chora psychicznie.- Może tak, może nie. Oh Ciel, gdybyś tylko wiedział...
-Zabiłam.
-Kogo?- Przejął się.
-Lizzy. Lizzy nie żyje.- Co ja robię? Nie wiem.
Nie wiem co się ze mną dzieje.
Trzęsłam się, nie mogłam oddychać.
Ciel spojrzal na mnie z ogromnymi oczami i odepchnął z całej siły.
-Jak mogłaś?
- Nic nam nie przeszkodzi. Nigdy.- Mówiłam, uśmiechając się.
-Kto ci to zrobił?

Ciel POV.
Co jej odjebało? Przerażała mnie. To nie była moja Catherine. Moja Catherine była kochana, miła.
Płakałem. Nie wiem co się z nią działo.
Potrzebuję mojej dawnej Cath.
Mojej kochanej.
Nie psychicznej kreatury.


Lovely sister 2 (Ciel X OC)-SequelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz