{[16]}

101 9 10
                                    

Catherine POV.
-Chwila, wróć.- Powiedziałam podchodząc do czerwonowłosego.- Jak to "znosi"?
-Boże, jaka ty jesteś tępa czasami... Carmen mówiła, że cię spotkała.- Denerwował mnie.
-Skąd ją znasz?- Spytałam się tego debila.
-Nie wiem, gdzieś jakoś się spotkaliśmy i do dzisiaj jesteśmy dobrymi znajomymi.- Ide rzygać.
-I nic mi nie powiedziałeś?- Powiedziałam uderzając go.
-Uważaj, bo mnie jeszcze zaboli.- Popchnął mnie do tyłu tak, że upadłam na plecy.- Prosiła, abym powiedziała, że chce się spotkać.- Chciałam go udusić. Mówi mi o tym w takim momencie.
-Gdzie niby?- Powiedziałam wstając.
-Tego nie powiedziała. Mówiła tylko o tym, że będzie późno.
-Świetnie...- Wymamrotałam, po czym żniwiarz na mnie spojrzał.
-Hej, nie martw się...- Podniósł ręką mój podbródek, przez co zwróciłam w jego stronę wzrok.- Będzie dobrze. Też mam jej dość.- Uśmiechnął się, a ja po nim.- Jesteś do niej podobna. Tylko ty jesteś znośna.- Powiedział, po czym, kiedy mrugnęłam, zniknął.
Dalej z uśmiechem podeszłam do szafki, z której wyjęłam nóż. Nie mam zamiaru marnować na nich kosy śmierci.
Zeszłam na dół i wybijając się w powietrze zaczęłam się kierować do ich rezydencji.

Kiedy dotarłam, grzecznie po bożemu, zapukałam do drzwi. Otworzył mi jakiś lokaj, nie wyglądający na kogoś trudnego do zabicia.
-Przepraszam, kim pani jest?- Powiedział ze zdzwieniem.
-Nikim ważnym, po prostu mnie wpuść, albo inaczej to załatwimy.- Nagle stanął mi przed drogą wejścia, co mnie zirytowało.
-Przepraszam, ale nie mogę na to zezwolić.
-Jak chcesz...- Wyjęłam nóż i łapiąc go z tyłu karku, pociągnęłam do siebie i wbiłam ostrze w jego skórę. Kiedy puściłam zwłoki, bezwiednie leżały na ziemi.
Przechodząc po ciele natknęłam się na parę ludzi, którzy pomimo zawziętej walki skończyli podobnie.
Poszłam na górę, gdzie zobaczyłam nadchodzącą Markizę z książką. Nie minęła sekunda, a ona zauważyła mnie, całą we krwi.
-Nie daruję ci śmierci Lizzy. Jesteś obrzydliwa, szmato!- Powiedziała, po czym wzięła jeden z mieczy, który wisiał na ścianie i zaczęła we mnie z nim biec.
Był dosłownie parę centymetrów od mojej głowy. Złapałam go w ostrzu, po czym zmieniłam jego kierunek na mój bark i pociągnęłam, przez co kobieta była przy mnie. Strasznie się wierciła, przez co wbiłam ostrze w pod jej prawą łopatkę. Rzuciłam ją na ziemię i siedząc na niej okrakiem wbijałam nóż w jej głowę.
Oczy.
Czoło.
Usta.
Wszędzie, gdzie się dało.
Zobaczyłam, że dalej porusza ręką, aby mnie zrzucić. Urwałam jej tą część jej odrzucającego ciała.
Wbiłam nóż w jej pierś. Obiema dłońmi rozłożyłam jej szczęķę, po czym włożyłam tam narzędzie i wyjęłam.
Śmiałam się. Uśmiechałam.
Krew kobiety spływała po mojej twarzy, rękach, sukni.
Krzyki musiał usłyszeć jej syn, który akuratnie zbiegł na dół. Przeraził się.
Wbiegł na mnie dopychając mnie do ściany. Wyrwał mi nóż z dłoni i go skierował na moją szyję.
-Mało oryginalne.- Powiedziałam i spychając go spadłam na niego i ostrzem przejechałam po szyi. Zaczął krzyczeć.
Ze śmiechem wbijałam nóż w jego gałki oczne, wyrywałam włosy.
Zasłużyli.
Nigdzie nie widziałam męża kobiety, więc szłam coraz wyżej.
Trochę byłam zgarbiona. Cała się trzęsłam, a głowa momentalnie drżała i waliła się po bokach. Pociągałam nosem, przez co trochę krwi tam wleciało.
Mężczyzny nigdzie nie było, aż się nie obróciłam. Rzucił się na mnie.
Jego miecz szybko odrzuciłam, a palec wygięłam tak, że kość wystawała.
Byłam już trochę zmęczona, ale i tak go wykończyłam.
Znalazłam w korytarzu mały stolik. Złamałam jego nogę i stojąc nad zakrywającym się rękoma mężczyzną uderzałam nogą stołu o jego głowę. Uklęknęłam i wbiłam ostrze w okolicę nerki.
Zeszłam na dół, przy czym minęłam zwłoki kobiety. Byłam szczęśliwa, że nie żyją.
Upadłam na podłogę i dotykając zmasakrowanej twarzy zaczęłam sie śmiać.
-Dalej jestem taka obrzydliwa?- Spójrz na siebie.- Powiedziałam biorąc włosy i uderzając głową o podłogę z całej siły.
Z trudem zeszłam na dół, kopiąc zwłoki lokaja. Udałam się do stajni, skąd zabrałam czarnego konia. Człowiek tam będący długo nie pożył. Skończył tak jak reszta.
Zabierając nóż i konia wsiadłam na niego i pojechałam na nim do rezydencji.

Przed budynkiem puściłam konia wolno i weszłam do budynku.
Mey widząc mój wygląd odrazu do mnie podbiegła, ale rzuciłam nią i poszłam do siebie.
Zaczęłam się dalej śmiać, aż nie dotarło do mnie to, że zabiłam ludzi.
Jestem mordercą.
I co z tego? To morderstwo z miłości.

Udałam się do łazienki. Zmywając z siebie krew, cała wanna była czerwona.
Suknia rzucona w kąt aż tutaj biła metalowym zapachem.
Nagle zaczęłam płakać. Przecież oni mieli przyjaciół.
Byli dość szczęśliwi.
Jestem okropna.
Ale i tak jestem dumna.
Wyszłam z wody i wycierając się spojrzałam w lustro.
Nie wyglądałam jak morderca.
Wyglądałam dość zwykle.
To dobrze.
Założyłam koszulę nocną i zostawiając tam strój usiadłam na łóżku i obejrzałam nóż.
Dalej we krwi.
Piękne.
Schowałam go do szafki i zaczęłam patrzeć przez okno, gdzie akurat zobaczyłam powóz prowadzony przez Sebastiana.




sory ze tak krotko ale rzygac mi sie chce elo

Lovely sister 2 (Ciel X OC)-SequelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz