- Naprawdę chcesz iść sama? - Roch wpatrywał się we mnie, leżąc beztrosko na łóżku. Akurat pakowałam do plecaka szaliki oraz prowiant.
Szaliki wielokrotnie ratowały mi życie, wobec czego chciałam je mieć przy sobie. Dodatkowo koc był zbyt ciężki i nieporęczny, także te małe, kolorowe cudeńka, nadawały się najlepiej.
- Oczywiście - odparłam, łapiąc się za biodra i rozglądając po otwartych szafach. - Ta dziewczyna może, później, wygadać się o ciemnowłosym chłopaku, wędrującym ze mną. Obawiam się, że wtedy, Kilian, zacznie podejrzewać z kim się kumpluję - bez obrazy - i chcieć sprawdzić dokładnie mój pokój. Wtedy z łatwością cię znajdą, ale to mi obrobią dupę.
- Myślisz, że by się tym przejął? - prychną Roch.
- Pewnie, w końcu nadal jestem jego żoną. - Wzruszyłam ramionami, oglądając się przez ramię na biurko. - Elfy są strasznie wrażliwe na puncie swojej dumy. Jeszcze posądziliby mnie o zdradę, cudzołóstwo i inne pierdoły, a zwłaszcza o możliwość twojego potomka.
- Ja bym się tam martwił o coś innego.
- Tak? - obróciłam się do Rocha, przyglądającego mi się trudnym do zidentyfikowania wzrokiem. - Na przykład?
- Zważywszy na twoje zdolności i ewentualne konszachty ze mną, obawiałbym się, że zwyczajnie - cały czas - przekazywałaś mi informację o tej planecie. W szczególności o przyszłym jej królu... Znaczy wcześniej powinienem powiedzieć...
- Tak, wiem, że z kimś się kontaktowałam - przerwałam Wojownikowi. Westchnęłam. - Teść mógłby o tym spekulować, lecz nie Kilian, on byłby wściekły możliwym, moim, współżyciem z tobą. Właśnie to, by go obchodziło.
Zapadła cisza, gdy obydwoje o tym rozmyślaliśmy, szczególnie ja. Istniała obawa, iż Kilian chciałby, jednak rozegrać (nasz rozwód) inaczej. Jasne, tak czy siak, będzie skompromitowany rozwodem, ale gdyby poprowadził to tak, że byłaby to moja wina... To bardziej opłacałoby się jego rodzinie.
Dodatkowo ta dziewczyna.
To wyglądało dokładnie tak, jak gdyby na rękę byłoby - Kilianowi - pozbycie się mnie, przynajmniej na jakiś czas.
- Nie możesz tu zostać.
- Nie mogę tu zostać - powiedział jednocześnie ze mną, Roch. Chłopak zachichotał, zaraz jednak spoważniał. - Coś mi tu śmierdzi. Nawet jeśli Tama, krył mnie przez te kilka dni, w końcu muszę się gdzieś oficjalnie pokazać. Tym bardziej z powodu rodziny twojego męża.
- Ta to krwiożercze bestie - zgodziłam się.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Za dwie godziny, zaraz po śniadaniu - odparłam, spoglądając na drzwi. Za nimi kręciła się już służba. - Musisz się upewnić, że nic twojego, tutaj, nie zostanie. Zoya sprawdzi pokój, lecz jej też może coś umknąć.
Potarłam czoło, przysłuchując się odgłosom dochodzącym zza drzwi. Głównie były to pokojówki sprzątające pokoje po oddelegowanych gościach. Słyszałam tam także inny głos, bardziej władczy, rozkazujący.
Erwin.
Czyli, jednak w ten sposób chcą to rozegrać.
- Teść tu jest - powiedziałam spoglądając w ciemne oczy Rocha. - Lepiej zacznij się zbierać.
- Jasne, później spróbuję się z tobą skontaktować - rzucił gramoląc się z łóżka. - W razie gdybyś potrzebowała pomocy lub zwyczajnie chciała się spotkać. Na Ivan'ie będę jeszcze siedem dni, potem bezdyskusyjnie muszę wracać.
CZYTASZ
Ukryta w cieniu
FantasyNaprawdę myślałam, że gdy włożą mi na szyję pętlę, nawiedzą mnie wszystkie wspomnienia, a przynajmniej ostatnich przeżyć. Ale poczułam tylko dziwnego rodzaju spokój. I ulgę, że to już koniec. Że będę mogła wreszcie odpocząć po tym, co mi zgotowali...