Od godziny zmuszałam Hangi'ego, wraz z Zoye, do stawiania kroków. Był uparty i, mimo że chciał to, poddawał się nawet po drobnym niepowodzeniu.
To z kolei wnerwiało mnie, przez co krzyczałam na chłopaka lub szturchałam, zmuszając do współpracy. Co dawało marne efekty.
Przez co z każdą kolejną minutą robiłam się coraz bardziej wkurzona. To prowadziło mnie do tak idiotycznych myśli, jak: "A może go ugryźć? Uszczypnąć? Podrapać? Puścić?". Ta ostatnia myśl, sprawiła, że zezłościłam się na siebie. To było zbyt okrutne.
Zmuszanie to jedno. Torturowanie - drugie.
- Hangi, na miłość Boską! - wykrzyknęłam, o mało nie puszczając elfa. - Gdybym to ja poddawała się z taką częstotliwością, już dawno z moich pleców zrobiłaby się siatka blizn! Dajże spokój i zachowuj się odpowiednio. Chcesz chodzić - w jakimś stopniu - czy dalej polegać wyłącznie na wózku?!
- No... - jęknął Hangi.
- No? To znaczy co? - parsknęła Zoye, ocierając pot z czoła. - My się tu trudzimy, ty ciężarze jeden, a ty się lenisz? Jak inaczej chcesz stąd uciec? Twój ojciec może szukać chłopaka na wózku!
- Nikt przy tym nie zapyta, dlaczego go poszukuje - dodałam, równie ciężko wzdychając. - Słuchaj, chcemy ci pomóc, podczas gdy ty stale nam to utrudniasz.
Hangi wbił we mnie szczenięce spojrzenie srebrnych oczu, jakby chciał wymusić na mnie, w ten sposób, litość. Wobec tego, zmrużyłam podejrzliwie oczy, odczekując chwilę.
Tak, to było błagalne spojrzenie szczeniaczka.
Westchnęłam.
- Godzina i wymiękasz, serio?
- Pff, to dla mnie ogromny wysiłek! - zbulwersował się Hangi.
- Mówiłeś, że ćwiczysz od czasu do czasu! - zakrztusiła się Zoye, gdy z trudem wlokłyśmy (wcale nie współpracującego z nami), chłopaka do wózka.
- Ta? Chodziło mi, że... tak raz na miesiąc?
Wcięło nas. Obydwie gwałtownie się zatrzymałyśmy, szeroko otwierając oczy.
- Żartujesz, prawda? - wysapałam. - To ma być ćwiczenie?! - O mały włos, nie puściłam, zaskoczonego moim wybuchem, piętnastolatka. - Mówisz serio?! To my wypluwamy z siebie flaki, sądząc - błędnie - że ćwiczysz częściej, a ty...! A ty...! - Z nadmiaru emocji, aż trudno było mi, dokończyć zdanie.
Złe jak osy, wepchnęłyśmy Hangi'ego na wózek, od razu kierując się do wyjścia.
- Dziewczyny, dajcie spokój...
Chłopak urwał, w momencie, gdy rzuciłyśmy mu, pełne mordu spojrzenia. Następnie z wielką gracją, wściekłych, wzburzonych i zdenerwowanych nosorożców, wyrotowałyśmy sobie drogę z garażu, na korytarz. Tym samym strasząc, przechodzące tamtędy, pokojówki, które od razu zrobiły nam przejście. Chyba podświadomie wiedząc, co możemy im zrobić, gdyby nas, w jakikolwiek sposób, zaczepiły.
- Co za leń - prychnęła Zoye.
- Dokładnie - zgodziłam się, instynktownie kierując do swojego pokoju, zaraz jednak zmieniłam kierunek. - Idziemy na świeże powietrze? Muszę pomyśleć.
Zoye od razu przytaknęła, podczas gdy ja rozmyślałam, w jaki sposób rozpocząć trudną rozmowę. To była idealna okazja, żeby dowiedzieć się, dlaczego dostarczała, "tej dziewczynie", listy od Kiliana. Musiał jakoś ją, do tego, zmusić. Wątpiłam, by sama z siebie, dała się w coś takiego wciągnąć, tym bardziej, że ufałam Zoyi, i miałam nadzieję, że ona ufa mi.
CZYTASZ
Ukryta w cieniu
FantasíaNaprawdę myślałam, że gdy włożą mi na szyję pętlę, nawiedzą mnie wszystkie wspomnienia, a przynajmniej ostatnich przeżyć. Ale poczułam tylko dziwnego rodzaju spokój. I ulgę, że to już koniec. Że będę mogła wreszcie odpocząć po tym, co mi zgotowali...