Siedemnasty

324 35 2
                                    

– Na pewno chcesz tam jechać? – zapytał Tyler, wsiadając do swojego auta na miejsce kierowcy. Pomimo, iż w mojej głowie krzyczałam „NIE" to powiedziałam:

– Tak.

     Blondyn ostatni raz się do mnie uśmiechnął i ruszył przed siebie. Wracając, sama siebie wkopałam. Mogłam odmówić, wymyślić coś innego, ale nie mogłam. Musiałam dowiedzieć się czegoś na temat jutrzejszej walki. Nawet jeśli oni mi tego nie powiedzieli, w głowie posunęłam się do ostatniej rzeczy, jaką mogłabym kiedykolwiek zrobić: zapytać Bethany.
      Zauważyłam nawet, iż nikt o niej nic nie mówił. Jakby całkowicie zniknęła z powierzchni Ziemi. Nie, żeby mi to nie było na rękę, odpowiadało mi brak jej osoby. Ale za jej nagłym zniknięciem musiało się coś kryć. Nawet nie łaziła uwieszona na ramieniu Corteza. Zupełnie jakby nie istniała. Mogłam się założyć o milion dolarów, że musiało się coś wydarzyć, podczas gdy ja siedziałam w domu i użalałam się nad sobą.

Na miejscu byliśmy niecałe piętnaście minut późnej. Znajomy Luke'a, którego nawet nie znałam, miał ogromny dom. Z zewnątrz wygadał naprawdę genialnie, aż nie mogłam się doczekać, aby zobaczyć, co kryło się w jego wnętrzu. Wraz z Tylerem czekaliśmy na resztę paczki przed budynkiem, rozmawiając na głupie tematy. Dowiedziałam się również, że Tyler i Ryan byli od ponad pół roku razem, ale żaden z nich nie chciał się ujawnić. Po części to rozumiałam. Nie chcieli niepotrzebnych spojrzeń oraz szeptów za plecami. Miałam w miarę podobnie. Sensacja ludzi była zbędna w ich życiu, co rozumiałam. Jednak, aby być naprawdę szczęśliwym, powinni zrobić krok do przodu, stanąć ponad ten strach.

– Tyler! – krzyknął ktoś zza naszych pleców. Obydwoje się odwróciliśmy, od razu zostając zmiażdżeni przez uścisk Samuela, który był dzisiaj bardziej szczęśliwy niż zawsze.

– Dusisz nas – odparł blondyn, witając się z dziewczynami i chłopakami.

Ja, naiwna, patrzyłam w miejsce, gdzie najprawdopodobniej widziałam kogoś, kogo nie chciałam już nigdy spotkać. Nie mógł to być on. Jeśli nawet, co by tutaj robił? Powinnam się ogarnąć, ponieważ zaczynałam mieć jakieś dziwne zwidy. Toby'ego tutaj nie było.

– W porządku, Nora? – zapytała Leah. Nawet nie zauważyłam, że do mnie podeszła. Szybko ocknęłam się i dołączyłam do reszty.

– Tak, wszystko gra – odpowiedziałam niepewnie. Przecież od razu widać było, że coś ze mną nie tak. Byłam słabą aktorką.

– Jak chcesz, Carter. Ale pamiętaj, że nie masz tylko Tylera. Mi również możesz zaufać – odparła i wymknęła mnie. Dziwnie się poczułam.

Czy naprawdę zaczynałam odrzucać każdego, oprócz Tylera? To chore.

Idąc za przyjaciółmi, weszliśmy do środka. Od razu uderzył we mnie ten zapach. Pot tańczących ludzi, mieszający się z wonią alkoholu i dymu papierosowego. Odrażający zapach. Gdy weszliśmy w dalszą część spostrzegłam Michaela, który patrzył wprost na mnie, opierając swoje ciało o ścianę. Byłam lekko speszona, dlatego udawałam, iż go nie zauważyłam. Spostrzegłam tylko ten cholerny uśmieszek na jego twarzy, a potem zniknął z pola mojego widoku.
Westchnęłam głęboko, starając się nie zaśmiać, co było nawet trudne. Nie wiedziałam, co ostatnio się ze mną działo, ale to napewno nie było dobre. Musiałam być teraz ostrożna, ponieważ w tym stanie mogłam zrobić wszystko. Dosłownie, WSZYSTKO.

***

Nie wiedziałam, która była już godzina. Dobrze się bawiłam, a przy takiej czas szybko mijał. Wypiłam już sporo, dlatego czułam jak alkohol przyjemnie buzował w moich żyłach. Tańczyłam, choć tak bardzo się tego wzbraniałam. Najpierw z Rosie, potem z Leah. Potem kolejny kieliszek wódki. Taniec z Luke'iem, który był załamany po zerwaniu z Abby, a potem znów z Rosie. Kolejny kieliszek. Kolejny taniec z Samem i Tylerem. Następny kieliszek. Straciłam już rachubę ile wypiłam oraz z kim tańczyłam.
W tamtej chwili ledwo stałam na nogach. Włosy kleiły się do mojego czoła, zaś makijaż na pewno był już rozmazany. W środku było zaś cholernie gorąco, dlatego wyszłam na dwór, aby po chwili wrócić do środka, ponieważ na zewnątrz cholernie wiało i padał śnieg. Zatoczyłam się gdzieś na schody, a przez to, że chodziłam jak pokraka, wpadłam na jakiegoś faceta. Było dużo wyższy ode mnie. W pewnej chwili poczułam znajome perfumy i wodę kolońską. Uniosłam głowę w zaskoczeniu i strachu, przez co natychmiast wytrzeźwiałam. Pewnie nie, ale tak się poczułam. To musiał być on, we własnej osobie.

– Toby? – zapytałam drżącym głosem. To nie mógł być on.

– Znowu się spotykamy, skarbie – odparł odrażającym tonem. Napotkałam jego wzrok, który przepełniał mrok. Myślałam, że go znałam, ale myliłam się.

– N-nie możesz tu być. Skończyłam z wami. Skończyłam z tobą.

– Niestety, ale mnie się tak łatwo nie odrzuca, Noro Carter. Pożałujesz, że poszłaś na psy z tym przypadkiem, na który sama sobie zasłużyłaś. – Złapał mnie mocnej za ramię i pociągnął w dalszą część korytarza. Cała się trzęsłam, a adrenalina nagle mi podskoczyła, przez co moje serce zaczęło niesamowicie szybko bić. Popchnął mnie na ścianę i przycisnął swoje cielsko do mnie. – Zamienię twoje życie w koszmar, będziesz żałowała, że się urodziłaś.

Złapał moją twarz w dłonie. Nie byłam w stanie się bronić. Zbyt mnie sparaliżowało. Nie mogłam zrobić nic. Byłam zniszczona. Przez niego. Najbardziej byłam ciekawa, w jaki sposób on się tutaj znalazł. Przerażał mnie fakt, że znowu pojawił się w moim życiu. Nie chciałam tego. Naprawdę nie chciałam! Bałam się go i tego, do czego był zdolny.
Jego ręka sunęła w dół po moim ramieniu, co wywołało u mnie gęsią skórkę z przerażenia. Chciałam zniknąć z tego świata. To nie działo się naprawdę. On był tylko moim chorym wymysłem, tylko kolejnym urojeniem. Jednak się myliłam, był prawdziwy. W całym znaczeniu tego słowa. Mój największy koszmar się spełnił.
Nagle jego szept, którego nie słuchałam, zamienił się w śmiech. Przerażona nie zdążyłam zareagować, gdy pociągnął mnie do najbliższego pokoju. Po moich policzkach spłynęły łzy, ale kto się nimi przejął? Nikt. Przygwoździł mnie ponownie do ściany, uniemożliwiając jakąkolwiek ucieczkę. Nadgarstki unieruchomił, trzymając je nade mną.

– To był błąd z twojej strony, Noro – szepnął mi do ucha.

– Dlaczego to robisz? – zapytałam załamanym głosem. Nie miałam już siły płakać. Pogodziłam się z faktem, który miał się zaraz wydarzyć.

– Dokańczam to, czego nie zakończyłem ostatnim razem. – Z tymi słowami dotknął mojej ogromnej blizny. Blizny, którą sam po sobie zostawił.

Gdy miał przechodząc do tego, co właśnie zaczął, ktoś wparował do pokoju z głośnym trzaśnięciem. Toby szybko ode mnie odskoczył, pozwalając abym osunęła się ku ziemi, kompletnie załamana. Nie płakałam, po prostu wpatrywałam się pustym wzrokiem w martwy punkt. Nie wiedziałam, co działo się wokół mnie. W pewnym momencie poczułam jedynie dłoń na moim ramieniu oraz zamazaną postać, która starała się do mnie dotrzeć.
Jednak nie kontaktowałam. Wracałam do grudniowej nocy, gdy ten cały koszmar się zaczął. Myślałam, że mam go za sobą, ale znów się myliłam. Chyba robiłam to zbyt często.

– Ellie! – krzyk, dobrze znanego mi głosu, dotarł do mnie w końcu.

Z drżącą wargą spojrzałam na niego pustym wzrokiem. Michael wyglądał na naprawdę zaniepokojonego. Patrzyłam w jego ciemne tęczówki, coś mówił, ale go nie słyszałam. Uniosłam leniwie jasne tęczówki i spostrzegłam coś dziwnego. Tyler trzymał Toby'ego, zaś Luke kierował ciosy w jego brzuch. Wszystko działo się w zwolnionym tempie. Dopiero teraz zaczynało do mnie wszystko dochodzić. Ta cała sytuacja.

Zostałam prawie zgwałcona. Po raz drugi.

***

Od autorki: Napiszcie jak się podoba. Kocham was, A. L. B.

Maze of loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz