10

245 29 10
                                    

~Diana Howlett~

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

~Diana Howlett~

Jechaliśmy już kilka dobrych godzin, czułam jak zmęczenie ze mną wygrywa, lecz mimo tego nie mogłam zasnąć. Za każdym razem jak zamykam oczy, widzę Victora oraz śmierć Johna i Calibana. To wszystko działo się tak szybko, ten dzień nie zapowiadał takiej tragedii.

W trakcie drogi przebrałam się w czyste ubrania, które przygotował nam Caliban, wodą obmyłam twarz i dłonie. Stało się, zostałam mutantem. Kiedyś miałam cichą nadzieję, że ukażą mi się moce, lecz nawet nie przypuszczałam, że będą one takie same, jakie posiada mój tata, ani tego, w jakich tragicznych okolicznościach się to stanie.

Zaraz po tym, jak wyjechaliśmy z miasta, tata zadzwonił do Johna, ojca Selene. Telefon był na głośnomówiącym, więc słyszałam całą rozmowę oraz to jak się załamał i jak bardzo jest na siebie zły, że zostawił ją samą i to w takiej trudnej chwili. Najważniejsza rola ojca, dawać dziecku poczucie bezpieczeństwa i najważniejsze, chronić je. Tata szybko przekazał mu najważniejsze informacje, John stwierdził, że poprosi o pomoc grupę X-Men, chociaż po to, aby namierzyć gdzie znajduje się jego córka.
Już współczuję dla tych ludzi, chyba nie przemyśleli dla kogo się narażają.

Pod wieczór tata zaproponował byśmy zajechali na okoliczny targ. Dokupimy jedzenia i zmienimy samochód, aby później przez dłuższy czas nie robić postoju. Oczywiście wszystko musimy załatwić jak najszybciej, nie wiadomo gdzie się czają ludzie Victora.

Na targu było tłoczno, nie jestem przyzwyczajona do takiej ilości ludzi. Zazwyczaj jak byłam z tatą w sklepie, to mijałam maksymalnie dwie albo trzy osoby. Przez taki tłum czułam się bardzo nieswojo, każdy wydawał mi się być żołnierzem albo agentem, który na mnie poluje. Ta myśl zaczęła mnie przytłaczać, pierwszy raz poczułam, jaka jestem malutka w tym świecie, a niebezpieczeństwo czyha z każdej strony, nawet jeżeli wygląda potulnie.

Stałam tak przez chwilę, wpatrując się w zabieganych i zatłoczonych ludzi.
"Nie tego chciałam" przeszło mi przez myśl.

— Chodź, musimy załatwić samochód.     — Głos taty przywrócił mnie z powrotem na Ziemię. Smutnym i niepewnym wzrokiem spojrzałam na niego. Mężczyzna widząc to, krzywo się uśmiechnął, chyba miał to być pocieszający uśmiech, ale troszkę mu to nie wyszło.
— Skarbie, wiem, że się martwisz, ale spokojnie, wszystko będzie dobrze. — Ujął moją twarz tak, jak wtedy gdy w dzieciństwie próbował dodać mi otuchy. — Nie pozwolę Cię skrzywdzić.
Widziałam w jego oczach pewność siebie oraz lekki lęk.

Kiedyś słyszałam wiele historii o tacie od Petera i innych członków grupy X-Men. Opowiadali mi, jakim był on chamem i twardzielem. Jak zaciekle walczył i ile czasami musiał poświęcić dla dobra sprawy. Podobno wszystko zaczęło się zmieniać, gdy poznał Blair, moją mamę. Wtedy bardziej troszczył się o nią, mniej się poświęcał na misjach, a nawet stał się milszy dla ludzi. Jednak największą zmianą w jego życiu były moje narodziny. Z tego, co opowiadał mi wujek Charles, wtedy tata całkowicie zmiękł, wybrał dziecko niż pracę, nie chciał się nikomu narażać, aby nie mszczono się na jego jedynej bliskiej, a do tego bezbronnej osobie.

Ciekawe jak potoczyłoby się wszystko, gdyby tata nie zrezygnował z pracy, gdybym normalnie poszła do szkoły dla ludzi, albo do szkoły dla utalentowanej młodzieży. Czy wtedy byłoby na pewno lepiej? Przecież zawsze tego pragnęłam, a teraz.. teraz sama nie wiem, czy byłoby to dobre rozwiązanie.

Szłam za moją jedyną bliską osobą, gdybym i go straciła.. nie Diana.. nawet tak nie myśl..

Tata obrócił się do mnie
— Idę załatwić samochód, a ty w tym czasie kup trochę jedzenia. — Wskazał na stoisko obok, po czym podał mi pieniądze. Skinęłam głową i poszłam w jego kierunku.

Wziąłem trochę suchego prowiantu oraz parę owoców. Zapłaciłam dla widocznie zmęczonej już kobiety i miałam wracać do taty, gdy nagle ktoś pociągnął mnie za rękę.

— Ludzie Papy tu są, musimy się zwijać. — Powiedział nieznany mi mężczyzna i nawet się do mnie nie odwracając, dalej ciągnął mnie przed siebie. Muszę przyznać, że głos miał naprawdę przyjemny i to w dodatku z takim niespotykanym jak dla mnie akcentem.

— Zostaw mnie. — Szarpnęłam się, uwalniając rękę. — Jacy ludzie?
Od razu pomyślałam o Viktorze i jego sługusach.

Zdezorientowany mężczyzna raptownie się zatrzymał.
— Skarbie, do jasnej cholery, co Ci znowu nie pasu.. — W tym momencie się do mnie odwrócił, i jego mina była naprawdę zabawna. — Ty nie jesteś Zed.

— No co ty nie powiesz. — Burknęłam, przyglądając się mężczyźnie.

*     *     *

Rozdział z okazji tysiąca
wyświetleń ❤️
Dziękuję wszystkim co czytają moje opowiadanie. Wiem, że nie jest jakieś cudowne, ale miło widzieć, że komuś się podoba ❤️
❤️ Pozdrawiam ❤️

Córka Mutanta || James "Logan" HowlettOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz