11

163 19 3
                                    

~Diana~

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

~Diana~

— Constantine! — rozległ się kobiecy głos.

Bez większego zastanowienia oboje odwróciliśmy się w kierunku biegnącej do nas kobiety.

— Zed? — Cicho odparł mężczyzna, tak jakby próbował oszacować co się dzieje.

Przyjrzałam się brunetce. Faktycznie można było nas pomylić, obie byłyśmy podobnego wzrostu z afro na głowie, lecz mimo to, ja byłam ewidentnie młodsza, oraz w ogóle inaczej ubrana. Ach ci faceci, nie zwracają większej uwagi na ubiór.

— Gdzie jest Chas? — wydyszała, gdy znalazła się przy nas — widzieli mnie, musimy działać.

— Kazałem mu czekać w aucie — odparł mężczyzna — Ilu ich jest?

— Widziałam dwóch.

— Chwila moment — przerwałam im — kto was ściąga, za co i kim wy do cholery, jesteście?

Oboje spojrzeli na mnie uważnie, po czym wymienili niespokojne spojrzenia.
Mężczyzna chciał już coś powiedzieć, lecz przerwał mu odgłos strzałów i paniczny krzyk ludzi.

Nie wiedziałam co się dzieje i co najgorsze nigdzie nie widziałam taty.
Moją głowę zalały najgorsze myśli, czy to możliwe, że tak szybko nas znaleźli? Mieliśmy po cichu i bez problemów zrobić zapasy, czy tak dużo wymagaliśmy.

Z zamyśleń wyrwała mnie kobieta, która uciekając w popłochu, wpadła we mnie prawie mnie przewracając, a nowo poznani ludzie zniknęli mi z pola widzenia. W sumie, czego ja się spodziewałam, że co? Zostaniemy super przyjaciółmi.

Diana, ty naiwna istoto.

Na końcu alejki dostrzegłam pierwszego napastnika, nie kojarzyłam go, ale w sumie Victor ma pewnie całe gromady swoich pachołków. Musi dobrze im płacić skoro porywają się na nieśmiertelnych mutantów.

Spojrzałam jeszcze raz na stanowisko, przy którym ostatni raz widziałam tatę. Nadal nikogo nie widać.

Tato potrzebuje cię.

Ogarnął mnie jeszcze większy strach niż wtedy w domu. Jestem sama, nie mam nikogo, kto mógłby mi pomóc, a moja jedyna rodzina zniknęła mi z oczu i o zgrozo nie mam pojęcia gdzie jestem.

Bez większego namysłu schowałam się za jednym ze straganów. Serce niespokojnie obijało mi się o żebra.

Co mam zrobić?
Co mam zrobić?
Tato, co ty byś zrobił?

Nagle z przeciwnej strony od widzianego przeze mnie napastnika rozległ się męski głos.

— Mam jedną! Tylko nie chcę nic mówić. — Przeszłam najciszej jak tylko się dało na drugą stronę bódki, aby dostrzec mówcę. Był to tak samo ubrany i uzbrojony mężczyzna jak ten, którego widziałam najpierw. Ciągnął za sobą zakutą w kajdanki kobietę, z tego co pamiętam miała na imię Zed.

— Gdzie jest Constantine! — wrzasnął na kobietę pierwszy z zauważonych przezemnie mężczyzn.
Jej milczenie tylko go rozdrażniło co spowodowało, że ją uderzył.

Chwila, Constantine? Serio? To nie ja jestem celem. Mogłabym powiedzieć, że kamień spadł mi z serca, ale nie, tak się nie stało. Nie mogłam bezczynnie stać i patrzeć jak biją innego człowieka. Chociaż chwila, jakby się zastanowić to ja nie jestem już człowiekiem. Więc to nie jest mój gatunek, ale mimo to. Kobiet się nie bije.

Znalazłaś sobie moment na przemyślenia.

Tata nie uczył mnie żadnej sztuki walki, czasami dla zabawy udawaliśmy bijatyki z Calibanem. Jednak to za mało, aby rozbroić dwóch napastników. John nauczył mnie obsługiwać broń, och John. Mój Karaluchu, wiedziałbyś co teraz zrobić.
Tylko że ja nie chcę nikogo zabić. Mogłabym wybiec tak bez niczego, ale szczerze mówiąc nie mam pojęcia jak szybko działa moja regeneracja.
W sumie można to sprawdzić. Rozejrzałam się wokół, w jednej ze skrzynek leżały nożyczki. Dyskretnie podeszłam do nich, aby następnie rozciąć sobie rękę.

JAK TO BOLI.

Krew zaczęła kapać po moim nadgarstku.

Raz.
Dwa.
Trzy.
..
Dziewięć
Dziesięć
Po ranie została tylko plama krwi.

Dobra, czyli leczę się szybko.
Spojrzałam na mój cel. Pora działać.
W sumie najpierw mogłam oszacować jakiś plan, jednak najpierw przeszłam do działania.

Zaskoczyłam z tyłu pierwszego mężczyznę, uderzyłam go drewnianą skrzynką w głowę. Na szczęście tak jak chciałam stracił przytomność. Drugi mężczyzna złapał kobietę i przystawił jej broń do głowy.
Tego akurat nie przewidziałam.

— Jeszcze krok, a ją zabiję! — wrzasnął, mocniej przyciskając broń do jej głowy.

— Zabij ją, a niczego się nie dowiesz o Constantine — odparłam najspokojniej jak tylko to było możliwe.

Już zastanawiałam się, w jaki sposób zaatakować, aby nie zrobił krzywdy kobiecie, gdy niespodziewanie ktoś złapał mnie z tyłu za ręce raptownie kładąc mnie na ziemię. O ile można to tak nazywać. W moim odniesieniu było to bardziej brutalne wykręcenie rąk oraz przygnierzdżenie do ziemi, ale wracając. Teraz byłam na maksa przerażona.

Lekko podniosłam głowę i dostrzegłam leżącego przy mnie mężczyznę, który jeszcze przed chwilą celował do Zed. Jedyną rzeczą, którą różniła nas w tej chwili to jego rozszarpane gardło. W miarę możliwości podniosłam wzrok, w oddali dostrzegłam uciekającą kobietę.

Co tu u licha się dzieje.

— Myślałaś, że mi uciekniesz? — męski głos był przepełniony drwiną — chyba naprawdę nie wiesz z kim masz doczynienia.

Poczułam silny ucisk na nadgarstkach. Serce ponownie obijało mi się o żebra, przez co ciężko było mi oddychać.

Victor, nie.. Tylko nie on.

Córka Mutanta || James "Logan" HowlettOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz