Przeciągnąłem się zaspany i cicho ziewnąłem. Zapomniałem ostatniego wieczora zasłonić rolety, więc teraz słońce dostawało się przez okno i leciało prosto na moje łóżko. No przecież przez to nie dało się spać... Uwielbiałem długo wylegiwać się w swoim wygodnym posłaniu. Byłem jedną z tych osób, które kładły się późno w nocy, ale za to spały do południa. Tego wymagał zresztą mój zawód, bo najlepiej pracowało mi się wtedy, gdy nikt mi nie przeszkadzał. A i łatwiej było wtedy przeprowadzać działania w cyberprzestrzeni, bo większość osób nie pilnowała swoich kont, a ich marne zabezpieczenia bez problemu mogłem przejść. A pamiętam jak jeszcze kilka lat temu pomagała mi przy takich działaniach Annie... Teraz nie była mi do niczego potrzebna, a moje umiejętności kilkukrotnie przewyższały jej. Jednak praktyka i ciężka praca naprawdę się opłaciły.
Usiadłem na łóżku i rozejrzałem się po pokoju. Zazwyczaj o tej porze panował tu jeszcze przyjemny półmrok, ale teraz pomieszczenie aż jaśniało przez słońce. Jednak posiadanie pokoju od wschodu nie jest najlepszą opcją dla takich śpiochów jak ja. Skórzane fotele ustawione pod oknem jak zwykle obładowane były ubraniami, które jak większość facetów segregowałem na trzy grupy: "brudne, ale można założyć", "brudne i już założyć się nie da", oraz "pozostałe". Chyba czas w końcu zrobić pranie, ale jakoś nie miałem do tego natchnienia. Postawiłem bose stopy na białym, puchatym dywanie i przetarłem zaklejone po śnie powieki. Z chęcią jeszcze bym sobie pospał, ale musiałem sprawdzić czy na dole wszystko jest w porządku. Może później jeszcze się położę... Zobaczymy czy za bardzo się nie rozbudzę.
Wstałem i chwyciłem z fotela koszulkę, którą w swoim zwyczaju powąchałem. Czysta prawie. Można jeszcze założyć, a podwójna warstwa perfum zrobi całą robotę. Założyłem ją na siebie, a później dobrałem jeszcze czarne dżinsy. Przysiadłem na łóżku i założyłem na stopy czyste, białe skarpetki, po czym ruszyłem schodami na dół. Zbiegłem szybko po stopniach i skręciłem w bok, chcąc w pierwszej kolejności dostać się do kuchni. Kawa postawi mnie na nogi, dzięki czemu będę mógł na spokojnie zająć się swoimi obowiązkami, a później zdać ze wszystkiego raport Justinowi, bo znów będzie suszył mi głowę. Jak był tutaj to tak się niczym nie przejmował, a teraz zawraca mi głowę pięć razy dziennie. Chociaż nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo dzięki niemu chociaż pamiętałem o regularnych posiłkach.
Wpadłem do przestronnej, jasnej kuchni, którą jakiś czas temu odnowiła nam Annie i uniosłem wysoko brew, widząc, że przy stole siedzi Nathan, a obok niego Hails. Kogo jak kogo, ale jej w naszym domu się nie spodziewałem. Gdy Zayn zaczął spotykać się z Hope, to czasem blondynka do nas wpadała, ale od czasu, gdy zakochani wyjechali, noga Hailey nie przekroczyła progu naszego domu. Nie miała po co tu przychodzić, bo za bardzo za sobą nie przepadaliśmy. To znaczy, ona była mi raczej obojętna, ale miałem wrażenie, że ona nie przepadała raczej za mną.
- Cześć. - uniosłem lekko brew, nie bardzo wiedząc jak mam rozumieć jej obecność u nas.
- Hej. - blondynka uśmiechnęła się do mnie szeroko. - Lubisz sobie pospać, co?
- Nie znasz jego możliwości. - Nath zaśmiał się dźwięcznie, co ostatnio było dla niego nowością, po czym upił łyk czarnej kawy, którą miał w swoim ulubionym, czerwonym kubku. Miał go chyba po Demi i nikomu nie dał go dotknąć, a ja w sumie nawet mu się nie dziwiłem. Pewnie w jego sytuacji też bym wielbił wszystkie rzeczy, które mi zostały po ukochanej.
- Jest ósma rano, ludzie. Nie możecie spać? - wyjąłem z szafki swój kubek.
- Właściwie to przyjechałam w sprawie służbowej.
- Policji czy gangu? - nalałem sobie kawy z ekspresu, po czym zająłem miejsce obok blondyna, rozciągając się wygodnie na skórzanym krzesełku.
CZYTASZ
I love your lies, shawty.
FanfictionJai przez wiele lat wiódł spokojne i dość szczęśliwe życie razem z najlepszymi kumplami, w gangsterskiej willi. Niestety, nic na świecie nie trwa wiecznie o czym boleśnie musiał przekonać się na własnej skórze. Przyjaciele znaleźli drugie połówki i...