- Co nie zmienia faktu, że teraz chciałbym cię pocałować jeszcze bardziej niż wcześniej. Co ty na to? - jego niski głos i męski zapach, który docierał do moich nozdrzy, pozbawił mnie praktycznie możliwości normalnego oddychania. Co on takiego w sobie miał, że w ciągu kilku chwil potrafił opanować całe moje ciało i umysł? Naprawdę zaczynało przerażać mnie to, jak na mnie wpływał. Teraz jednak, nie chciałam, żeby uważał mnie za niepewną siebie gęś, z którą może robić co tylko chce. Nie ma takiej opcji! Nigdy, żaden facet się mną nie bawił i jakiś tam Jai o pięknych oczach nie będzie pierwszy. Jestem silną, niezależną kobietą, która za kilka, może kilkanaście lat zostanie szefem miejscowej policji. Przynajmniej to próbowałam sobie w duchu wmawiać, żeby nabrać choć odrobiny pewności siebie, o którą przy Jai'u było mi naprawdę trudno.
- Chyba jednak podziękuję. - z całych sił starałam się, aby mój głos nie zadrżał od wzbierających się we mnie emocji. Miałam nawet wrażenie, że mi się to udało, bo brunet lekko zdezorientowany uniósł brew, jakby do tej pory nie spotkał się z odmową od kobiety. Szczerze mówiąc, wcale by mnie to nie dziwiło. Brunet nie był facetem, któremu łatwo było odmówić czegokolwiek. Byłam wręcz przekonana, że większość kobiet od razu traciło dla niego głowę. Wystarczyło jego spojrzenie czy uśmiech, a zdobywał co chciał.
- Podziękujesz?
- Tak właśnie powiedziałam. - ułożyłam dłonie na jego umięśnionym, gorącym torsie i mocnym ruchem odepchnęłam go od siebie. Jego bliskość bardzo utrudniała mi zgrywnie niedostępnej.
- Auć. - zdezorientowanie na jego twarzy zostało zastąpione chytrym uśmieszkiem. O nie, tym razem nie dam mu się zawstydzić. Koniec z tym. - Sądziłem, że tylko o tym marzysz.
- Oj, biedny Jai. Może inne na ciebie lecą, ale ja nie mam zamiaru być twoją zdobyczą. - odepchnęłam tyłek od jego auta.
- Zdobyczą? Wyglądam ci na takiego kobieciarza?
- Hm... - przyłożyłam palec wskazujący do brody, udając przy tym, że uważnie zastanawiam się nad jego pytaniem. - Wyobraź sobie jakiegoś kobieciarza. A teraz pomnóż go razy cztery.
- Bardzo się mylisz, co do mnie.
- Ach tak?
- Tak! - powiedział pewnie, czym trochę zbił mnie z tropu. Był aż takim dobrym aktorem? Wcale bym się nie zdziwiła.
- Więc ile miałeś w swoim życiu kobiet? - skrzyżowałam ręce na piersiach, ale od razu pożałowałam tego ruchu, bo ciemne spojrzenie bruneta od razu wylądowało na moim dekolcie. - I gapiąc się na moje cycki wcale nie jesteś wiarygodny.
- Po pierwsze, wcale się nie gapię.- uniósł palec tuż przed moim nosem. - No może trochę, ale to twoja wina, bo mogłaś nie zakładać bluzki z takim dekoltem. A po drugie, to ile miałem kobiet wcale nie jest ważne.
- Czyli aż tak wiele? Nieźle się zaczyna.
- Może dwie, czy trzy...
- A do każdej z tych cyfr trzeba dodać zero, albo dwa? - z rozbawieniem pokręciłam głową, widząc konsternację na jego twarzy. - Idę, a ty opchnij sobie w spokoju pączki. - ruszyłam w stronę chodnika. Na szczęście mieszkałam tylko kawałek drogi stąd, więc długo nie musiałam się męczyć w niewygodnych jak diabli butach.
- A co z naszą randką?
- Jaką randką?
- Z tą, na którą cię właśnie zapraszam. - teraz to on oparł się o bok swojego wypolerowanego auta i uważnie śledził każdy mój ruch. W duchu oczywiście znów się modliłam, żeby nie wywinąć tu przed nim orła, bo jednak różnie to ze mną bywało.
CZYTASZ
I love your lies, shawty.
FanfictionJai przez wiele lat wiódł spokojne i dość szczęśliwe życie razem z najlepszymi kumplami, w gangsterskiej willi. Niestety, nic na świecie nie trwa wiecznie o czym boleśnie musiał przekonać się na własnej skórze. Przyjaciele znaleźli drugie połówki i...