Rozdział 13, w którym cięciwa śpiewa tango

44 1 0
                                    


(POV moje)

A tam kurwa krzyczeć. Jestem bad bitch. Mój krzyk wcale nie oznaczał strachu. To był ryk bojowy. Nauczyłam się go dawno temu od moich tybetańskich przodków.

-FUS! RO! DAH! - wrzasnęłam i jedne ghul poleciał taaak fhuuuuj daleko, daleko, a umarły trzy. Rzuciłam się przed siebie i zrobiłam backflipsa. Wrogowie definitywnie skonsternowani moimi taktykami zropierzchli się po całej sali chcą mnie pochwycić w pułapkę. Ale ja się nie dałam. Rzuciłam się na szklany żyrandol i zaczęłam się kręcić w kółko coraz szybciej i szybciej i szybciej i szybciej. W końcu moje ręce nie dały rady i musiałam się puścić. Przypierdoliłam w ścianę tak mocno, że tak bardzo, że sb nawet nie wyobrażacie. Ale nic mi to nie zrobiło, bo jestem królową mafii, o tak. A moi wrogowie byli nawet bardziej skonsternowańszy niż byli wcześniej. Dobrze. Znaczy, że jesteśmy na tym samym poziomie. Przefiksowałam na drugi koniec sali, ale potem ogarnęłam, że pomyliłam kierunki więc znowu się przefiksowałam. Trafiłam do stołówki i zaczęłam szastać wszystkim i szukać broni. Coś tu musi być coś tu musi być...

Arrrgh! Głosy Ghuli były coraz bliżej.

(POV ghoula [jednego z])

Ja naprawdę nie chciałem tutaj być. Ale co miałem zrobić? W końcu perspektywa awansu była co najmniej kusząca. Oczywiście, wiedziałem, że za taką cenę zadanie nie będzie łatwe. Ale takiej makabreski chyba nie spodziewał się nikt! Nawet Stefan. A Stefan typował numery w losowaniach z pewnością z jaką moja babka typowała moje absztyfikantki. Metaforycznie co prawda. Nie miałem absztyfikantek. Ale staruszkę potrafiła czasem ponieść fantazja. Kiedyś z chłopakami zapytaliśmy Stefana czemu, skoro tak dobrze mu idzie, nie puści jakiegoś losu. Stefan wtedy pokręcił głową i powiedział tylko:

„Nie mogę, chłopaki. Przecież nie mam rąk"

Rzeczywiście, można było zauważyć pewne braki po obu częściach jego ciała. Smutna historia. W każdym razie, ja i moi chłopcy ruszyliśmy po cichu do nowo powstałej bazy (którą wzniesiono bardzo szybko, nota bene. Wspaniała firma budownicza. A jaka wesoła!) w poszukiwaniu surowców. Najpierw zaobserwowaliśmy jak oddział zwiadowczy opuszcza budynek. Był dość mały, ale mieli szlifierkę. Jasne, spodziewaliśmy się jakiegoś oporu. Paru strażników przy wejściu. Ale nie tego!
Dziewczyna z rodzaju ludzkiego (przynajmniej tak mi się wydawało. Dla ghuli wszyscy ludzie wyglądają prawie tak samo.) siedziała na stołówce. A gdy już nas przyuważyła... To było niesamowite! Nigdy jeszcze nie widziałem tak fantasmagorycznego skrzyżowania valkirii z padaczką.

Jakby sama Hela zstąpiła na Midgard. Tylko w ramach przywitania dostała dodatkowy chromosom. Zobaczyłem jak ten wojownicza odmiana paraplegii ulotniła się do kuchni, toteż podążyłem za nią. Naprawdę, jestem pacyfistą. Byłem zatem pewien, że mogliśmy znaleźć wspólny język. Zobaczyłem jak dziewczyna frenetycznie przeszukuje szuflady kuchenne. Oh! Najpewniej szuka kawy lub herbaty, aby naprawić swoje złe pierwsze wrażenie i aby nas ugościć. Prawda, wtargnęliśmy na obcy teren, ale niczego nie zabraliśmy. A teraz może zyskamy nie tylko potrzebne zapasy, ale także i przyjaciela. Podszedłem do niej by zaoferować jej pomocną, radioaktywną dłoń.

(POV moja)

Arrragahh! Prawie już czułam ich obrzydliwy oddech na swoim karku. Przeturlałam się koło kredensów i zaczęłam je przeszukiwać. Krakersy?! Nie!

Kolejna szuflada. Batoniki?! Nie! Kawa i herbata?! Bynajmniej. W końcu znalazłam szufladę ze sztućcami. Idealnie! Nie marnując czasu wyciągnęłam z niej MP40. Puściłam pierwszą salwę naboi, a potem wyciągnełąm takie długie szpile z moich włosów co też je mają chinki i rzuciłam w dwóch zombie i dwóch zabiłam na miejscu, a trzeci zmarł z powodów naturalnych. Odbiłam się od blatu kouchennnego i w locie złapałam srebrne tace i rzuciłam je jak discobolami i przepołowiłam kolejnych dwóch zombie. Znaczy, wydawało mi się, że to zombie. Może byli to po prostu bardzo brzydcy ludzie. Po chwili w kuchni został tylko jeden zombie. Odrzuciłam włosy śmiejąc się zwycięsko i strzeliłam do niego z rakietnicy. Był huk straszny i wychuch też. W sumie rozwaliłam pół bazy. Ale jako królowa mafii nie mogę się przejmować takimi rzeczami. Wszystko wokół mnie płonęło, ale ja pozowałam sukcesywnie. Nagle zauważyłam jakąś sylwetkę wynurzającą się zza, ocalałego cudem, węgła. Oceniajać po sexowności był to Harry.

-Popatrz! Popatrz Harry! - wkrzyknęłam radośnie -Zrobiłam to! Uratowałam bazę!

Game! Set! Mecz!

Słyszałam za sobą jak ogień pochłania to co kiedyś było ławkami na stołówce.

Harry patrzył na mnie, a z tego jak szekoro miał otworzone oczy wywnioskowałam, że musi być pod niemałym wrażeniem i zupełnie dumny.

Nagle usłyszałam dźwięk jakby metalowe wsporniki utrzymujące strop zaczęły się wyginać. Mój nos wypełnij ciężki metalowy zapach. Spojrzałam w górę i zauważyłam jak metalowy konstrukt podtrzymujący dach zawala się na mnie.

A potem nie było już nic.

Królowa MafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz