Barnes Enterprices

331 45 112
                                    

James miał szczerą ochotę roześmiać się w twarz temu „posłańcowi". Naprawdę, jego oferta była tak abstrakcyjna, że pobił w swoich słowach nawet Steve'a. A to już osiągnięcie.

- Przede wszystkim, skoro „pani Romanoff" ma dla mnie taką propozycję, to powinna sama się tu pofatygować, osobiście – zaczął, gdy upił łyk kawy po wysłuchaniu mężczyzny – Takie zachowanie jest co najmniej bezczelne. Po drugie, firma nie jest na sprzedaż. Tylko tyle mam do powiedzenia w tej kwestii.

Posłaniec popatrzył na niego przez chwilę. James zastanawiał się, o czym myślał. Z drugiej strony był ciekaw, jak Romanoff potraktuje swojego pracownika Czy będzie na tyle głupia, żeby wyżyć się na mężczyźnie? Czy raczej jej gniew skieruje się na niego – Barnesa? Dodatkowo, zupełnie nie pamiętał jak gość się nazywał.

- Jeśli pan pozwoli, poradzę panu coś – usłyszał od niego – Pani Romanoff dostaje to, czego chce. I tak będzie w tym przypadku.

- W takim razie to będzie pierwsza sytuacja, kiedy nie dostanie tego, czego chce – odpowiedział mu Barnes, wstając – Chyba trafi pan do wyjścia sam.

- Dziękuję za poświęcony mi czas, panie Barnes – mężczyzna wstał i podszedł do drzwi. Trzymał już rękę na klamce, kiedy odwrócił się do niego – Proszę z nią nie zadzierać, to może źle się skończyć.

Zanim James cokolwiek odpowiedział, przybysza już nie było. Usiadł z powrotem na swoim miejscu. Odetchnął głęboko. Romanoff była coraz bardziej agresywna w swojej firmowej ekspansji. Bezwzględnie zagarniała kolejne firmy, w ciągu roku doprowadzając do sytuacji, w której jej działalność miała monopol na wytwór broni. James cały czas się zastanawiał w jaki sposób do tego doszła. Pośrednio też doprowadziła do klęski jego firmy, zagarniając jego klientów. Chociaż ich branże zupełnie się różniły, Romanoff potrafiła przekonać innych, że jedyną rzeczą, której potrzebowali, była broń. Postanowił odłożyć na bok myśli o kobiecie i wyjść na obiad. Co jak co, ale porządny posiłek dobrze mu robił.

Nie spodziewał się żadnych gości, dlatego nieco się zdziwił, kiedy wszedł do swojego gabinetu, a przy jego biurku siedziała Natasha Romanoff we własnej osobie. Chociaż „siedziała" to złe określenie. Dość mocno się rozłożyła. Nogi ułożyła na jego biurku. Niby były skrzyżowane, ale spódnica nie zakryła wszystkiego – James zdecydowanie widział więcej, niż powinien. Miał pewne podejrzenia, co do jej wyglądu, bowiem po chwili zauważył, że jej koszula również nie była do końca dopięta i odsłaniała część dekoltu. Wiedział, że Romanoff dba o ubiór, dlatego z pewnością nie zrobiła tego bezcelowo. Czerwone szpilki i blade nogi dość mocno odznaczały się na tle ciemnego biurka. Włosy miała perfekcyjnie ułożone, a kolor szminki pasował do butów. James był mężczyzną, ale potrafił dostrzec i docenić takie drobne szczegóły. I prawdopodobnie rzuciłby jakimś zgryźliwym komplementem, gdyby przed nim siedziała inna kobieta.

- Co ty tutaj robisz? – zapytał bardziej opryskliwie niż zamierzał.

Kobieta uniosła brew i rzuciła mu rozbawione spojrzenie. Rozłożyła ręce i teatralnie rozejrzała się po pokoju.

- Siedzę i przyzwyczajam się do mojego nowego biura – powiedziała takim tonem, jakby to było oczywiste.

James prychnął i założył ręce na piersi. Metalowa ręka ciążyła mu tego dnia dość mocno, sprawiając, że był bardziej zirytowany niż zwykle.

- Twojego biura? Nie kupiłaś Barnes Enterprices. I nigdy tego nie zrobisz – nie miał zamiaru sprzedawać firmy, niezależnie od tego, co miało się stać.

- To chyba już nie od ciebie zależy, prawda? – Romanoff rzuciła mu takie spojrzenie, że przez chwilę zrobiło mu się gorąco.

By zareagować jakkolwiek, podszedł do biurka i tknął jej nogi.

Sprzeczność Interesów - Marvel FFWhere stories live. Discover now