Dźwięki „Billie Jean" rozchodziły się po pomieszczeniu. Po środku pokoju przed lustrem stał półnagi James Barnes. Testował możliwości nowego ramienia, przy okazji sprawdzając czy aby na pewno dobrze wygląda. Jego pierwszym odczuciem było to, że nowa proteza była dużo lżejsza. Kolejna sprawa – ramię było po prostu gustowne. Ktoś zadbał o to, by wszystko było dopracowane. Romanoff wysłała do „montażu" swojego najlepszego inżyniera – Bannera – który powoli i ostrożnie najpierw zdjął stare ramię, oczyścił kikut i dopiero po kilku dniach założył nową protezę. Jak to mówił sam naukowiec – musiał po prostu zadbać najpierw o ranę, dopiero potem można było zajmować się montażem.
James obrócił się przed lustrem w rytm muzyki i zaczął pstrykać palcami, bujając się do piosenki. Trzeba było mu oddać – umiał się ruszać. Można było na niego popatrzeć, szczególnie na naprawdę dobrze wyrzeźbioną klatkę piersiową i umięśniony brzuch.
- Billie Jean is not my lover, she's just a girl who claims that I am the one but the kid is not my son – wydarł się, odwracając się do siedzącego dalej Sama.
Jego ochroniarz tylko przewrócił oczami. Siedzieli w salonie połączonym z barem. Ściana w części barowej była wyłożona lustrami. Na – kto by się spodziewał – lustrzanych półkach stały najróżniejsze trunki z każdego zakątka ziemi. Sam siedział na jednym ze stołków z założonymi rękoma i pochmurną miną. James był pewny, że czarnoskóry z pewnością rzuciłby tę robotę w piździec, gdyby tylko mógł. Ale nie mógł – z własnej woli podpisał umowę na 5 lat. W perspektywie miał albo płacenie ogromnej kary i szukanie kogoś na swoje zastępstwo albo przemęczenie się z Barnesem przez kolejne 3 lata.
- Rozchmurz się, pajacu – powiedział James i rozejrzał się po pokoju. Zlokalizował stolik, na nim misę, w którym leżały jabłka. Mężczyzna sięgnął po jedno i rzucił w swojego ochroniarza.
Sam uchylił się w ostatnim momencie, przez co owoc wbił się w ścianę, rozbijając jedno z luster, szklaną półkę i kilka butelek.
- Ups? – powiedział James, podchodząc bliżej.
Przy okazji wyłączył muzykę, a potem sięgnął na leżący na sofie czarny podkoszulek i założył go. Spojrzał ponad barem na straty.
- Myślałem, że złapiesz – powiedział do ochroniarza, wciąż oceniając szkody.
- Jabłko, które rzuciłeś z taką siłą, że mogłoby mnie zabić? Nie, dzięki – odpowiedział mu Sam nieco opryskliwie.
Niechęć ochroniarza była jawna. Wilson gardził trybem życia Jamesa. Z kolei Barnesowi było z tego powodu bardzo wszystko jedno. Dopóki Sam wypełniał swoją robotę i nie narażał go na niebezpieczeństwo, James był zadowolony z jego usług. Płacił mu na tyle, na ile mógł.
- I tak ich nie lubiłem – powiedział, wzruszając ramionami – A na prezenty dla mniej lubianych znajomych były zbyt drogie.
James już miał zawołać kogoś, kto mógłby to posprzątać, kiedy drzwi do salonu się otworzyły. Sam od razu wstał, zasłaniając go własnym ciałem i skierował pistolet w stronę intruzów.
- Jak się tu dostaliście? – ochroniarz od razu warknął do przybyszów.
- Skąd ty wyciągnąłeś ten pistolet? Z dupy? – zapytał go szeptem, zaintrygowany. Nie, żeby patrzył w okolice tyłka Wilsona, ale nie zauważył, żeby mężczyzna nosił jakąkolwiek broń przy pasku.
- Schowaj tę zabawkę, Williams – usłyszał głos Romanoff – Jeszcze komuś oko wydłubiesz.
Kobieta podeszła bliżej, a stukot jej szpilek głośno odbił się w pomieszczeniu. James wiedział, że Natasha doskonale znała nazwisko jego ochroniarza i z premedytacją je zmieniła.
YOU ARE READING
Sprzeczność Interesów - Marvel FF
FanfictionZapomnij o wszystkim, co jest Ci znane z Marvela. Zapomnij o Avengers, superbohaterach i statkach kosmicznych. Oto bowiem nadchodzi coś gorszego niż walka z Szalonym Tytanem - The War of Corporations.