Prezes Barnes Enterprices spędził całkiem miły weekend w objęciach dwóch całkiem ładnych dziewcząt. Niby w piątek myślał nad propozycją Romanoff, ale dwie blondynki skutecznie wyrzuciły mu z głowy zajmowanie się firmą. Do biura wyjechał dopiero po 12. W końcu musiał się odpowiednio pożegnać ze swoimi gośćmi. Miał tak dobry humor, że nawet dał Wilsonowi jeden dzień urlopu. Był pewny, że nic nie zepsuje jego nastroju.
Jak się okazało, dość szybko przekonał się, że totalnie się mylił. Próbował odbezpieczyć swój gabinet, ale drzwi wciąż nie chciały się otworzyć. Chwilę później podszedł do niego mężczyzna w garniturze.
- Jakiś problem, panie Barnes? – zapytał go Pan Dobrze Skrojony Garnitur.
- Nie widzisz? – warknął do niego – Próbuję się dostać do swojego biura.
- To nie jest już pański gabinet, panie Barnes – wyjaśnił mu, a James potrzebował momentu, żeby zorientować się, o co mu chodzi.
- Jak to? – zapytał niezbyt inteligentnie.
- Rano pańską firmę przejęła pani Romanoff – właśnie w tym momencie zorientował się, że kobieta nie żartowała – Licytacja odbyła się dzisiaj o godzinie 8. Dostał pan zaproszenie na spotkanie. Na którym się pan nie stawił.
James poczuł, że wzbiera się w nim złość. Nie tak to powinno działać. Nikt nie miał prawa przejąć jego firmy za jego plecami.
- Wszystko odbyło się zgodnie z prawem – powiedział mężczyzna, jakby czytał mu w myślach.
Wpadł do biura Romanoff dokładnie 27 minut później. Nie do końca wiedział, jak tego dokonał, skoro jej firma znajdowała się prawie na drugim końcu miasta. Prawdopodobnie złamał kilka zakazów, ale zupełnie się tym nie przejmował. Tak jak ochroną, gdy przeszedł przez bramki, czy podniesionym głosem sekretarki Romanoff, która mówiła mu, że Romanoff jest zajęta.
- Jak mogłaś! – prawie wykrzyczał, wbijając się z buta do jej gabinetu.
Kobieta spojrzała na niego leniwie. Poczuł, że ktoś mu wykręca rękę, próbując go unieruchomić. Odwrócił się i trzasnął w twarz Bartoffa, czy jak on tam miał. Popchnął go i odwrócił się w stronę Romanoff, która wyszła zza swojego biurka i szybkim krokiem podeszła do ochroniarza. Dopiero kiedy upewniła się, że nic mu nie jest, odezwała się.
- Jennifer, zajmij się Clintem. Daj mu jakiś lód – powiedziała, pomagając wstać mężczyźnie – Odwołaj spotkania, nie ma mnie dla nikogo.
James podziwiał w jakiś sposób jej opanowanie. Wydawała polecenia spokojnie, chociaż sytuacja wcale taka nie była. Sekretarka zabrała ochroniarza, szepcząc mu jakieś uspakajające słowa. Z jego pomruków wynikało, że ma ochotę zabić Jamesa, ale ten nie przejmował się pogróżkami. Miał o wiele większy problem na głowie.
- Więc? – pogonił kobietę.
- Twoja firma została przejęta przeze mnie. Powinieneś mi dziękować – powiedziała spokojnie, patrząc na niego. Jej wzrok nie wróżył nic dobrego.
- Dziękować? Ty siebie słyszysz, kobieto?! – warknął do niej, zaciskając pięści. Gotował się ze złości – Zabrałaś dobytek mojego życia! Kolejny raz! Mało ci było, że przejęłaś rynek, odebrałaś mi klientów?! Musiałaś jeszcze zabrać mi firmę?!
- Sam ją sobie zabrałeś – kobieta znów usiadła za biurkiem. Jej spokój był totalnie irytujący – Spłaciłam wszystkie twoje długi. Dałam ci propozycję, mogliśmy zrobić to ugodowo, wolałeś się bawić z moimi pracownicami.
YOU ARE READING
Sprzeczność Interesów - Marvel FF
FanfictionZapomnij o wszystkim, co jest Ci znane z Marvela. Zapomnij o Avengers, superbohaterach i statkach kosmicznych. Oto bowiem nadchodzi coś gorszego niż walka z Szalonym Tytanem - The War of Corporations.