~9~

712 56 5
                                    

Lodowy pałac, który miał być jej uwolnieniem, powoli zamieniał się w więzienie. Nie sądziła, że kiedykolwiek obecność żywego lodu będzie ją tak przytłaczała. A ten oczywiście odzwierciedlał wszystkie jej emocje. Może dlatego czuła się jak w klatce?

Nigdy nie chciała zostać sama. To było po prostu niesprawiedliwe. Dlaczego to właśnie jej przypadła ta głupia moc? Kiedyś przynajmniej miała przy sobie rodziców. Potem, gdy zginęli, był przy niej Jack. Wspierał ją, chronił przed samą sobą. Gdy on zniknął, nie mogła się zwrócić już do nikogo. A teraz, gdy dostała szansę, by nawiązać relację z Anną po raz kolejny, by odnowić to wszystko, co kiedyś było między nimi, pojawił się ten książę, psując wszystko. Tak, Elsa nigdy nie chciała być sama, jednak los cały czas skutecznie odbierał jej wszystko, co miała. To samo stało się z jej wolnością. Gdy choć przez chwilę poznała jej smak, wszystko zostało zaprzepaszczone. A przecież ona tylko chciała być szczęśliwa. Zawsze chodziło tylko o odrobinę szczęścia.

Nagle usłyszała, jak bramy pałacu otwierają się ponownie. Drgnęła lekko. Przez chwilę pomyślała, że pewnie w końcu po nią przyszli, spalić ją jak czarownicę. Może nawet by się nie opierała? Miała już serdecznie dość tego wszystkiego. W końcu jednak, trochę mimowolnie, podniosła się z lodowej podłogi. Otarła rękawem sukni oczy i skierowała się na schody. Zamarła, gdy tylko zobaczyła swojego nieproszonego gościa.

– O ile dobrze pamiętam, kazałam ci się wynosić z mojego królestwa – zawołała wyniośle do czarnowłosego mężczyzny, który już zaczął ją denerwować. Jej głos odbił się echem po pałacu, aż lód zawibrował lekko. Już dawno nauczyła się oddzielać swoje zewnętrzne reakcje od tego, co działo się w jej głowie.

– Och, ale chciałem dać ci niespodziankę, moja pani. Może jeszcze zmienisz decyzję, jak tylko ją zobaczysz.

– Szczerze wątpię – prychnęła. Mężczyzna wzruszył ramionami z okrutnym uśmiechem.

– Przekonajmy się.

Odsunął się, ukazując spętanego czarną mgłą Jacka. Jej Jacka. Wydała z siebie zduszony okrzyk. Zmienił się od czasu, gdy ostatni raz go widziała i w pierwszej chwili odniosła wrażenie, jakby zobaczyła ducha. Tak blady, że aż prawie przezroczysty. I jeszcze te jego szare włosy. Jednak dokonale pamiętała ten wyraz twarzy, te piękne oczy, te śliczne dołeczki, pojawiające się w jego policzkach za każdym razem, gdy się uśmiechał. Była pewna, że to on. Jack, jej kochany Jack.

Chłopak przestał się szarpać, gdy tylko ją zobaczył. Zmieniła się; była jeszcze piękniejsza, niż ją zapamiętał. I może nie powinien, ale w pewnym sensie naprawdę cieszył się, że Mrok go do niej zabrał. Na początku trochę się bał, że jej nie rozpozna. Albo że to wszystko, co pokazali mu Strażnicy, było fikcją. Marnym wytworem jego marnej wyobraźni. Ale nie potrzebował dużo, by pozbyć się wątpliwości. Wystarczyło jedno spojrzenie w jej piękne zaskoczone niebieskie oczy, żeby wszystko stało się jasne. Patrzył na Elsę ze swojej młodości, choć trochę odmienioną. Chciał jej powiedzieć tyle rzeczy, przeprosić za te wszystkie lata, kiedy go przy niej nie było, zapewnić, że nigdy nie zapomniał, jak wiele dla niego znaczyła, mimo że nie pamiętał wszystkiego. Nie wiedział jednak, czy znalazłby odpowiednie słowa, a knebel z czarnej mgły dodatkowo utrudniał mu zadanie mówienia czegokolwiek.

– Jack... – szepnęła królowa z niedowierzaniem, powoli schodząc po schodach. – Tyle czasu...

– Och, a więc się znacie. – Klasnął w dłonie Mrok. – Cóż za cudowny obrót sytuacji, właśnie na to liczyłem! Pozwól zatem, moja królowo, że ponegocjujemy teraz jego wolność. – Uśmiechnął się chytrze, zachodząc jej drogę. Jack chciał krzyknąć, żeby Czarny Pan odsunął się od blondynki i żeby nigdy więcej nie nazywał jej "swoją". Elsa zawahała się. Ją i Mroka dzieliło tylko kilkanaście centymetrów, ale nie bała się go. Uniosła głowę, by spojrzeć prosto w jego czarne oczy.

Płatek śniegu || Jelsa fanfiction ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz