— Zaczynamy! — Angel dała rozkaz. Nawet nie skończyła mówić, kiedy usłyszeli ogłuszające wycie alarmu. Wszyscy odruchowo zatkali swoje uszy i przymknęli swoje oczy, gdy do dźwięku dołączyły czerwone migające światełka.
Izabella zauważyła kontem oka, jak Silver zdenerwowana wybuchem jej bębenków słuchowych, wybiega z Wielkiej Sali. Blondynka chciała za nią krzyknąć, lecz jej głos nie przebił się przez alarm i wyglądało to tak, jakby była niema.
Po kilku dłuższych minutach, kiedy Aries już powoli traciła zmysły (jako hybryda Wilka i Człowieka, jest to oczywiste, że będzie mieć bardziej wyczulony słuch), Leaf skuliła się pod jedną z poduch, by stłumić dźwięk, a Hazel nieświadomie uniósł już swoją siłą umysłu kilka poduszek z parapetu czy książek z półek – nagle wszystko ustało.
Oprócz migających i denerwujących czerwonych światełek. Tak to wszystko ustało.
Zdezorientowane Anomalie rozglądnęły się w około i opuścili swoje dłonie wzdłuż ciała, choć jeszcze przez chwile trzymali je blisko uszu. Kolejny alarm byłby jeszcze mniej przyjemny.
Rozbrzmiewająca cisza, która przez pierwsze kilka sekund była ukojeniem, zamieniła się w ich przekleństwo, bo wydawało się, że była zbyt głośna i zbyt nurtująca.
Life wychyliła głowę z pod poduchy, w niezmienionej pozycji trwał tylko Hazel z mocno zaciśniętymi oczami.
Angel zauważyła jego reakcje dosyć szybko. Podeszła do chłopca i uklękła przy nim. Przez brak zainteresowania światem zewnętrznym i widocznym letargu blondyna, dziewczyna położyła mu swoje dłonie na jego i lekko wzięła ze swojego miejsca.
Chłopak od razu spiął się i rozejrzał, po chwili napotykając na twarz Doktorki, która go leczyła. Była uśmiechnięta i tylko tym, wywołała u niego przyjemne dreszcze.
— Jak się czujesz? — Zapytała nieco niższym i przyjemniejszym dla ucha głosem. Przemówiła cicho, jednak przez wcześniejszy alarm, wydawało się to jednak nieco głośne.
— A JAK MYŚLISZ?! — Natomiast Hazel nie przejmował się za bardzo swoim. Płakał, choć po policzku nie popłynęła mu ani jedna łza, natomiast białka jego oczu były czerwonawe. — Nie chcę już z wami uciekać — Pociągnął nosem. Mówił szybko i dość zdecydowanie jak na dziecko. — Zostawcie mnie w mojej celi w spokoju. Bez tego wszystkiego. To dla mnie za dużo.
Izabella pokazała grupie, by poszli za nią i zostawili tę dwójkę w spokoju, póki chociaż jedno z nich ich nie dogoni.
Angel puściła jego dłonie, a sam chłopiec zaczął trzeć sobie nimi oczy.
— Jesteś pewny? — Zapytała po raz kolejny, odpowiedziało jej skinienie głowy. — Nie będzie odwrotu...
„A raczej dużo nie zostanie z tej placówki jak uciekniemy" – Pomyślała różowowłosa. Złapała chłopca za dłoń i zaczęła go prowadzić w stronę jego przechowywalni tak jak o to prosił.
Reszta grupy, poszła pod ostatni przystanek z którego jeszcze się mogą wycofać. Jeszcze, ale tego nie zrobią, bo ludziom odbija gdy dostają do ręki broń i mogą decydować o życiu innych, czy je zakończyć, czy nie.
I może mówimy tu o podmiotach anomalnych, ale spójrzmy prawdzie w oczy – ty też chciałbyś zamordować kogoś, kto przetrzymywał cię w małym pokoiku i brał co jakiś czas na przesłuchania czy tortury.
Skojarzyło mi się to z Gestapo.
Wróciwszy do historii. Nasi bohaterowie znaleźli się w arsenale zbrojnym, lecz zanim weszli do środka, dostali od Izabelli kilka ostrzeżeń, a dokładnie to trzy:
CZYTASZ
Rozdział W Fundacji //SCP
FanfictionWystępują tu postacie canonowe z scp i fandomowe. Oczywiście, że podmioty anomalne są już niektóre wpisane. Zapisy są już zamknięte, a książka zakończona. Początek: 3.04 Zakończenie: 3.10