proszę pani
bo wie pani
przez całe dzieciństwo
rodzice naprani
mnie i brata
wciąż prali równo
prali nas jak błoto
prali nas jak gówno
bili tak mocno
aż im ciekła ślina
a pani tak słodka jest
jak pralina
ojciec znad drzwi
nie zdejmował krzyża
gdy nas bił
kablem od prodiża
no i był taki dzień
miałem dwadzieścia lat
obca mi była kultura
sztuka, newsy i świat
wszedłem do szopy
wściekły i ponury
i do rąk wziąłem
wyprawione skóry
matka się niemal
od tych
skór wiła
mnie oraz brata
o litość prosiła
a ja w rękach miałem
naprawdę skór wiele
co rodzicom rany
zostawiały na ciele
zostawiały siniaki
zostawiały szramy
wyszedł ze mnie skurwiel
skurwiły mnie omamy
nikt już mnie nie prał
jak prało się błoto
zostałem sam
zostałem sierotą
ach proszę pani
pod okiem ma pani
tyle czarnych cieniniech się pani ze mną ożeni