[ a t y w a r i a t ]
ciężko oddychał
w zapuszczonej bramie
i do antykwariatu
wszedł przemarznięty
spluwając przez ramięusiadł na stołku
w zamroczeniu i męce
i skacowaną parą
chuchał w krwawe
odmrożone ręce
psioczył i kurwił
na mróz, niepogodę
wytarł brudny rękaw
w lichą, siwą brodępalcem rozwiewał
dwóch świec płomienie
chciał ciało ogrzać
i puścić z cieniemze srebrnej piersiówki
coś łoił skulony
sam pił po kryjomu
odjechał mi ostatni
tramwaj do domu
siedziałem za ladą
w antykwariacie
była już noc i spytałem
czego chcesz, wariacie?
milczał i patrzył
tarł oczy zaropiałe
paznokciem rozdrapywał
zakażone strupy
„szukam komedii, piwa i zupy"
spojrzał błagalnie
zacząłem się bać
kaszlał i zrzędził
„szlag, kurwa mać"
tupnął i powiedział:
„miałem trzydzieści lat
i w spodniach w kant
odwiedzałem
zawszone audytoria
taka zawiła
ta moja historia
nieobce mi były panny
młodość, krew, narkotyki
byłem wykładowcą
technicznej fizyki
wynajmowałem nocą
pokoje na godziny
były ze mną panie
wyuzdane dziewczyny
ja byłem piękny i młody
mądry, ciekawy, szalony
koleją wracałem z hoteli
w ramiona własnej żony
no i dwadzieścia lat temu
chyba to było w maju
wsiadałem zmęczony
do tramwaju
siedział w nim kloszard
i razem
gniliśmy jak trupy
ja chciałem spokoju
a on chciał
komedii, piwa i zupy
nazywał się henry wood
i pod nocy osłoną
prowadzał się z pannami
i z moją własną żoną
z moją piękną kobietą
więc mu łeb roztrzaskałem
o beton"nie kryłem
wzburzenia
złości
niesmakuwyszedł
i przemoczoną kurtkę
zostawił na wieszakunad ranem wracałem do domu
i minęliśmy się w bramie
dojrzałem haft „henry wood"
na psychiatrycznej piżamie