Bal lekarzy powstał na pamiątkę wybudowania pierwszego szpitala w Kalifornii, organizowany jest corocznie, a zapraszani są na niego lekarze, pielęgniarki, biznesmeni i wszystkie ważne osobistości, które mają kasę. Główną częścią gali jest wręczenie nagrody doktorowi, który w minionym roku dokonał czegoś specjalnego. Jesteśmy tutaj tylko godzinę, a mi się już nudzi jak cholera. Źle się czuję pomiędzy tymi sztywnymi ludźmi, którzy chyba nigdy się nie uśmiechają. Za to moi rodzice świetnie się bawią, zostawili mnie przy stoli na pastwę losu, a sami wzięli po kieliszku szampana i poszli w tango.
Westchnęłam i rozglądnęłam się po sali. Ogromne pomieszczenie wyglądało na bardzo eleganckie, ściany w perlistej bieli, ozdabiały tylko złote kinkiety. Z sufitu zwisały kryształowe żyrandole. Dębowa podłoga, zapewne bardzo stara, sprawiała wrażenie jakby położono ją dopiero wczoraj. Część jadalną od tanecznej, oddzielały czerwone kotary, przewiązane grubym złotym sznurem.
Kreśliłam różne wzory na białym obrusie, popijając sok pomarańczowy. Gdyby tak coś się zadziało na tym balu, na przykład jak w tych filmach, ktoś dał sobie w pysk i wywiązałaby się awantura, albo jakieś kobiety przyszły w tych samych kieckach i powyrywały za to włosy. Było by ciekawie, a tak siedzę sama przy stoliku w towarzystwie niebotycznego bukietu kwiatów, a od ich zapachu kręci mnie w nosie. Mój żołądek też dał o sobie znać, obiad był tak mały, że pochłonęłam go w pięć minut. Z jednej strony powinnam się cieszyć, moja sukienka która w pasie była dopasowana, nie uwydatniła mojego wypasionego brzucha, bo go po prostu nie było.
Wypiłam czwartą szklankę napoju i gdy już chciałam ją napełnić, ktoś szarpnął moje ramię. Karafka z sokiem, z głuchym łoskotem upadła na podłogę roztrzaskując się na milion kawałków, ochlapując przy tym moje nowe szpilki. Rozmowy na sali ucichły, a wzrok wszystkich został skierowany w moją stronę. To jakieś cholerne fatum, od kilku tygodni jestem obiektem zainteresowania, jak nie w szkole to tutaj. Do tego zawsze stoi za tym jeden człowiek. A jego perfumy, przebiły nawet aromat kwiatów i dotarły teraz do moich nozdrzy.
-Smith czy ty mnie śledzisz ?!- warknęłam pod nosem, wyrywając rękę z jego uścisku.
-Nie Alice i ... przepraszam za to - przetarł kark i spojrzał na mnie spode łba. '
-Przepraszasz, człowieku gdzie się nie pojawisz kompromitujesz mnie na całego- nie przejmowałam się już innymi gośćmi, tylko całą złość skierowałam w osobnika przede mną.
-Wiem naprawdę jest mi przykro, ale nie przejmuj się kelnerzy już się tym zajmą
-Co ty tu w ogule robisz ?!- wymachiwałam rękoma, próbując się uspokoić- twoi rodzice nie są lekarzami, po coś tu przylazł, ja się pytam !
-Może i nie są, ale są potwornie bogaci, to daję przepustkę na wszystkie gale i imprezy w tym kraju - wyjaśnił i nieudolnie próbował złapać moje dłonie.
-Czego ode mnie chcesz- wyszłam z kałuży, która utworzyła się pode mną.
-Musisz mi pomóc, błagam - spojrzał na mnie, niczym kot ze Shreka.
-Ja tobie - zrobiłam krótką pauzę- nigdy
-Alice, to jest sytuacja życia lub śmierci- wziął moje dłonie w swoje- zapomnij o tym co mówiłem w kawiarni, przestań się wkurzać i pomóż mi, zrobię co zechcesz- westchnął.
-Co zechcę- zamyśliłam się - z doświadczenia wiem, że nie warto wchodzić z tobą w układy, zawsze zawodzisz
-Obiecuję-przyłożył rękę do piersi- biorę to jako twoją zgodę, a teraz chodź- pociągnął mnie za sobą.
Przebierałam nogami w wysokich szpilkach, próbując za nim nadążyć, nie wywalić się, a przy okazji wyglądać elegancko. Posyłałam przepraszający uśmiech gościom, którzy obrywali moją torebką. Szłam w niewiadomym kierunku, z chłopakiem, którego odrzuciłam. To nie zwiastuje nic dobrego. Daniel zatrzymał się gwałtownie, przez co wpadłam na jego plecy. Zaklęłam cicho, jego mięśnie są zrobione z betonu ? Potarłam nos, uderzając go moją kopertówką w ramię. Niech troszeczkę uważa, nie jestem workiem kartofli. W odwecie poczułam jak obejmuję mnie i przyciąga do swojego boku. Podniosłam na niego zdziwiony wzrok.
CZYTASZ
I need your love
Teen FictionAlice od zawsze kochała książki, kochała dwójkę swoich różnych jak dwa płatki śniegu przyjaciół, kochała też swoją zwyczajną niczym nie wyróżniającą się pozycję w szkole. Do czasu gdy to ON prawie jej nie zabił, oj zabił to wielkie słowa, potrącił...