Rozdział 45

7.6K 243 46
                                    

Wynik był... negatywny. Odetchnęłam z ulgą. Ale w takim razie co mi jest? Najlepiej będzie jak zwolnią się z reszty lekcji. Naprawdę źle się czuję.

Po tym jak wyjaśniła wszystko nauczycielce. Ta zadzwoniła po moich rodziców. Bardzo nie chciała aby to oni przyjechali ale no cóż trudno.
Pod szkołę przyjechał samochód mojego NIE ojca do którego wsiadłam.
- Wszystko dobrze? Jak się czujesz?- zadawał pytania niby taki zatroskany a jak przychodzi co do czego to się córką nie interesuję.
- Tak po prostu źle się czuje. Możesz odwieść mnie do Isaac'a?
- Dobrze córeczko- on nie ma prawa mnie już tak nazywać. -Nie jestem twoją córką- warczę a ten robi tylko smutny uśmiech i parkuję przed moim aktualnym miejscem zamieszkania . - Dziękuje- mówię i wychodzę a następnie kieruję się ku wejściu do środka.

Gdy jestem w środku nikogo nie słyszę co znaczy że mój mate jest w gabinecie. Człapie powoli w to miejsce. Nie mam siły dosłownie na nic.
W gabinecie siedzi mój mate i wypełnia jakieś papiery.

- Rose co ty tu robisz ? Z kim wróciłaś? Dobrze się czujesz?- zadawał szybko pytania a ja nie miałam siły się nawet odezwać.
- Trochę mi słabo - wydusiłam a Isaac w ekspresowym tempie znalazł się przy mnie i wsią mnie na ręce. Zaniósł mnie do naszego pokoju i położył na łóżku . Lecz po chwili znów poczułam jak wszystko podchodzi mi pod gardło. Wstałam i pobiegłem do łazienki. Zaczęłam wymiotować. Mój chłopak wyleciał za mną spanikowany.
- Oh Rose- przytrzymał moje włosy. Gdy skończyłam nie miałam siły wstać.
Isaac wsią mnie na ręce i ponownie położył na łóżku.
- Skarbie mam wezwać lekarza? Strasznie źle wyglądasz- mówi zatroskany
- Tak to są słowa które chce usłyszeć każdą kobieta- zaśmiałam się słabo
- Kochanie wiesz że nie o to mi chodziło. Jesteś najpiękniejsza na świecie nawet gdy jesteś chora po prostu się o Ciebie martwię.
- Nie musisz. Nic mi nie jest naprawdę. Po prostu zjadłam coś nie świeżego. - uśmiecham się słabo.
- Może...
- Isaac naprawdę nic mi nie jest. Przytul mnie będzie mi lepiej- wyciągam w jego stronę ręce.
Chłopak już nie protestował tylko wtulił się w mój odsłonięty brzuch i pocałował mnie w podbrzusze a mi naprawdę zrobiło się lepiej.

Obudziłam się z ciężarem na brzuchu i uczuciem że ponownie chce mi się wymiotować. No ludzie ile można. Zwaliłam chłopaka z siebie pobiegłem do łazienki gdzie po raz kolejny zwymiotowałam. Boże przecież ja już nawet nie mam czym wymiotować.
- Dobra koniec tego wzywam lekarza a ty młoda damo do łóżka i nie ruszać się.
- Ale Isaac...
- Nie kochanie. Proszę idź do łóżka i daj się zbadać. Martwię się o Ciebie.
- Dobrze staruchu- ulegam. Naburmuszona wracam do łóżka i związuję włosy w wysokiego koka na wypadek ponownej wizyty w łazience.
- Tylko nie staruchu- staje na mną
- Zachowujesz  się jak nadopiekuńczy ojciec. Nie mam 2 latek wiem kiedy coś się ze mną dzieję. Więc dobrze wiem że to tylko lekkie zatrucie i mi przejdzie- wybucham
- Kochanie spo....
- Jeśli masz zamiar mnie uspokajać to nie radzę bo możesz skończyć na kanapie- warczę wkurzona
- Przepraszam- kuli się. No proszę kto by pomyślał drobna kobieta na do datek chora a umiem zapanować nad wielkim groźnym Alfą. Uśmiecham się w duchu.
- Strasznie mi nie wygodnie. Przepierzesz mnie? - zmieniam temat
- Z przyjemnością- uśmiecha się łobuzersko
- Nie licz na nic- śmieje się gdy wyciąga swoją bluzę i moje czarne dresy.

Siada obok mnie i powoli zaczyna odpisać moje spodnie. Zsuwa je powoli całują przy tym moje uda. Zakłada mi dresy i ściąga bluzkę. Odwracamy się od niego plecami.
- Zdejmij mi stanik. Jest taki nie wygodny.- mówię uwodzicielko.
- Jak sobie życzysz - wychrypiał z wyczuwalny podnieceniem w głosie. Powoli i uważnie rozpina zapięcie stanika a ten opadł po moich ramionach. Przeniósł ręce do przodu I zaczął masować moje piersi. 
- Ej miałeś mnie ubierać - zaczęłam się śmiać - Zostaw i mnie ubierz - nadal chichoczę 
- Cii- szepną do mojego ucha
Do jego rąk doszły delikatne pocałunki składane na szyi a ja prawdę  przestałam się śmiać i odpłynęłam. Gdy nagle przestał.
- Rose co to jest? - spytał poważnie
- Co jest co? - pytam zdezorientowana 
- To to masz na szyi. Czemu ja nie widziałem tego wcześniej? - zaczął panikować. 
- Nie rozumiem o co ci chodzi. Co mam na szyi?- o czym on mówi?
Zakryłam ręką piersi i podreptałam do łazienki stając tyłem do lustra. Przypatruję się mojej szyi i zauważam coś czego nigdy jeszcze tam nie widziałam. Znamię. Znamię w kształcie gwiazdki. Dotykam go palcem.

...

~ Słyszę kobiecy krzyk. Ale nie widzę z skąd może dobiegać. Jedyne co widzę to piaskownicę. A w niej dziecko. Brązowowłosą dziewczynkę bawiącą się lalkami.  Nikogo  innego  nie ma. Jest tylko to  dziecko I ja. Nie wiem co się dzieje. Nagle brunetka zaczyna iść w kierunku lasu. Mam złe przeczucie.
Dziewczynka idzie już dłuższą chwilę a ja podążam za nią. Nie wiem gdzie jestem. Dlaczego tu jestem. A przed wszystkim dlaczego nikt mnie nie widzi I nie słyszy. Brunetka wygląda jak zahipnotyzowana. Nic ją nie obchodzi tylko idzie przed siebie. Nagle zatrzymuję się A za drzew wyłania się wysoka I blada postać. Jest straszna. Nawet ja się jej boję.
Dziecko jakby się właśnie obudził przeraziło się I rozpłakało. Ja za to patrzyłam na poczynania chłopaka. Podszedł do brunetki I wziął ją na ręce.
- Oh mała tak długo cię szukałem a teraz jesteś moja. Mogę zrobić z tobą wszystko co mi się żywnie podoba. Z twoją mocą pokonam wszystkie watahy.- zaczął się złowieszczo śmiać. Gdy naglę jego śmiech się urwał a jego klatką piersiową zaczęła krwawić. Złapał się za to miejsce upuszczając brunetkę. Strzała przebiła go na wylot. Zaczął  się dusić a jego krew rozległa się we wszystkie strony. Brunetka chciała uciekać gdy nagle  pojawiło się dwoje ludzi.
- W końcu dorwaliśmy  go.  Nie będzie już zagrażał nikomu. - powiedziała kobieta łudząco przypominająca moją matkę.
- O boże dziecko - krzyknęła gdy zobaczyła brunetkę skuloną na trawie. O boję z mężczyzną podeszli do dziewczynki.
- Hej maluchy. Gdzie jest twoja mamusia? Zrobiłaś  się? - zaczął mężczyzna
- Ja ... Ja nie wiem . Ja byłam ... i wtedy... a ten pan...- rozpłakała się.
- Już dobrze kochanie pójdziesz z nami dobrze ? - kobieta bierze dziewczynkę na ręce.
- Uhm- dziecko powoli zasypia w jej ramionach. ~

...

~ Teraz widzę Iris. Wykończoną ale szczęśliwą. Dumnie pokazuję noworodka swojej rodzinie.
- Jestem taka szczęśliwa że jesteście tu że mną. Wszyscy .- głaszcze synka po główce.
- Nina , Gabi, Niki to wasz nowy braciszek Oscar. - przedstawiła synka. Ale ja widziałam tylko 2 dzieci.
- Zaraz gdzie jest Gabriela? - zaniepokoiła się Iris.- Jonathan?
- Spokojnie zaraz ją znajdę...~

...

~- Jak to jej nie ma?
- Kochanie spokojnie to tylko kwestia czasu znajdziemy ją~

...

~- Czuła bym gdyby umarła - płacze~

...

~ Ta dziewczyna to nie nasza córka. Nasza córka miała znamię w kształcie gwiazdki na szyi~

...

Wszystko dotarło do mnie że zdwojoną siłą. Widziałam przeszłość...


Ocknęłam się z głową na kolanach mojego mate.
- Skarbie wszystko dobrze?
- Isaac ja widziałam przeszłość- wykrzyczałam
- Słucham? Chyba mocno walnęłaś się przy upadku- martwił się
-Nie Isaac ja naprawdę widziałam przeszłość. Moją przeszłość.
- Kochanie chyba wezwę lekarza ...
- Isaac to ...

________________________________

Powiem wam szczerze kochani. Pisałam ten rozdział kilka razy i nadal nie jest według mnie idealny. Moja wena płata mi figle I nie mam pomysłów na nic. Nie wiem jak to będzie dalej z tą książką... 

Tym czasem dziękuję I....

Do następnego...👋❤

(𝒩𝒾𝑒) 𝒥𝑒𝓈𝓉𝑒𝓂 𝒯𝓌𝑜𝒿𝒶 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz