Bezdomny cz. 1

2.3K 142 75
                                    

-JiangChengJiangChengJiangCheng! Słuchaj, bo nie uwierzysz!

  Mężczyzna, na dźwięk rozemocjonowanego, lekko piskliwego głosu, uniósł zbolały wzrok znad lekko pogniecionych papierów i posłał bratu cierpiętnicze spojrzenie.

-Skoro i tak nie uwierzę, to po co mam słuchać...? - zapytał, zrezygnowany unosząc jedną brew. Rozjaśniona ekscytacją twarz Wei'a i tak wymownie alarmowała, iż nie uniknie nadchodzącej właśnie opowieści, więc w zasadzie równie dobrze może przestać próbować. Wei również doskonale o tym wiedział, bo bez skrępowania przeskoczył przez podłokietnik sfatygowanej kanapy i wylądował na nim przy wtórze miękkiego huku.

-Więc wyszedłem dziś na miasto... - zaczął, trochę nieobecnym głosem, chłopak.

-Jak zwykle... - wtrącił mu Jinag Wanyin, odkładając papiery i siadając przodem do Wei Yinga. Ten zmarszczył na niego karcąco brwi, aby powstrzymać od dalszego przerywania.

-No więc, byłem na mieście...! - zaakcentował mściwie, z chytrym uśmieszkiem. - Grałem na flecie w jakiejś uliczce. Nawet jacyś ludzie rzucili mi parę juanów! Chociaż mogłoby ich być więcej, gdy tak sobie teraz myślę...

-Do rzeczy! - pośpieszył Jiang.

-No więc byłem w jakieś uliczce. Taki wiesz, zaułek, powiedziałbym nawet, że niezły syf, ale jakoś nie miałem dziś ochoty na duży koncert, po prostu chciało mi się pograć...

-Wei... - syknął młodszy ostrzegawczo.

-Ok, ok! Już przechodzę do rzeczy! - chłopak obronnie zamachał rękami. - W każdym razie grałem sobie w zaułku i nagle czuję, że ktoś mnie obejmuje...!

  Jiang Cheng uniósł sceptycznie brew.

-Przecież wiem jak to brzmi! Ale poważnie! Stoję sobie, gram, nikomu krzywdy nie robię, nikogo nawet nie widzę, bo akurat zamknąłem oczy, a tu nagle czuję ręce, tu, tuż nad podbrzuszem... - pokazał, kładąc dłonie we wskazanym miejscu, odrobinę się przy tym spinając. - Z tyłu też czułem, że ktoś za mną stał. Zdecydowanie nie kobieta. W sensie, wiesz, to musiał być facet. Za twarda klatka piersiowa i za wysoki na kobietę. Przyznam szczerze, na początku się przestraszyłem, że to jakiś gwałciciel, albo coś... - przełknął nerwowo ślinę - ...ale on tam tylko stał. Poważnie. Zamarłem na jakiś dobre pół minuty, nie wiedząc, czy próbować się uciec, bronić się, czy co... Ale on przez cały czas tylko stał - nic nie robił, nic nie mówił, jedynie czułem jak ktoś oddycha mi w kark i mocniej zaciska ręce na brzuchu. Mam wrażenie, że chyba przez chwilę mnie wąchał... - mruknął skonfundowany Wei.

  Jiang Cheng patrzył na niego bez słowa, stuprocentowo skupiony. Na początku uważał całą opowieść jedynie za kolejne, jakże fascynujące!, sprawozdanie z wybryków na mieście. Lecz teraz zaczynał się poważnie niepokoić...

  -A nie pachniałem ładnie! - zastrzegł natychmiast WuXian, unosząc palec do góry. - Śmierdziałem! Zresztą, pewnie sam czujesz - przyznał, machając na brata. - Ostatnio kąpałem się trzy dni temu, muszę śmierdzieć - dodał, jakby próbował przekonać sam siebie. - Więc facet na pewno nie zrobił tego, żeby się od tak poprzytulać! Błagam, wyglądam jakbym był bezdomny! Ostatnim, co mógłbym przypominać, jest pluszowa przytulanka! - zawołał dramatycznie chłopak, rzucając się w poprzek kanapy i lądując głową prosto na kolanach Chenga. Ten syknął cicho, czując nagły ciężar.  - Wtedy uznałem, że to musi być jakiś szaleniec. Wiesz, wydawało się to logiczne: łazi po mieście i obłapia przypadkowych ludzi. No to postanowiłem się odwrócić, żeby zobaczyć, czy wygląda jak szaleniec...

  "Debilu, to tak nie działa..." - pomyślał zirytowany Wanyin, ale zachował komentarz dla siebie. W zamian zaczął przeczesywać palcami przydługą grzywkę chłopaka, trochę próbując uspokoić jego, ale w dużo większej mierze - samego siebie.

Cut-sleeves || Mo Dao Zu Shi One-Shoty ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz