Czerwona nitka

1.3K 75 9
                                    

  Zawsze bał się swojej czerwonej nici.

  W zasadzie, to nie wiedział dlaczego. Nie miał w zwyczaju bać się rzeczy, a jeśli już, to natychmiast łamał ten strach, pchając się prosto w jego ręce.

  Co on gadał...?

  Nie znał strachu.

  Ale jednak jego czerwona nić...ona zawsze wprawiała w jakiś trudny do zdefiniowania niepokój. Jakby szeptała matczynym, steranym głosem: "Nie dotykaj!". I może właśnie dlatego, że ten głos wydawał się matczyny... a może dlatego, że przy tym zdawał się być zimny oraz obcy...

  Chyba dlatego nigdy jej nie dotknął.

  Od dziecka ich: jego i jego przyjaciół, uczono, że każdy ma swoją czerwoną nitkę, której drugi koniec zobaczą we właściwym momencie. I ten koniec pokaże ich Yin*.

  Ale nikt nie był w stanie określić kiedy nastąpi ten "właściwy moment".

  Ponieważ to nie zawsze musi być pierwsze spotkanie. Często momentem objawienia nitki następuje dopiero po nawiązaniu głębszej, emocjonalnej relacji. To mogą być tak samo godziny, jak i lata.

  A czasem nieskończoność.

  Czy jego nitka zapowiadała nieskończoność...? Tego nie wiedział. Ale wiedział, że nie chce się nią bawić, tak jak robili wszyscy inni. Kiedy reszta dzieci zafascynowana okręcała wokół siebie cienkie, czerwone włókna, on udawał, iż nie dostrzega swojego, a jeśli już zawieszał na nim oko - robił to nerwowo, z podejrzliwością oraz niepokojem.

  Jakby nić miała zaraz ożyć i się na niego rzucić, udusić.

  Czasem myślał, że w ogóle nie chce swojej nici...


  Zaczęło się od tego, że nić wydała się...czerwieńsza. 

  Początkowo nie zwrócił na to uwagi. Nie był znawcą ani kolorów, ani odcieni, żeby coś takiego zauważyć. Jednak kiedy ta zaczęła emanować delikatną poświatą, która ciągnęła się za nim podczas Nocnych Łowów - wtedy zauważył.

  Przeraził się.

  W nocy z trudem zamykał oczy, długo wpatrzony w iluminującą linię, która w jakiś upiorny sposób przykuwała do siebie wzrok na długie godziny, nie pozwalając przez ten czas uspokoić rozbieganych szaleńczo myśli. Było tak jakby jej światło je ciągnęło, prowokowało, wywodząc coraz dalej ku...czemu właściwie?

  Do czego chciała go doprowadzić jego własna nić...?

  Potem zrobiła się mocniejsza. Czuł, jak twardo ciągnie go w swoją stronę, ilekroć przywołuje w pamięci jej obraz. Jak sztywno oplatała mu palec, raczej jak krzew kolczasty, niż niewinna wstążka. Czasem niespodziewanie odnosił wrażenie, iż odcina mu dopływ krwi w serdecznym palcu, a z kolei innym razem - jakby odcinała dopływ krwi do całej reszty ciała.

  Bał się jej dotknąć. Dużo bardziej niż wtedy, kiedy był małym chłopcem.

  Miał wrażenie, że ta nitka stała się epicentrum jego wszechświata, jego małą obsesją. Nie mogąc spać wymykał się w nocy i podążał jej śladem, szukając drugiego końca, ale ta zawsze urywała się w miejscu, gdzie powinna być druga część solidnego wiązania.

  Gdziekolwiek nie wychodził, najpierw musiał ją zlokalizować. Jakby ustalał pozycję przeciwnika, by nie dać się w którymś momencie zaatakować zza pleców.

 Miał wrażenie, że jest żywa. Z każdym kolejnym miesiącem utwierdzał się w tym przekonaniu i jakkolwiek wiele osób powiedziałoby mu, iż jest to irracjonalne - nie zmieniłby zdania. Wiedział. Czuł jej reakcje, jej nastroje i ciągłe napięcie, które skrywała gdzieś w gotowości, jakby szykując zasadzkę, która miała go pożreć.

  Kiedy przebywał ze sobą sam za sam, czyli wtedy, kiedy był aż zbyt świadomy jej namacalnego istnienia - robił wszystko, aby nie nawinęła się pod jego palce. Przez to procesy przebierania, czytania i nauki przypominały nieustanny, skomplikowany taniec, który szybko stawał się prawdziwie wykańczający. Ale zdecydowanie lepszy od dotyku szorstkiej, rozpalonej liny na skórze.

    Wkrótce nić zaczęła przypominać ciężki, niezgrany sznur, który ciągnął się za nim jak kajdany, na każdym kroku przypominając o swoim istnieniu.

  Miał wrażenie, że od tego zwariuje.




  Bał się swojego sznura.

  Ale w momencie, gdy zrozumiał dlaczego - było już za późno.

  Wiązanie właśnie pękało tuż nad jego głową, a czerwona, iluminująca barwa gasła oraz zmatowiała, szarzejąc jak popiół po ogniu.

  Jego nić przeznaczenia właśnie pękała.

  A później nie było już nic.


***


-Czy nici przeznaczenia przechodzą za nami po śmierci...?

-Cóż...myślę, że tak. W jakiś sposób na pewno tak.

-A przechodzą też z naszym ciałem...? Czy tylko z duszą...?

-Myślę...Wydaje mi się, że to kwestia obydwu. Ale zgodnie z legendami, nici są przywiązane bezpośrednio do ciała.

-Czyli jeżeli ktoś odrodzi się jedynie duszą, to już nie będzie miał swojej czerwonej nitki...? Co wtedy zrobi...?

-Cóż...Wtedy będzie dźwigał cudzą, najpewniej pękniętą, nić przeznaczenia do końca nowego życia.




*Yin i Yang - ze względu na kulturę Chińską uznałam to za bardziej stosowne od dwóch połówek albo bratnich dusz. Yin jest tożsame z kobiecym aspektem natury, więc uznałam, iż chłopców będą uczyć raczej o znajdowaniu swojej Yin, niż Yang.



  Napisałam to w czterdzieści minut, wliczając korektę (być może do godziny) pod wpływem jakiejś dziwnej, melancholijnej weny. Nie wiem, co z tym ostatnio mam, bo "Jaki był ten dzień" utrzymałam w podobnym klimacie. Dlatego chyba należałoby niedługo wstawić coś w lżejszym tonie... No ale zobaczymy: Fećka nie sługa, a służyć to mogę co najwyżej ja jej, więc czas pokaże.

  Co do ewentualnych pytań, o kim mówi shot - pozostawię to w domyśle. Przy czytaniu rzuca się na myśl jedna, konkretna postać i jestem tego świadoma, ale myślę, że spokojnie da się przeważającą część tej małej rozprawki (?) przypisać większości bohaterów, a ja sama na pierwszym miejscu utożsamiam ukrytego narratora z aż dwiema postaciami, więc nie narzucam przy czytaniu określonego sposobu myślenia. Odbierajcie to jak chcecie.

  Poniżej wstawiam jeszcze animację, którą inspirowałam się przed pisaniem, która, wyjątkowo, dotyczy "Heaven's official blessing", nie MDZS:

  <3

  ~Zawsze Wasza

   Nico

 

Cut-sleeves || Mo Dao Zu Shi One-Shoty ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz